- Co to za kolor?
- Ashton...
- No co?- wzruszył ramionami oburzony chłopak. Od kilkunastu minut uporczywie wpatrywał się w pokryte licznymi zdjęciami rodzinnymi ściany, próbując określić przebijający się przez drewniane ramy kolor.
- Niebo Prowansji.
- Nie ma takiego ko...
-Ciiiiiii!
- Ale naprawdę nie ma takiego koloru.- powtórzył zirytowany chłopak tym razem już szeptem, zakładając ręce na piersi i z naburmuszoną miną wrócił do skupiania swojej uwagi na szklanym ekranie telewizora.
- Nie do wiary. Mamy 2015 rok, a wy nadal oglądacie telewizję na tym złomie.- oznajmił, wskazując ręką w kierunku stojącego samotnie niewielkiego telewizora, który zapewnie pamiętał jeszcze późne lata piędziesiąte.
- Nanie Victorii nie przeszkadza. Może oglądać pogodę, wiadomości i odbiera nawet kilka programów kulinarnych. Normalnie wypas.- oznajmiła z lekkim uśmiechem malującym się na ustach Misty.- Pan Lockey powiedział, że w czwartek przyjdzie i podłączy jej kablówkę. Uczyłam ją wczoraj korzystać z internetu, ale zrezygnowała. Prawie dostała ataku serca, bo wyskoczła jej jakaś głupia reklama z głosem, który proponował jej zakup garnków ze stali nierdzewnej.
- Biedna kobieta.- szatyn roześmiał się, sięgając do białego pudełka po chińszczyźnie w poszukiwaniu ostatnich kawałków jedzenia, które jeszcze mógłby w siebie wrzucić.
Od ostatnich sześciu lat trwał jak to lubiła nazywać Misty "Niekończący Się Koszmar Nienajedzonego Ashtona Irwina", czyli w skrócie chłopak pochłaniał ogromne ilości jedzenia, prawie przez cały dzień, a i zdarzały sie przypadki, gdy budził się w nocy i po omacku odnajdywał drogę do lodówki, aby w ciągu niecałej godziny zaprowadzić tam generalne "sprzątanie". Pamiętała kiedy jako pryszczaty piętnastolatek z grzywką, sięgającą praktycznie do połowy rumianych policzków, wrzucał w siebie po trzy powiększone porcje frytek, podczas gdy ona sama ledno dawała sobie radę z jedną. Monstrualne ilości pożywienia wbrew pozorom nie zamieniały się w tkankę tłuszczową, ponieważ obecny Ashton-prawie-mężczyzna dzięki regularnym ćwiczeniom oraz grze na perkusji posiadał delikatnie zarysowane mięśnie prawie na każdej części swojego wysportowanego ciała. Jego rodzicielka- poczciwa Pani Irwin, która była dla Misty jak druga mama, spędzała większą część swojego dnia w kuchni, codzień wymyślając inne potrawy dla syna, a każda kolejna zdawała się być coraz to lepsza od poprzedniej. Piekła też niesamowite ciasta, ale to już inna historia.
Głowy obojga zwróciły się w stronę drzwi frontowych, w których pojawiła się niewielka postać starszej kobiety, ubranej w odświętną spódnicę oraz bluzkę ze zdobionym beżowymi koralikami kołnierzem. Jej siwiejące włosy, zostały spięte w ciasny kok na boku głowy. Niektóre kręcone kosmyki zdążyły już z niego wypaść stercząc lekko z każdej strony. Kobieta przygłaskała je pospiesznie pomarszczoną dłonią, ale z marnym efektem, bo po krótkiej chwili wróciły one do swojego poprzedniego stanu.
- Któż to zawitał do naszych progów... ósmy raz w tym tygodniu.- stwierdziła, zaciskając małe pokryte perłową szminką usta w cienką linię. W jej głosie pierwsze skrzypce grał mocny brytyjski akcent, odnajdywany w północnej części Wysp, gdzie Szkoci mieszają się wraz z Anglikami.
- Ciebie też miło widzieć Victorio.- przywitał się z radosnym uśmiechem chłopak, składając na wierzchu jej dłoni krótki pocałunek.
- Nie godzi się tak często nawiedzać damę w jej domu. Dajże mojej wnusi trochę przestrzeni, Panie Irwin.- kobieta pusciła oko do Misty, po czym wyminęła Ashtona ostentacyjnie, kierując się w stronę w kuchni. Z każdym krokiem jej satynowe trzewiki stukały cichutko na świeżo wypastowanych panelach. - Jednakże dobrze, że jesteś. No chodźże tu, musisz mi w czymś pomóc.
Szatyn wywrócił tylko manifestacyjnie oczami za plecami Victorii i pospiesznie ruszył jej krokiem, nadal się uśmiechając i mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem.
Chwilę później siedząca przy stole dziewczyna przyglądała się przyjacielowi który stojąc na chwiejącej się wieży zbudowanej z dwóch krzeseł ustawionych jedno na drugie, pokornie wiercił dziurę w kuchennej ścianie na kolejne zdjęcie. Zaraz obok niego z założonymi na piersi rękami i drewnianą, wysłużoną łyżką w jednej z nich stała Nana Victoria, uważnie obserwując jego poczynania. I dokładnie w tym momencie Misty zdała sobie sprawę z tego, że chce zatrzymać tą chwilę na zawsze, więc pospiesznie sięgnęła po starego polaroida, aby po kilkunastu sekundach idealne odzwierciedlenie obrazu przed nią zaczęło pojawiać się na niewielkim skrawku nowo powstałej fotografii.
