Rozdział LV

1.9K 273 15
                                    

Zimne krople spadały z chmur i rozbijały się o ziemię zmywając ślady bitwy.
Jednak nigdy nie pozbędą się jednej pamiątki: śmierci.
Patrzyłam z przerażeniem na nieruchomego Narrana, nie byłam w stanie uczynić choćby kroku, czy wypowiedzieć jednego słowa. A musiałam zadać pewne pytanie.
- Żyje - powiedział Feael, jakby odczytując moje myśli. - Ale już niedługo...
Stałam bez ruchu, nie mając pojęcia co robić. Niebo zdawało się płakać. To co widziałam... To nie mogło być prawdą. Czemu to nie był sen? Po cóż wygrana bitwa skoro miał umrzeć on? Ten który w pewnym sensie uratował całe Iaurel... W końcu to on odkrył zamiary wroga.
Właśnie... Wroga... Kim był ten, który spowodował bitwę? Czemu nie chciał się ukazać? Bał się? Obiecałam sobie, że zrobię wszystko co w mojej mocy, by został schwytany i ukarany.
Przechyliłam głowę i nadal patrzyłam na młodego mężczyznę. Krople deszczu spływały mu po twarzy i zmywały krew.
Drgnął i powoli otworzył oczy. Feael zdobył się na smutny uśmiech. Narran chciał się ruszyć, ale jego twarz wykrzywił grymas bólu.
- Spokojnie - szepnął elf, ale widać było, że słowa z trudem przechodzą mu przez gardło.
Milczenie trwało chwilę, podczas której słychać było jedynie szum deszczu.
- Feaelu... - rzekł młody mężczyzna ochrypłym głosem. - Ja... Ja nie chcę umierać... Ja nigdy nie chciałem.
Na te słowa poczułam ukłucie w sercu. Narran, który nieraz zamierzał odebrać sobie życie mówił coś takiego...
- Spokojnie - powtórzył Feael. - Wszystko będzie dobrze.
Zauważyłam, że na jego twarzy malowały się wątpliwości. Sam nie był pewien swoich słów.
Dłoń Narrana powędrowała w stronę strzały. Syknął z bólu.
Elf chwycił za czarne drzewce, jakby chciał wyjąć ostrze z ciała młodego mężczyzny. Jednak ten powstrzymał go chwytając Feaela za nadgarstek.
- Nie - wycharczał. - Zostaw.
Jednak elf ani myślał go posłuchać. Skinął na mnie głową.
- Przytrzymaj go - nakazał.
Nie wiedziałam jak wykonać jego polecenie, więc tylko przyklęknęłam obok Narrana i chwyciłam go za ręce.
Feael zaczął ostrożnie wyjmować strzałę. Mężczyzna szarpnął się, ale nie puściłam jego rąk. Zacisnął zęby z bólu.
- Przestań... - wysyczał, ale przerwał i skrzywił się. Ponownie spróbował się wyrwać.
- Jeszcze tylko trochę - uspokoił Feael.
Narran tylko zacisnął pięści. Na jego czole perlił się pot. Zerknęłam z niepokojem na elfa. Ten szarpnął strzałę po raz ostatni.
Młody mężczyzna zerwał się, lecz zaraz ponownie jego głowa opadła. Z trudem łapał powietrze. Feael przyjrzał się trzymanemu w ręku przedmiotowi, po czym odrzucił go na bok. Jego uwagę przyciągnęła rana z której sączyła się krew, zabarwiając materiał koszuli na czerwono.
Elf chwycił zieloną pelerynę.
- Nie! - zaprotestował Narran odpychając jego dłoń. - Nie...
W końcu jednak dał za wygraną, a Feael przyłożył materiał do rany tamując krwawienie.
- Ty to będziesz czyścił - mruknął mężczyzna przymykając oczy.
Elf wyszczerzył się i zaśmiał z rozbawieniem i ulgą.

Tom I - Zielona pelerynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz