8. provence sky

247 32 2
                                        

- Co to za kolor?

- Ashton...

- No co?- wzruszył ramionami oburzony chłopak. Od kilkunastu minut uporczywie wpatrywał się w pokryte licznymi zdjęciami rodzinnymi ściany, próbując określić przebijający się przez drewniane ramy kolor.

- Niebo Prowansji.

- Nie ma takiego ko...

-Ciiiiiii!

- Ale naprawdę nie ma takiego koloru.- powtórzył zirytowany chłopak tym razem już szeptem, zakładając ręce na piersi i z naburmuszoną miną wrócił do skupiania swojej uwagi na szklanym ekranie telewizora.

- Nie do wiary. Mamy 2015 rok, a wy nadal oglądacie telewizję na tym złomie.- oznajmił, wskazując ręką w kierunku stojącego samotnie niewielkiego telewizora, który zapewnie pamiętał jeszcze późne lata piędziesiąte.

- Nanie Victorii nie przeszkadza. Może oglądać pogodę, wiadomości i odbiera nawet kilka programów kulinarnych. Normalnie wypas.- oznajmiła z lekkim uśmiechem malującym się na ustach Misty.- Pan Lockey powiedział, że w czwartek przyjdzie i podłączy jej kablówkę. Uczyłam ją wczoraj korzystać z internetu, ale zrezygnowała. Prawie dostała ataku serca, bo wyskoczła jej jakaś głupia reklama z głosem, który proponował jej zakup garnków ze stali nierdzewnej.

- Biedna kobieta.- szatyn roześmiał się, sięgając do białego pudełka po chińszczyźnie w poszukiwaniu ostatnich kawałków jedzenia, które jeszcze mógłby w siebie wrzucić.

Od ostatnich sześciu lat trwał jak to lubiła nazywać Misty "Niekończący Się Koszmar Nienajedzonego Ashtona Irwina", czyli w skrócie chłopak pochłaniał ogromne ilości jedzenia, prawie przez cały dzień, a i zdarzały sie przypadki, gdy budził się w nocy i po omacku odnajdywał drogę do lodówki, aby w ciągu niecałej godziny zaprowadzić tam generalne "sprzątanie". Pamiętała kiedy jako pryszczaty piętnastolatek z grzywką, sięgającą praktycznie do połowy rumianych policzków, wrzucał w siebie po trzy powiększone porcje frytek, podczas gdy ona sama ledno dawała sobie radę z jedną. Monstrualne ilości pożywienia wbrew pozorom nie zamieniały się w tkankę tłuszczową, ponieważ obecny Ashton-prawie-mężczyzna dzięki regularnym ćwiczeniom oraz grze na perkusji posiadał delikatnie zarysowane mięśnie prawie na każdej części swojego wysportowanego ciała. Jego rodzicielka- poczciwa Pani Irwin, która była dla Misty jak druga mama, spędzała większą część swojego dnia w kuchni, codzień wymyślając inne potrawy dla syna, a każda kolejna zdawała się być coraz to lepsza od poprzedniej. Piekła też niesamowite ciasta, ale to już inna historia.

Głowy obojga zwróciły się w stronę drzwi frontowych, w których pojawiła się niewielka postać starszej kobiety, ubranej w odświętną spódnicę oraz bluzkę ze zdobionym beżowymi koralikami kołnierzem. Jej siwiejące włosy, zostały spięte w ciasny kok na boku głowy. Niektóre kręcone kosmyki zdążyły już z niego wypaść stercząc lekko z każdej strony. Kobieta przygłaskała je pospiesznie pomarszczoną dłonią, ale z marnym efektem, bo po krótkiej chwili wróciły one do swojego poprzedniego stanu.

- Któż to zawitał do naszych progów... ósmy raz w tym tygodniu.- stwierdziła, zaciskając małe pokryte perłową szminką usta w cienką linię. W jej głosie pierwsze skrzypce grał mocny brytyjski akcent, odnajdywany w północnej części Wysp, gdzie Szkoci mieszają się wraz z Anglikami.

- Ciebie też miło widzieć Victorio.- przywitał się z radosnym uśmiechem chłopak, składając na wierzchu jej dłoni krótki pocałunek.

- Nie godzi się tak często nawiedzać damę w jej domu. Dajże mojej wnusi trochę przestrzeni, Panie Irwin.- kobieta pusciła oko do Misty, po czym wyminęła Ashtona ostentacyjnie, kierując się w stronę w kuchni. Z każdym krokiem jej satynowe trzewiki stukały cichutko na świeżo wypastowanych panelach. - Jednakże dobrze, że jesteś. No chodźże tu, musisz mi w czymś pomóc.

Szatyn wywrócił tylko manifestacyjnie oczami za plecami Victorii i pospiesznie ruszył jej krokiem, nadal się uśmiechając i mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem.

Chwilę później siedząca przy stole dziewczyna przyglądała się przyjacielowi który stojąc na chwiejącej się wieży zbudowanej z dwóch krzeseł ustawionych jedno na drugie, pokornie wiercił dziurę w kuchennej ścianie na kolejne zdjęcie. Zaraz obok niego z założonymi na piersi rękami i drewnianą, wysłużoną łyżką w jednej z nich stała Nana Victoria, uważnie obserwując jego poczynania. I dokładnie w tym momencie Misty zdała sobie sprawę z tego, że chce zatrzymać tą chwilę na zawsze, więc pospiesznie sięgnęła po starego polaroida, aby po kilkunastu sekundach idealne odzwierciedlenie obrazu przed nią zaczęło pojawiać się na niewielkim skrawku nowo powstałej fotografii.

thursdays /c.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz