Rozdział XII

3.7K 448 12
                                    

- Jesteś pewien?
Felix skinął głową.
- Oczywiście. Popatrz na nich tylko. Spiczaste uszy, długie włosy. A poza tym mają elfickie miecze. Takie jakie widziałem w starych księgach.
Spojrzałam z powątpiewaniem na wędrowców. Jednak po chwili moje wątpliwości zniknęły. Felix miał rację.
- Co oni tu robią? - spytałam, mimo że chyba znałam odpowiedź.
- Nie jestem pewny - odparł wolno mój przyjaciel. - Ale mam niemiłe przeczucie...
- Że mają coś wspólnego z nim - dokończyłam mając na myśli Narrana.
Młodzieniec wzruszył ramionami.
- Albo to tylko przypadek, że zjawili się tu niedługo po nim.
- Ależ Felix! Przecież od lat ich tu nie widziano-zaprotestowałam.
On tylko pokiwał głową i przeniósł wzrok na wędrowców. Zrobiłam to samo.
Elfowie przez większość czasu milczeli. W ciszy zjedli posiłek, który podał im, zdumiony i trochę przestraszony, Gerard.
Jeden z nich, ten w srebrzystym płaszczu zauważył, że się mu przyglądam i uśmiechnął się do mnie. Onieśmielona odwróciłam wzrok. Odniosłam wrażenie, że był on kimś w rodzaju dowódcy. Miał jasne, niemal białe włosy i granatowe oczy. Wydawał się najmądrzejszy i najbardziej doświadczony z całej grupy. Widać było, że jest silny, a walka bez wątpienia była mu nieobca.
Gdy przybysze zjedli posiłek właśnie ten elf odezwał się miękkim głosem:
- A teraz jak najszybciej go znajdźmy.
- Sądzisz, że go tu znajdziemy? - spytał niepewnie jeden z jego kompanów.
Zapytany tylko skinął głową. Cała grupa wyszła z gospody.
My pośpieszyliśmy za nimi.
Szli drogą najwyraźniej czegoś szukając. A raczej kogoś.
Miałam nadzieję, że nie Narrana.
Jednak natknęli się na niego w niedługim czasie.
Mężczyzna stanął jak wryty, a na jego twarzy odmalowały się zdumienie i, co było niesamowite, strach. Pech chciał, że właśnie wtedy zza zakrętu wyszedł Richard. Poczułam, że robi mi się zimno z przerażenia.
- Idziesz z nami - odezwał się do Narrana elf-dowódca.
Richard widząc to zmarszczył brwi.
- Moment! - wtrącił i wskazał na młodego mężczyznę. - On nigdzie nie pójdzie.
- Niestety musi - odpowiedział elf.
- Ma zakaz opuszczania miasta.
- Mam obowiązek...
- To jest zakaz - przerwał Richard. Najwyraźniej wcale nie przeszkadzało to, że kłóci się z elfem.
- Nie mogę się dostosować do takich zakazów. On również nie. Narran... - zwrócił się do obiektu kłótni.
Przeraziło mnie to, że zna jego imię.
- Ten twój... Narran nie może opuszczać miasta! - zaprotestował Richard.
Pozostali elfowie sięgnęli po broń, lecz dowódca powstrzymał ich ruchem ręki.
Wyglądało na to, że kłótnia dopiero się zaczynała.
Tymczasem Narran podszedł do mnie i Felixa. Skrzyżował ręce. Z rozbawieniem, czy raczej irytacją patrzył na kłócących się.
- O co im tak właściwie chodzi? - spytałam go cicho.
- Nie mam pojęcia - odparł mężczyzna. - Jednak zdaje mi się, że wynik tej kłótni zadecyduje o moich losach.
W pewnym momencie rozwścieczony elf zamilkł dając za wygraną.
Wycelował palec w Richarda.
- Jeszcze tego pożałujesz - powiedział spokojnie.
Nie obdarzając już nikogo spojrzeniem odszedł, a za nim podążyli jego kompani.
Narran chwilę stał bez ruchu, jednak po chwili poruszył się niecierpliwie. Nerwowo poprawił pelerynę. Po chwilowym wahaniu poszedł za elfami.
Zaintrygowana udałam się za nim.

Tom I - Zielona pelerynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz