Rozdział XV

117 5 0
                                    

Z początku nie do końca wiedziałyśmy, gdzie się znajdujemy. Na szczęście, było to jedynie chwilowe zamroczenie. Spostrzegłyśmy, iż stoimy w tym samym miejscu, w którym ktoś pewien czas temu rzucił w nas bombą piaskową. Wszystko sprawiało wrażenie jak gdyby odnowionego. To musiała być prawda! Wróciłyśmy z powrotem do 2020 roku!

Serca nasze przepełniły się ciepłem, gdy ujrzałyśmy tuż obok nas Nemeczka.

- Udało się! - zawołałam niezwykle uradowana, chowając roztrzepane kosmyki włosów za ucho. - Och, nie, chwila - westchnęłam, przeszukując torebkę. Gdy poszukiwania okazały się być nieowocne, zwróciłam się do Gosi.

- Masz może jakąś czystą maseczkę?

- Mam aż cztery - zaśmiała się pod nosem. - Akurat wzięłam więcej.

Moja przyjaciółka podała nam maseczki, które zwinnym gestem wciągnęliśmy sobie na twarz.

Tak też w maseczkach, idąc przez ukochany Budapeszt z wyczerpanym chłopcem u boku, zmierzałyśmy w kierunku naszego tymczasowego apartamentu.

W okamgnieniu weszliśmy naszą trójką do środka, a po chwili, wraz z Gosią, ułożyłyśmy Nemeczka na kanapie. Zaraz po tym, ruszyłam do kuchni, aby poszukać czegoś na zbicie gorączki, po czym chwyciłam pierwszy lek przeciwgorączkowy, jaki tylko rzucił mi się w oczy. Wróciłam do salonu i podałam go chłopcu. Na razie tyle mu było potrzeba. Odpoczynek - przede wszystkim. Miałyśmy przeogromną nadzieję, że Erno z tego wyjdzie.

Wyszłyśmy z salonu, zamykając szczelnie drzwi, po czym skierowałyśmy się do kuchni, aby nie zakłócać spokoju chorego.

Jedno nas jeszcze zastanawiało - jak odeślemy go z powrotem? Przecież musiał wrócić! Wtem coś sobie uświadomiłam.

- Gosia! - zawołałam ,,cichym szeptem", rzucając przyjaciółce zaniepokojone spojrzenie. - Książka tam została.. Przecież oni ją teraz przeczytają!

- Cóż... - westchnęła, kręcąc powoli głową. - Nic nie możemy na to poradzić - stwierdziła, nawet bardzo słusznie. - Jednak, możemy kupić nowe, identyczne wydanie lektury i go jak najzwyczajniej odesłać - dodała. - Oczywiście, poprzez stronę szesnastą.

***

Erno z każdym kolejnym dniem czuł się coraz lepiej. Ku naszej przeogromnej radości - nie zapomniał też, kim jesteśmy. Pamiętał nas wręcz doskonale! Zdawał sobie również bardzo dobrze sprawę z tego, że będzie zmuszony wrócić do swych czasów, do 1889 roku.

- A może jednak odwiedzicie nas jeszcze kiedyś? - zapytał pewnego dnia chłopiec. - Niech Kuba także przyjdzie z wami - poprosił, uśmiechając się delikatnie. - Jestem doprawdy ciekawy, czy lubi grać w kulki.

- Na pewno by to polubił - odparłam, posyłając mu ciepły uśmiech i ocierając dyskretnie rękawem sukni kąciki oczu. - Nie jestem pewna, czy nam się to uda po raz kolejny, jednak postaramy się was odwiedzić - oznajmiłam, zaciskając usta, aby tylko się nie rozpłakać.

***

Po upływie kilku dni, przyszło nowe wydanie ,,Chłopców z Placu Broni". Otworzyliśmy je na szesnastej stronie, patrząc po sobie w milczeniu.

- No, to co? Idziesz już...? - jedynie Gosia odważyła się przerwać tę niemalże krzywdzącą ciszę.

Erno kiwnął głową, gdyż przecież musiał wrócić.

- Dziękuję - szepnął, uśmiechając się lekko.

Zaraz po tym dotknął książki, szesnastej strony, i zniknął.

Usiadłam gwałtownie na krześle, chowając twarz w dłoniach. Nie minęła nawet minuta od jego odejścia, a ja już zdołałam odczuć w sercu gorzki żal oraz tę okrutną pustkę.

- Odwiedzimy, Erno, odwiedzimy...

Ocalić NemeczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz