Rozdział LVI

1.9K 258 8
                                    

- Ale i tak umrę, prawda? - zapytał Narran po chwili ciszy. Jego głos był zadziwiająco spokojny.
- Narranie... - zaczął Feael jednak umilkł, gdyż chyba nie wiedział co powiedzieć.
- To, że wyjąłeś strzałę nic nie znaczy - ciągnął młody mężczyzna, tym samym wprawiając go w jeszcze większe zmieszanie. - Rana jest zbyt poważna, czyż nie?
Elf przez moment wyglądał jakby toczył walkę sam z sobą. W końcu wypuścił pomału powietrze z płuc.
- Tak - odparł. - Źle to wygląda. Ponadto nie wiem czy grot nie był aby pokryty trucizną.
Narran pokiwał głową. Zupełnie się z tym pogodził. Ja natomiast zareagowałam zgoła inaczej. Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy. Trucizną?
Po chwili wahania Feael rzucił na mnie okiem.
- Biegnij po pomoc, Evelyn - polecił.
Skinęłam głową, odwróciłam się na pięcie i skierowałam się w stronę miasta.
Biegłam między ciałami, starając się je omijać. Wiedziałam, że ode mnie może zależeć zdrowie, a nawet życie Narrana.
W pewnym momencie przystanęłam, gdyż zauważyłam postać kleczącą z pochyloną głową. Rozpoznałam Belegera i udałam się w jego stronę.
- Belegerze - zaczęłam. - Znaleźliśmy Narrana, jest ranny, potrzebuje pomocy...
Elf uniósł głowę i dopiero teraz zauważyłam, że jego oczy są wypełnione bezbrzeżnym smutkiem i łzami. Czyżby coś mu się stało? Podeszłam bliżej i zamarłam, ponieważ uświadomiłam sobie co się dzieje. Widok, który ukazał się moim oczom był straszny.
Przed Belegerem leżał Gilfin. Był nieprzytomny, lub martwy, czego nie byłam w stanie stwierdzić. Jego twarz została niemal całkowicie poraniona, z ran sączyła się krew. Lewa ręka była rozszarpana. Dosłownie.
Patrzyłam na niego dłuższą chwilę, nie mogąc wykrztusić ani słowa. W końcu jednak postanowiłam przezwyciężyć wszechogarniające poczucie bezsilności.
- Czy... Czy on żyje? - zapytałam cicho.
Beleger pokręcił głową.
- Nie wiem - odpowiedział łamiącym się głosem. - Nie znam się na tym...
- Pójdę po pomoc - oświadczyłam z mocą i znowu poszłam w kierunku miasta. Zatrzymał mnie zrozpaczony głos Belegera.
- On na to nie zasłużył - powiedział z trudem. - To ja powinienem być na jego miejscu.
Popatrzyłam na niego nie wiedząc co powiedzieć.
- To nie twoja wina - rzekłam i pobiegłam do Iaurel.

Tom I - Zielona pelerynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz