„Dlaczego ona nie może mieszkać ciut bliżej?" - pomyślał Mietek i podrapał się po głowie. Był wyraźnie niepocieszony. Czekała go przeprawa przez las, w którym aż roiło się od niebezpieczeństw. Co prawda, pokonywał tę trasę już wielokrotnie i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co czyha w ciemności, ale przez to jeszcze bardziej się bał. „I tym razem nie jestem sam. Jak wyjdziemy z tego cało to będzie cud!".
Spojrzał z troską na dwójkę swoich towarzyszy. Przecież oni nie mieli zielonego pojęcia, co ich czeka!
Jędrek Gołowąs, nowy sołtys wsi Miodowary, był rosłym chłopem z imponującym zarostem i powszechnie budził respekt swoją postawą. Zawsze wyprostowany i porządnie ubrany, nosił się niemal po pańsku i miał piękną czapkę z piórkiem. Dobry mąż, ojciec, gospodarz. Jednym słowem - autorytet.
Jednak nawet on, w obliczu czekającego ich zadania trząsł się ze strachu jak osika i obficie pocił. Wilgotne włosy oblepiały mu czoło, a wąsy, zwykle zawadiacko podkręcone, dziś wisiały smętnie i nieelegancko. Mietek dobrze go rozumiał. Czuł się tak podczas swojej pierwszej wyprawy do czarownicy. To nie było coś, co można łatwo wyrzucić z pamięci.
Obok nich stała osoba, która według Mietka całkowicie tutaj nie pasowała. „No bo co, u licha, robi tutaj córka jakiegoś bogacza z miasta?! To nie jest miejsce dla niej!" - zafrasował się.
Obecność sołtysa była w jakiś sposób uzasadniona. Ta dziewczyna będzie tylko przeszkadzać. Jak piąte koło u wozu, albo dziura w moście. W tej sprawie jednak nie miał nic do powiedzenia.
Spojrzał na stojącą obok drobną postać. Ubrana w błękitną sukienkę i skórzane trzewiki, z utrefionymi blond lokami i w kapelusiku ze wstążką wyglądała jak porcelanowa laleczka. Była śliczna, urocza. Mietek poczuł, że się rumieni. Szybko odwrócił wzrok.
Panna Luiza, bo tak rzeczone dziewczę miało na imię, wbrew obawom Mietka nie dołączyła do nich przez przypadek, a całkowicie z premedytacją. Innymi słowy, wtarabaniła się na siłę, bo koniecznie chciała zobaczyć na własne oczy Babę Jagę.
Luiza przebywała obecnie u stryjecznego dziadka na prowincji, co miało być dla niej karą za nieposłuszeństwo i zachowanie niegodne panny z dobrego domu. Wywołała niemały skandal, który odbił się echem aż w stolicy, więc rodzice przezornie wysłali pociechę na wieś. Na jak długo? Do czasu aż afera przycichnie, rzecz jasna.
Zatroskani rodzice nie przewidzieli jednak tego, że dla samej zainteresowanej to całe „zesłanie" będzie raczej jak nagroda. Tymczasowy opiekun (do którego Luiza zwracała się per stryjaszku) cenił sobie spokój i ciszę, więc przymykał oko na jej eskapady. Luiza nawet miała wrażenie, że stryjaszek, stary kawaler i odludek nawet po cichu jej kibicuje. Ze strony krewnego miała więc milczące poparcie i mogła robić co jej się żywnie podobało.
Sołtys Jędrek westchnął ciężko. Stali na granicy lasu, a ścieżka, którą mieli dalej podążać niknęła gdzieś w mroku, między drzewami. Południe jeszcze nie minęło, lecz tam w głębi lasu było ciemno i cicho. „Jak w grobie" - na samą myśl przeszedł go dreszcz.
Po chwili odezwał się Mietek:
- Dobra, ruszajmy, bo czas mija. Ja poprowadzę, bo już tam byłem. P-panna Luiza za mną, a wy, sołtysie na końcu.
Nikt nie miał zastrzeżeń. Jędrek nawet ucieszył się w duchu, że to nie on musi iść na czele.
- Pamiętajcie, żeby nie zejść ze ścieżki, nie jeść niczego, co znajdziecie po drodze i nie zrywać kwiatów. Miejmy nadzieję, że na nikogo nie natrafimy. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to wrócimy jeszcze dziś do domów.
CZYTASZ
W głębi lasu (Zawieszone Na Czas Nieokreślony)
FantasiW upalne czerwcowe popołudnie do domku Babki Ondraszowej przybywa delegacja z sąsiedniej wsi. Sprawa jest poważna, pogmatwana oraz niezwykle delikatna. Chodzi o honor dziewczyny i los jej nienarodzonego dziecka. I dożynkowy turniej karciany. Ciężki...