18. Gul gul gul!

90 13 146
                                    

Plotki mają to do siebie, że bardzo szybko się rozchodzą. O poranku gruchnęła wiadomość, że przyjdzie Miecio ze swoją kobitą i niemal cała dolina się zebrała by zobaczyć ten cud. A że przy okazji wiedźma podobno szykowała dla młodych karę za jakąś samowolkę, to emocji nie brakowało.

Przy płocie zgromadziło się już całkiem spore towarzystwo. Luiza czuła, że kolorowy tłum uważnie się jej przygląda. Pokazywali ją sobie palcami, gapili się i obgadywali nawet nie dbając o to, czy ona to wszystko słyszy. A słyszała niemal wszystko.

Wszyscy czekali aż Babka Ondraszowa wreszcie wyjdzie z chałupy i oznajmi, jaką karę przyszykowała dla Luizy i Mietka. Mieszkańcy doliny swoim zwyczajem obstawiali zakłady, rozkładali się na trawie i wygrzewali na słońcu. Jeśli ktoś miał jedzenie, dzielił się z przyjaciółmi. Przyjemny gwar przypomniał jej czasy szkoły i wyprawy z przyjaciółkami na miasto.

„Piknik sobie zrobili" - pomyślała Luiza, patrząc jak kilku wodników toczyło beczkę z piwem. „Skąd oni to wszystko mają?".

Rozejrzała się dookoła, wypatrując znajomych twarzy. Czarek zniknął jak tylko dotarli do doliny. Nawet nie dokończył o co chodziło z tym Rogatym. Wodnika Szuwara nigdzie nie było. Mietek stał nieopodal z miną zbitego psa. Liliana mu towarzyszyła i tłumaczyła coś zawzięcie, co jakiś czas spoglądając w jej stronę i szeroko się uśmiechając.

Wreszcie drzwi chałupki się otworzyły, stanęła w nich Babka z Wolandem na ramieniu i zmierzyła dwójkę winowajców wzrokiem.

- Mam dla was bojowe zadanie, gówniaki. Za to żeście okazali nieposłuszeństwo, macie wyszorować wychodek - rzekła starucha, wskazując palcem na mały drewniany budyneczek, wokół którego latały chmary tłustych much. - Ino porządnie, co bych ja nie musiała po was poprawiać.

Tłum przy płocie zaniósł się głośnym śmiechem. Wiwaty zagłuszyły myśli pędzące w głowach dwójki nowo mianowanych czyścicieli wychodków.

W mietkowej piersi wezbrał bunt. Nie po to dziś się tak odstawił, by czyścić cudze latryny i potem nie móc się domyć przez tydzień. Przecież właśnie tego dnia miała się rozpocząć kampania o zdobycie serca Luizy. Jak miała się teraz w nim zakochać? Która normalna dziewucha by na niego spojrzała? Jeśli będzie chciała dalej z nim rozmawiać, to będzie cud. Odwagi mu jednak zabrakło by postawić się starusze.

Zresztą, widział, że Luizie ten pomysł też szczególnie nie leży. Oczy miała wybałuszone, zdrapała się po czole i wyglądała tak, jakby próbowała zrozumieć, co to się teraz właściwie stało.

W domu nie musiała sprzątać, od tego byli służący. Na pensji dbała tylko o swój kącik, ale ustępów nie czyściła. I nawet nie wiedziała jak się za to zabrać.

Zaczęło do niej powoli docierać, że właśnie dziś pozna nowy aspekt życia i, dziwnym trafem, nie była z tego powodu wyjątkowo szczęśliwa. W głowie kotłowały się pomysły jak się wywinąć z tej śmierdzącej roboty. Wrodzony spryt i cwaniactwo podpowiadał kilka ciekawych, acz ryzykownych rozwiązań (z udawaniem kontuzji, omdleniem i atakiem histerii włącznie), czuła jednak, że Babka się na to wszystko nie nabierze. Milczała więc, godząc się w duchu na czekające ją upodlenie.

Wiedźma tymczasem ciągnęła dalej.

- Wszystko zaroz objaśniem. Najsampierw musim przygotować siem. Mietko, ty ściąg to kościołowo koszulę, coś się tak dzisiej wystroił? Portki też aliganckie masz? Idź do Szuwara, niech ci da jakieś swoje stare. A ty, dziewucho - wskazała na Luizę. - Trza ci dać inno kieckę, bo ta siem do roboty nie nadaje. To nie som jakie bale czy insze herbatki. Lila, weź jo do chałupy. - Po czym obróciła się na pięcie i weszła z powrotem do środka.

W głębi lasu (Zawieszone Na Czas Nieokreślony) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz