12. Miłość młodzieńcza i skarb z biblioteki

113 19 173
                                    

O tym, co działo się w tym czasie w domu rodzinnym Bednarzów, Mietek dowiedział się dopiero następnego dnia po powrocie z doliny.

Gdy wrócił do Miodowarów, każdy, kogo napotkał, chciał być tym, kto opowie Mietkowi o ostatnich wydarzeniach. O tym, jak Babka wparowała do chałupy niczym trąba powietrzna, obejrzała rannego oraz opieprzyła ich na czym świat stoi, że tak niedbale zszyli ranę. Jak Jankę zagoniła do przygotowania kolejnego sagana wrzątku a następnie bez ceregieli rozpędziła zebrany tłum gapiów. Widownia nie była jej do niczego potrzebna. Małżeństwo Bednarzów poprosiła, by zabrali dziadka, Zosię i przenocowali u krewnych, sama zaś została z Witkiem. Potem zaryglowała drzwi, zasłoniła szczelnie okna, ale co dalej robiła, tego nikt już nie wiedział. Przesiedziała z nim całą noc, a nad ranem, gdy opuszczała dom Bednarza, objaśniła Janinie jak dbać o rannego i zniknęła.

Wkrótce potem we wsi pojawił się doktor. Obejrzał Witka, coś tam pogadał po doktorsku i odjechał. Ponieważ ktoś wykonał za niego całą robotę, to nie wziął ani grosza.

Gdy tylko Miecio przekroczył próg domu, matka z ojcem porwali go w ramiona i tuląc mocno, zrugali aż miło. Dziadek zaś powtarzał, że chłopak odwagę ma we krwi, i że wiadomo po kim konkretnie ją ma.

Wkrótce cała wieś wiedziała o jego wyczynie. Stał się lokalnym bohaterem i, chcąc nie chcąc, wkrótce potem jedynym posłańcem na trasie chatka czarownicy - reszta świata.

Od tamtych wydarzeń minęło ponad 10 lat, i teraz, gdy wspominał tamte chwile, był wdzięczny losowi, że był wtedy na tyle odważny (lub głupi), by ruszyć do lasu.

Witek żył. W następnym roku na wiosnę miał się ożenić ze swoją wieloletnią miłością, Kasią Dębczakówną, córką kowala. Obie rodziny już dogadały się w kwestii posagu, wszystko było przyklepane a narzeczeni aż promienieli szczęściem. Mietek był dumny, że pośrednio przyłożył do tego rękę.

Zaskrzypiały drzwi i na zewnątrz wyszedł dziadek. Dosiadł się do Mietka bez słowa. W niemym porozumieniu chłonęli ciszę. Mietek niczego nie musiał wyjaśniać, a dziadek nie pytał. Była jednak kwestia, którą Bednarz senior musiał poruszyć.

- No, Mietko, powim ci, że ta dziewucha z dzisiaj to jest pierwyj sort! - i aż poklepał wnuka po plecach. - Zawszech mówił, że ty jesteś taki sam jak jo!

- Ech, dziadek...

- Co?

- Nic z tego pewnie nie będzie.

- A to niby czemu? A tobie czego brakuje? Chłopak jesteś cacany!

- Nie, nie o to chodzi.

- To o co?

Co miał mu powiedzieć? Że za wysokie progi? Że jej rodzina nigdy się na to nie zgodzi? Że, przede wszystkim, ona może nawet go nie zechce? Może lepiej nic nie gadać. Jeszcze zrobi z siebie głupca.

- Chyba wim, co cię trapi.

- Co tam dziadek może wiedzieć.

- Nie wymandrzaj się, smarku! Łoczy mom i widzę. Powiadom ci, gdybych jo się tak wahał jako ty, to by twojego łojca na świecie nie było, o! - zapieklił się staruszek, ale zaraz dodał spokojniejszym tonem. - Twoja babka była córką najbogatszygo gospodarza w okolicy, gdzie mie, bidokowi parobkowi, było do nij? Po swoim łojcu żem tylko długi dostał i spalono chałupę. Jej rodzina nie chciała się zgodzić, bo bali się w nyndzy bydzie ze mno żyła. Więc pognał jo za fortuną. Kilko lot żem ręce do krwi urabiał, aż się udało. Nowo chałupę jo postawił własnymi ręcami. Sam, Mietko, sam! A ona czekała na mnie, innym ręki odmawiała. Łojcu swemu wciąż powtarzała, że albo młody Bednarz, albo żodyn. I tak wywalczyli my swoje szczęście. Rozumisz, co ci siem starom przekazać?

W głębi lasu (Zawieszone Na Czas Nieokreślony) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz