Rozdział 3

331 15 0
                                    


Wróciłam do domu w środku nocy, ale nie sama, bo z pijaną Miley nie chciałam ja ani ona, żeby wracała do domu w takim stanie, ponieważ obie wiemy, jakby to się skończyło jej Matka, która  była prawnikiem  i nienawidziła, gdy córka wracała do domu pijana zawsze kończyło się to awanturą, szlabanem  i milionem innych rzeczy.

Pani Sloan  Lewis  sama wychowywała Miley i Jamesa, bo ich ojciec  zmarł na nowotwór, gdy Miley miała 12 lat, a James 14  pamiętam, jak wtedy to przeżywała to nie była Milley to było jej ciało pozbawione duszy była z tatą naprawdę blisko zawsze powtarza, że gdyby nie ja i James nie poradziłaby sobie, bo ich matka  nie wspierała w tym okresie swoich dzieci tylko zajęła się nałogowo pracą, by sama  zwalczyć ból, który pozostał wraz z odejściem jej  męża.

Dlatego właśnie, żeby ograniczyć kolejną awanturę w domu Lewisów zatrzymałam Milley u siebie tak cicho jak tylko się dało weszłyśmy do mojego pokoju, położyłam ledwo przytomną blondynkę na moim łóżku, a sama zeszłam jeszcze na dół po wodę.

                                         ***

Następnego ranka obudziłam się jak można było, to przewidzieć wcześniej od Miley, więc postanowiłam, że przygotuje nam jakieś śniadanie, bo wiedziałam, w jakim stanie wstanie dziewczyna.

Było około 9:00 choć była sobota w domu i tak nikogo nie było Patrick i mama , a Connora to nie było się co spodziewać. Gdy byłam w połowie robienia jajecznicy na dół zeszła Miley, która jak można było się spodziewać nie wyglądała najlepiej.

- o moja śpiąca królewna wstała, zrobiłam nam śniadanko siadaj-

Przywitałam ją z uśmiechem.

- ciii, ciii  nie tak głośno proszę

Zaśmiałam się z jej słów, a ona, trzymając się za głowę siadła do stołu .

- ładnie pobalowałaś, trzymaj to powinno postawić cię na nogi

Podałam dziewczynie tabletki przeciwbólowe

-dzięki

                                       ***

Około południa siedziałam już sama, Miley poszła do siebie i jak praktycznie codziennie nie miałam co ze sobą zrobić, dlatego postanowiłam, że wyjdę na spacer z moim psem  gdy przechadzałam się przez park usłyszałam, że ktoś krzyczy moje imię

-Lea !!

Odezwał się męski głos, którego już dawno nie słyszałam

- Connor ?

Zapytałam ze zdziwieniem widząc biegnącego w moją stronę starszego brata

- co tutaj robisz

Odpowiedziałam bez emocji

- pokłóciłem się z matką znowu świruje -

Zaśmiał się

- może nie świruje tylko martwi się, bo w ogóle nie ma cię w domu i zamiast zająć się planami na przyszłość cały czas imprezujesz ?

- nie przesadzaj jestem młody mam prawo z tego korzystać

Oburzył się

- jesteś idiotą- zaśmiałam się

- ja się w to nie mieszam sam gadaj z mamą

- a ty idiotką, chociaż powiedz jej, że będę nocować dziś u coltona ma urodziny.

- weź mnie ze sobą -

Poprosiłam.

- chyba śnisz dziewczynko małe dziewczynki o tej porze będą już spały- rozczochrał mi włosy, na co się skrzywiłam, a później odszedł.

Connor miał kiedyś sytuacje z narkotykami wplątał się w nieźle gówno był zmuszany do handlowania prochami w końcu jednak dowiedziała się o tym mama, która razem z Patrickem wyciągnęła go z tego sufu wszystko od tego czasu byłoby w porządku gdyby nie wyszło na jaw, że on sam dosyć często zażywał twarde narkotyki

zawsze z Connorem byliśmy blisko, zawsze trzymaliśmy się razem, wspieraliśmy się nawzajem w najtrudniejszych chwilach, a teraz prawie się nie widujemy Connor miał w tym roku wyjechać na studia, ale nawet nie pomyślał o złożeniu podań na uczelnie, zawsze powtarzał, że dla niego liczy się to, co jest teraz i  w danej chwili nie myśli o przyszłości, bo ona i tak nadejdzie, a to, co się w niej wydarzy to przygoda, którą przeżyje z uśmiechem, lub bez zawsze gdy o tym mówił, uważałam go za głupca, ale z czasem zrozumiałam, że miał racje, a ja sama się w tym zatraciłam...

**********************************************

Dziś króciutko, ale chyba fajnie wyszło

Win the duel.   [Tom 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz