W głębokiej ciszy rozbrzmiewał ptasi świergot. Mietek szedł za skowronkiem, który prowadził go w głąb lasu, najprawdopodobniej na skróty.
Śnieg mu chrzęścił pod butami.
Tatko zawsze powtarzał, że kto drogę skraca, ten do domu nie wraca. Nie miał jednak wyjścia, czas naglił, a on za dużo go już zmarnował. Przyspieszył kroku, by nadążyć za swoim przewodnikiem. Ptaszek na niego nie czekał.
Donośny czysty trel odbijał się echem od oszronionych pni. Mietek ujrzał przed sobą niewielki prześwit w gęstwinie i po chwili stanął na granicy niecki. Wreszcie doszedł do doliny czarownicy. Wyglądała jak misa wypełniona mlekiem. Wszędzie, jak okiem sięgnąć śnieg. Pokrywał wszystko.
Skowronek wzbił się w powietrze, przeciwstawiając śnieżycy siłę własnych skrzydeł. Śpiewał coraz głośniej, jakby próbował zagłuszyć wycie wiatru. Wznosił się nieustannie, aż stał się jedynie maleńkim punkcikiem na nieboskłonie. Mietek pomachał mu na pożegnanie i ruszył biegiem jedną z wydeptanych przez zwierzynę ścieżek. Prowadziła w dół po zboczu, w kierunku chatki.
Już z daleka dojrzał ciepły blask ognia. Najwyraźniej Babka postawiła przy oknie świecę lub kaganek. Z komina chatki unosiła się cienka smużka dymu. Najwyraźniej wiedźma była w trakcie przygotowywania posiłku, bo smakowite zapachy czuć było aż na podwórzu.
Dopadł drzwi i już miał szarpnąć za sznur gdy drzwi się gwałtownie otworzyły. Same. W sieni jednak nikogo nie było.
- Właź pryndko do środka, bo zimno wpuszczosz! - doleciało z wnętrza. Otrzepał odzienie i buty, by nie nanieść błota. W dłoniach ściskał przemoczoną czapkę.
W ciepłej i jasnej izbie dostrzegł przygarbioną postać. Obok niej, na oparciu krzesła sterczał jak kołek czarny kruk. Chłopiec od razu zatęsknił za maleńkim uroczym i niegroźnym skowronkiem.
Na zydelku siedziała starucha i przyglądała mu się. Wreszcie po chwili zaskrzeczała:
- A cóż to? Czyżby wszystkie w Miodowarach od tego nieróbstwa do końca zgnuśnieli i zamiast sami przyleźć to pacholęta posyłają? - wykrzywiła usta, przywołując na twarz coś na kształt uśmiechu.
Młody Bednarczyk przełykając łzy, łamiącym się głosem zaczął opowiadać, co się stało. Nawet nie wiedział kiedy Babka pomogła mu zdjąć mokrą kapotę i posadziła przy piecu. Pogłaskała po głowie i wcisnęła w dłoń pajdę jeszcze ciepłego chleba. Chwilę potem dostał jeszcze kubek gorącego mleka, które pachniało miodem.
- Jedz, pij, nie lękaj siem babuni. Dobrze zrobiłeś, żeś przyszedł do mie. No, nie rycz już, bidoku.
- I, Babciu, wtedy poszedłem nie w tę stronę. I... i tam była polana, taka niemała. Stał, hik, stał tam kamień.
- Polana? Mówisz, że gdzie żeś polaz?
- Wlewo od lipy...
Babka spojrzała na niego uważnie.
- Co było dalej?
- Tam była taka piękna Pani, i wilcy. Ze trzydzieści ich było!
- Pani, powiadasz? Poczekaj chwilę. Czarek, wyłaź no z komory, ino w podskokach i na jednyj nodze!
W izbie pojawiło się ogromne czarne zwierzę o płonących jak węgle oczach. Mietek szybko skrył się za spódnicą czarownicy. Najpierw wilki, a teraz to... To nie wiadomo co. Niby kot, ale jakiś taki wyrośnięty. Bestia szła przez izbę nie wydając żadnego dźwięku. Przeciągnęła się leniwie i ziewnęła, ukazując rząd przerażających zębów. Ostrych jak brzytwa, był tego pewien.
CZYTASZ
W głębi lasu (Zawieszone Na Czas Nieokreślony)
Viễn tưởngW upalne czerwcowe popołudnie do domku Babki Ondraszowej przybywa delegacja z sąsiedniej wsi. Sprawa jest poważna, pogmatwana oraz niezwykle delikatna. Chodzi o honor dziewczyny i los jej nienarodzonego dziecka. I dożynkowy turniej karciany. Ciężki...