Rozdział XIII

127 7 0
                                    

Nie minęło więcej, niż pięć minut, gdy na Plac wbiegł pan z czarną brodą i okularami. Był to, tak, jak zapowiedziałam wcześniej, ojciec Gereba. Nie było z nami Boki i Nemeczka, więc zaczęłyśmy odczuwać lekki niepokój. No, bo co my miałyśmy powiedzieć temu panu? Na duchu podnosiła nas jedynie nadzieja, że wrócą na czas.

Podczas, gdy my starałyśmy się odgonić złe myśli, mój brat wyraźnie nad czymś głęboko rozmyślał. Nieco mnie to zaintrygowało. Niestety, nie zdążyłam odkryć, co go tak zajęło.

- Jestem ojcem Gereba - poinformował nas brodaty mężczyzna. - Przyszedłem tu, aby dowiedzieć się, czy to prawda, iż mój syn was zdradził - oznajmił, oczekując szybkiej odpowiedzi.

Na jego nieszczęście, zapadła niepokojąca cisza.

- Nemeczek wie na pewno. Mówią, że widział go na własne oczy w Ogrodzie Botanicznym - odezwała się nagle Gosia.

- A który to Nemeczek?

- Tam idzie, z tym ciemnowłosym chłopcem. Ten blondynek - odparłam, po czym skinęłam głową w stronę owej dwójki. - Hej, chodźcie tutaj! To ważne! - zawołałam. - Tata Gereba przyszedł.

Z każdą sekundą byli coraz bliżej nas.

- Czy mój syn jest zdrajcą? - zapytał mężczyzna od razu, gdy tylko do nas podeszli.

Erno, który był w tamtej chwili już naprawdę poważnie chory, odparł cichutko:

- Nie, pański syn nie jest zdrajcą.

Na twarzach wszystkich obecnych zagościło wyraźne zaskoczenie.

- Wiedziałem! - zawołał tryumfalnie ojciec Gereba. - Tylko nie potrafię pojąć, dlaczego nie powiedzieliście mi prawdy. Co takiego zrobił wam mój syn, abyście teraz kłamali w tak bezczelny sposób? - spytał, posyłając wszystkim zgorszone spojrzenie. - Zastanówcie się poważnie nad waszym zachowaniem - odparł, obrócił się na pięcie, po czym wyszedł.

W jednym momencie zapadła głucha cisza. Jednak, nie na długo. Po chwili wybuchła wielka afera, słychać było chaotyczne wymiany zdań. Erno zdawał się już niczego nie widzieć, ani też nie pojmować.

- Ale przecież on...

- Mówi głęboką prawdę! - wstawiłam się za chłopcem.

Faktem było to, że nie przepadałam za tym zdrajcą, jednak... nie zrobiłam tego dla Gereba - tylko dla Nemeczka.

Janosz odszedł wraz z Ernestem, aby go odprowadzić. Patrzyłyśmy z żalem w oczach na tego słabego, wymęczonego chorobą chłopca. Serce mi się krajało na sam jego widok. Jednak, pewna rzecz dodawała mi otuchy - wiedziałam, że nie umrze. Przecież byśmy na to nie pozwoliły! Skoro już się tutaj przeniosłyśmy, wypadało zrobić coś szlachetnego. I to właśnie było to coś. Kochany Nemeczek miał żyć, jeszcze długo, długo, długo!

Zdezorientowani chłopcy poszli odreagować całą tę sytuację, grając w palanta.

- Czy dasz mi na chwilę książkę? - poprosił mnie Kuba.

Podałam mu lekturę. On otworzył ją na szesnastej stronie, po czym... zniknął.

- No i nie ma - wzruszyłam ramionami, nie wykazując wcale żadnych oznak zdziwienia. Wyglądało na to, że już zdążyłam się przyzwyczaić do tego rodzaju ,,niespodzianek". - Ale przynajmniej książka została.

- I jak? My również tak zrobimy? - spytała Gosia.

Zamilkłam na moment, obmyślając każdy, najmniejszy szczegół naszego przyszłego planu.

- Zaraz się nad tym dokładniej zastanowimy. W każdym bądź razie, nasz cel jest jasny - odezwałam się. - Misja ,,Ocalić Nemeczka"?

- Oczywiście, że tak! - zawołała przyjaciółka. - Kiedy zaczynamy?

- Jutro. Musimy tylko poczekać na moment, gdy Erno pokona Feriego. Wtedy będą go szanowali, a jego honor na tym nie ucierpi - zaplanowałam.

Ocalić NemeczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz