19. Tajemnica starego Kolasy. Część I Miłość Bartosza

80 14 188
                                    

Przepijemy naszej babci majty w kratę,

Majty w kratę, majty w kratę,

Takie duże, barchanowe i włochate,

Jeszcze dziś, jeszcze dziś, jeszcze dziś!

Słowa tej rubasznej piosenki odbijały się echem w całej dolinie. Towarzystwo pod płotem opijało wspaniałe zwycięstwo Mietka i Luizy nad cuchnącą bestią. Połowa biesiadników już leżała pokotem w trawie a nie minęła jeszcze trzecia po południu. W ruch poszły flaszki i kufle, nie wiadomo skąd przytoczono kolejne beczki z piwem, z babcinej komory zniknęły całe pęta kiełbasy, warkocze cebuli i dwa worki kartofli. A Babcia litościwie udawała, że tego nie widzi.

Luiza myła się w miednicy i przebierała się z powrotem w swoją suknię. Dłonie miała zaczerwienione, bolały ją ramiona i plecy. Czy taka właśnie była codzienność służby? Od rana do wieczora? Wstyd przyznać, ale nigdy się nad tym nie zastanawiała. Nie trudno było zrozumieć, dlaczego pokojówki tak bardzo się cieszyły, gdy miały wychodne.

W izbie towarzyszyła jej Lila, pomagała zawiązać troczki miękkiego gorsetu.

- Jak ty możesz nosić to okropieństwo?!

- Muszę, to nie jest kwestia wyboru.

- Ktoś, kto to wymyślił z pewnością nienawidził kobiet!

Dziewczyna zaśmiała się pod nosem. To, co ona nosiła to nic w porównaniu z konstrukcją, którą nosiła jej matka. Fiszbinowe sztywne cudo techniki bieliźnianej utrzymywało ciało w ryzach, bo inaczej nie daj Boże, kobieta nie weszłaby w suknię.

Gdy zaczęła nabierać kobiecych kształtów, matka wespół z nianią przyniosły jej pierwszy „dorosły" gorset. Dowiedziała się wtedy, że to nie jest tylko element garderoby, ale, niczym zewnętrzne rusztowanie, pomagał zachować szlachetnie urodzonej kobiecie dumną postawę, a zatem i godność. Według słów niani, miał zapobiegać jakiemukolwiek nieumiarkowaniu i poskramiać naturalne ciągoty ciała ku grzeszności. Długo nie mogła pojąć, o co tak naprawdę jej chodziło.

Gorset miał być jak zbroja, jak napierśnik noszony pod ubraniem. Pokazanie się publicznie bez niego oznaczało upadek i rozpasanie. Tylko kobiety z biedoty i te o niechlubnej reputacji pozwalały sobie na taki krok, co było godne potępienia.

Więc nosiła. Nie miała innego wyjścia.

Przez cały rok. Do szkoły, do kościoła, na zakupy z matką. Na spacery do parku. Na przejażdżki powozem. Do muzeum, do galerii, w gości.

Nosiła ona, jej krewne, przyjaciółki. Nawet niedomagające staruszki nie ruszały się z domu bez niego. Jak kapelusze, rękawiczki, parasole, pończochy.

Najgorzej było latem. Już samo zakładanie było męczące. Jeszcze nie skończyła się ubierać, a już była spocona jak mysz. Na szczęście, Liliana zostawiła trochę luzu. Mogła spokojnie wziąć głębszy oddech. Jednak gdy odkładała pożyczone od gospodyni zgrzebną koszulinę i spódnicę, zrobiło jej się ich trochę żal. Dawno nie czuła takiej lekkości i swobody. Może kiedyś przyjdzie dzień, że w kąt rzuci fiszbiny i znów odetchnie pełną piersią, jak kiedyś?

Tymczasem Liliana kręciła się wokół niej jak bączek.

- Świetnie sobie poradziliście z wychodkiem! - trajkotała radośnie. - Daliście niezły pokaz, będzie się o tym opowiadać przez następne miesiące, ha ha! Zawsze wiedziałam, że Mietek ma łeb na karku! A ty jak myślisz, hm?

- Tak, gdyby nie on to nie wiem, jak...

- Był wspaniały, musisz przyznać! I odważny! A jaki zmyślny! Ta, która go zdobędzie to jakby samego Boga za nogi pochwyciła, mówię ci!

W głębi lasu (Zawieszone Na Czas Nieokreślony) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz