Rozdział LI

2K 273 7
                                    

Armia wroga zbiegała z wzgórz. Na początku wydawała się trochę zdezorientowana śmiercią Gorrutha, ale jednak się opanowała. Była ogromna. Wydawało się, że nie ma końca.
Serce zadrżało mi trwożnie, gdy nasi wojownicy również ruszyli do walki. Pierwszy szereg wbił się między przeciwników. Łucznicy unieśli łuki i deszcz strzał spadł na orków, którzy natychmiast padli martwi. Jednak na miejsce poległych zaraz zjawiało się kilku kolejnych, gotowych do walki. Wroga armia niemal natychmiast uzyskała znaczną przewagę. Patrzyłam na to stojąc przy murach. Co jakiś czas odwracałam wzrok, bo nie mogłam patrzeć na śmierć, który zbierała obfity plon zarówno po stronie wroga, jak i wśród naszych wojowników.
W końcu armie ludzi i elfów zaczęły się cofać. Wróg nadal przybywał. Ze wschodu i północy, gdyż smoki zdołali powstrzywać szturm tylko częściowo. Gorączkowo szukałam wzrokiem Felixa. Znalazłam go w samym środku potyczki. Radził sobie. Nawet bardzo dobrze. Niestety nawet tacy mężni wojownicy jak on nie byli w stanie poradzić sobie z miadżącą przewagą przeciwników, którzy pomału zbliżali się do miasta.
Widząc co się dzieje pomału wycofałam się między domy. Chwilę potem pierwsi orkowie i wargowie wdarli się do Iaurel. Łucznicy starali się ich powstrzymać jednak na próżno. Na szczęście przez obronę przedarło się tylko kilku, a reszta została odepchnięta z powrotem na pole bitwy.
Widziałam jak te potwory niszczą wszystko na swojej drodze. Bezskutecznie szukałam jakiejś kryjówki. Serce biło mi jak szalone, gdy biegłam ulicami, zdając sobie sprawę, że za każdym zakrętem mogę natknąć się na jakiegoś wroga. W końcu zatrzymałam się. Wychyliłam się zza rogu i ujrzałam orka, który właśnie z wściekłością kopnął drzwi do jednego z domów. Złość zagotowała się we mnie.
Nie pozwolę na to. Nie oddam Iaurel. Ogromną siłą woli powstrzymałam się od zaatakowania stwora. Nagle usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się błyskawicznie i ujrzałam niewielkiego warga. Nie miał jednego oka, szczerzył kły, a z jego pyska toczyła się piana. Powoli wyciągnęłam sztylet, który dostałam od Narrana i cofnęłam się o krok. Warg obserwował mnie, jakby rozbawiony. Zamarłam, a on warknął i skoczył na mnie. Zrobiłam unik, a rękę z bronią wyciągnęłam w bok. Ostrze wbiło się w bok kudłatej istoty. Zawyła cicho, zaskoczona i upadła na drogę.
Oddychałam ciężko. Przypomniałam sobie o orku i znowu wyjrzałam zza rogu. Ten stwór najwyraźniej coś usłyszał, bo szedł w moją stronę. Schowałam się i cierpliwie czekałam, aż się zbliży. Słyszałam jego kroki i ziemię skrzypiącą mu pod stopami.
W końcu ukazał się moim oczom, a wtedy pozwoliłam dojść mojej nienawiści do głosu. Pokierowała moją ręką trzymającą sztylet i ostrze wbiło się w bok orka. Spojrzał na mnie z wściekłością i zdumieniem. Osunął się na ziemię.
Wtedy moja złość ustąpiła. Popatrzyłam na ciało. Nie byłam w stanie uwierzyć w to co widziałam. Ja zabiłam.
Ale muszę przyznać, że należało im się.

Tom I - Zielona pelerynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz