C h a p t e r S e v e n t e e n

1.3K 79 22
                                    

Znajdowaliśmy się na jakiejś dzikiej polanie bóg wie gdzie, a jedyne co nas otaczało to wysokie drzewa i krzewy. No i oczywiście ten tajemniczy drewniany domek, który miał swój urok.

Ogólnie była to bardzo ładna okolica. Wszędzie zieleń, cisza i spokój. Idealnie dla naszej dwójki. Ale na wakacje, a nie ukrywanie się przed odsiadką w więzieniu.

Moglibyśmy tutaj urządzać prywatne tylko dla naszej dwójki mini koncerty rockowe, czytać książki, robić pikniki. Miejsce było idealne.

Chłopak zauważył to jak z uśmiechem się przyglądam wszystkiemu dookoła, a na jego twarz też wpłynął uśmiech. Podszedł do mnie od tylu i przytulił. Swoje ręce owinął wokół mojej talii,a głowę oparł o moje ramie.

- Po tym wszystkim... - zaczął. - Przyjedziemy tu we dwoje. Tylko my. Zostaniemy tutaj ile będziemy chcieli i będziemy robić co nam się tylko podoba. - wiedziałam co brunet miał na myśli mówiąc co nam się tylko podoba, więc zaczęłam kręcić głową z niedowierzaniem.

- Munson ile jeszcze masz tych domków, co? - rzuciłam sarkastycznie na co chłopak się zaśmiał.

Naprawdę bardzo zastanawiało mnie skąd ciemnooki miał tyle kryjówek. Raczej jego rodzina nie była nie wiadomo jak bogata. Wręcz przeciwnie. Z opowieści bruneta można było wywnioskować, że ledwo wiązali koniec z końcem.

- Tylko nie panikuj, dobra? - zaczął, a na moją twarz wpłynęło zdezorientowanie. - To jest domek mojego... em no wiesz.

- Nie, nie wiem. - rzuciłam obojętnie. - Wujka? Cioci? Babci? Kuzyna? Dziecka?

- W pewnym sensie tak... - podrapał się lekko po głowie. - No wiesz takiego dobrego kuzyna...  ehm dilera. - dodał ostatnie słowo cicho pod nosem zagłuszając je dodatkowym kaszlnięciem, przez co było praktycznie niesłyszalne. Specjalnie tak, abym go nie usłyszała. Jednak słuch miałam niezawodny.

- Nie ma opcji. Wracamy do mnie do domu. Schowasz się gdzieś w piwnicy. - powiedziałam stanowczo.

Moja mama w końcu o wszystkim wiedziała, więc raczej nie miałaby nic przeciwko temu, aby chłopak u nas został dopóki wszystkie się nie wyjaśni. Gorzej z tatą. On nie miał o niczym pojęcia i narazie tak miało zostać, bo stawiam wszystko na to, że by nas wydał policji. Ten człowiek zawsze się trzymał zasad. Dlatego ukrywałabym go przed policją, bandą Jason'a, ale i przed własnym ojcem.

Zdawałam sobie sprawę z tego jak sytuacja była poważna, ale bardziej przekonującym miejscem do ukrycia się był mój dom niż ta chatka. Jak wspominałam miała swój urok, ale nie miałam zamiaru spędzać kolejnych z „dobrym kuzynem dilerem" jak to nazwał Eddie.

Nie nie nie. Ćpunowi podziękujemy.

- Czy ciebie pojebało? Złotko, czy ty się dobrze czujesz? - ciemnooki zaczął przykładać mi rękę do czoła udając, że sprawdza mi temperaturę. - Po pierwsze. Mamy samochód Jasona. Jak wrócimy do miasta nas pierwszych złapią, gdyż istnieje coś takiego jak tablica rejestracyjna. Po drugie Jason dalej prowadzi swoje „polowanie na świra" i myślę, że może się kręcić w okolicach naszych, czy naszych znajomych domów. Jednym z jego wspaniałych pomysłów może być wstąpienie do właśnie twojego domu oraz wypytanie wszystkich członków twojej rodziny, a w tym twojego brata, który jako pierwszy by nas wydał bez żadnych skrupułów. - O kurwa Clark. Na śmierć o nim zapomniałam. Ciekawe co się u niego dzieje. Co prawda tak jak wspomniał Munson nie dogadywałam się z nim, ale jednak był moim bratem i chciałam wiedzieć jak on sobie radził w sytuacji tych wszystkich morderstw. - Dlatego zostajemy tutaj. Czy Ci się to podoba, czy nie. Przeżyłaś nie jedną noc w mojej przyczepie to przeżyjesz też tutaj.

Długowłosy skończył swoją wypowiedź, a ja tylko przewróciłam na to oczami i ruszyłam przekręcając się na pięcie w stronę jakiejkolwiek drogi.

Nie miałam zamiaru się odwracać i sprawdzać reakcje chłopaka, ale z odległości czułam jak brunetowi powoli kończyła się cierpliwość, a mój czyn wcale mu w tym nie pomagał.

- Kurwa Lily! - Krzyknął. - Wracaj tu! Cholera jasna! - jednak, gdy zobaczył, że nie reaguje zaczął szybkim krokiem iść w moją stronę.

- Zostańcie z Lucasem i panem kuzynem ćpunem, a ja znajdę coś dla siebie. - krzyknęłam przez ramię.

Wtedy odezwał się ciemnoskóry chłopak, który przez to, że miał słabe przebicie w tłumie, a raczej w kłótni naszej dwójki, wolał wcześniej nie ingerować siedząc cicho, przysłuchując się temu co się właśnie odwalało.

- Słucham? - zaczął poirytowany Lucas. - Jestem praktycznie waszym zakładnikiem. Wpakowaliście mnie do tego cholernego auta, a następnie wywieźliście bóg wie gdzie. Na dodatek próbujecie mi wmówić, że chce siedzieć w zasranym domku jarając trawę z Munson'em i jego rodziną? - prychnął. - No bo w końcu marzeniem każdego nastolatka nerda jest zjaranie się w sytuacji życia i śmierci. Wybacz Lily, ale to nie ty jesteś tutaj poszkodowaną.  - auć zabolało.

Ale może on miał rację? Może faktycznie odrobinę przesadziłam? Może nie powinnam na nich tak naskakiwać zwłaszcza, że sami mogli zdziałać niewiele. W końcu razem w tym wszystkim siedzieliśmy.

Stanęłam i wzięłam głęboki oddech uspokajając się. Następnie powoli się obróciłam i ruszyłam w stronę brunetów. Wtedy zauważyłam jak nagle Sinclair rzuca się w stronę samochodu, a na jego twarz wpływa jakby wpływa uśmiech spowodowany podekscytowaniem.

- Luc... as. N.. i sisz... t..go r..obi.. - usłyszałam szum wydobywający się z krótkofalówki.

Działała...

Sama zaczęłam skakać z radości i biec w kierunku dwójki przyjaciół. Mój entuzjazm był tak wielki, że w wyniku roztrzepania nie zauważyłam Eddie'go i najzwyczajniej w świecie na niego wpadłam. Wszystko byłoby super, gdyby ciemnooki miał odrobine równowagi, czy chociażby nie był pod wpływem, bo chwilę później on leżał przygnieciony przeze mnie na trawie.

- Czyli faktycznie na mnie lecisz. - zaczął się śmiać długowłosy, na co ja mu zawtórowałam.

Zaczęłam powoli wstawać, jednak na marne. Zamiast tego zostałam zamknięta w uścisku przez chłopaka i poczułam jak miękkie usta zatapiały się w moje.

Po niecałej minucie oderwałam się od niego i wstałam zostawiając go leżącego na ziemii. Teraz już na serio patrzyłam pod nogi, czy chociażby na boki, bądź przed siebie i ruszyłam w stronę Sinclair'a opierającego się o wóz Munson'a.

Ten, gdy mnie zobaczył, zaczął się jeszcze bardziej szczerzyć, a następnie zaczął wymachiwać słuchawką w moją stronę na znak dobrych informacji.

- A więc jak tam? - zapytałam podekscytowana klaszcząc w dłonie.

- Dustin'owi chyba udało się z nami połączyć. Jestem prawie pewny, że to był jego głos. Jedynym problemem jest to, że za cholerę nie mogłem go zrozumieć. - wtedy głos odezwał się ponownie. Byłam pewna na 100%, że to był Dustin.

Wzięłam urządzenie od chłopaka i zaczęłam kręcić guzikiem zmieniającym częstotliwość. Już po chwili można było usłyszeć normalne wyrazy.

- Lucas znasz Eddie'go. Wiesz, że by tego nie zrobił. Nie musisz nam pomagać, ale im też nie. Po prostu bądź neutralny.

O kurwa to działało. Tylko teraz mieliśmy jeszcze jeden problem. Co ustawić, żeby połączyć się z naszymi przyjaciółmi, a nie bandą dzikich koszykarzy.







Rozdział po długiej dłuuuuuugiej przerwie jest. Także jak wam się podoba? 

Jak wspominałam ostatnio historia zaczęła iść w trochę inną stronę niż w serialu. Po prostu przypadkiem dałam coś co zmieniło całą moją koncepcję na to opowiadanie także tak.

Jak wam mijają wakacje? Wyjechaliście gdzieś, czy może spędzacie je w domu? Koniecznie napiszcie<33

Buziaki
Wasza Wiki
<3333333

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 05, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

 Let me be yours - Eddie MunsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz