13. we gotta go

310 35 5
                                    

Brunetka weszła do środka pewnym krokiem, podczas gdy Calum przytrzymując się ściany opadł na pierwsze krzesło, jakie udało mu się namierzyć wzrokiem. Ostre światło jarzeniówek odpalonych przez Misty raziło go w oczy, które z całej siły starał się zaciskać. Cichy szum wydawany przez lampy zdawał się wypełniać pomieszczenie, a gdy brunet w końcu odważył się rozchylić powieki ze ździwieniem zauważył, że jest sam. Dziewczyna zniknęła gdzieś z zasięgu jego wzroku, a on ze zdenerwowania przeczesał dłonią wilgotne włosy. Czuł się zdecydowanie lepiej, aczkolwiek jego stan nadal nie należał do tych na liście ulubionych. Jego żołądek niespokojnie bulgotał, a gorzki smak w ustach za nic nie chciał zniknąć. Okrągłe stoliki mnożyły się mu przed oczami, dlatego zrezygnowany odwrócił wzrok na ogromną ladę po prawej stronie. Biały marmur ozdobiony został kolorowymi chorągiewkami w trójkątnym kszatłcie, zawieszonymi na cienkiej, bezbarwnej niteczce przez całą jego długość. Na spodzie znajdowały się ogromne szklane słoiki ze słodkimi posypkami oraz dodatkami do lodów. Od maleńkich różowych czy błękitnych kuleczek, poprzez żelki w każdym spotykanym kształcie, aż po kilka rodzajów czekoladowych wiórek. Obok biało-różowych słomek na paterze piętrzyły się kremowe bezy, a zaraz za nimi na rozochoconych klientów czekały ułożone w piramidkę praliny.

- Wanilia dla ciebie. Malina dla mnie.- oznajmiła Misty ustawiając przed chłopakiem papierowy kubeczek z mrożonym jogurtem. Zajęła miejsce obok niego, jednocześnie wbijając plastikową łyżeczkę w swoją porcję. Dopiero teraz zauważył luźno zawieszoną na jej nadgarstku bransoletkę. Srebrna błyskotka odbijała od swojej powierzchni światło, przez co mikroskopijny napis, wygrawerowany na plakietce pozostawał nieczytelny.

- Dziękuję.- burknął pod nosem, spoglądając z utęsknieniem w stronę słodyczy na ladzie.

- Chcesz trochę?- wskazała podbródkiem z rozbawieniem w głosie.- Wszystko jest do twojej dyspozycji.

- Spasuję...- skrzywił się lekko, przypominając sobie o swojej nadal niepewnej sytuacji w kwestii zwracania tego wieczoru.- Na twoim miejscu... gdybym oczywiście znał właściciela, przychodziłbym tu codziennie.

- Oh ależ tak właśnie było. Tyle, że po jakimś czasie wszystko się nudzi. Przychodziliśmy tu prawie każdego wieczoru, zaraz po zamknięciu.- zaczęła, ku niezadowoleniu Caluma przerywając kontakt wzrokowy. Na ustach dziewczyny zarysował się delikatny uśmiech, udekorowany dwoma dołeczkami, co uznał za całkiem niezłą rekompensatę.- A potem, z czasem po prostu przestaliśmy.

Brunet starał się zignorować fakt, że użyła liczby mnogiej, bo kiedy przypominał sobie, iż serce dziewczyny już do kogoś należało, czuł wzbierającą w nim złość. I co jak co, ale uważał jej wybór w tej kwestii za najgorszy z możliwych.

Bo on tylko chciał jej pomóc.

Uciec.

Uciec od okropnej relacji jaka łączyła ją z tym dupkiem. Od parszywego związku, który był parodią samą w sobie, a zauważali to wszyscy tylko nie ona. Oczywiście, że mógł zadzwonić po kogokolwiek innego. Nawet kilka osób zaproponowało mu nocleg w domu bractwa, ale kiedy zobaczył Scotta całującego się z kolejną przypadkową dziewczyną tej nocy, zwyczajnie nie mógł postąpić inaczej. Być może nie był to najlepszy sposób na uświadomienie Misty pewnych rzeczy, ale daj Boże najskuteczniejszy. Nie dręczyły go wyrzuty sumienia, mimo, iż praktycznie przyłożył swoją rękę do rozpadu, a przynajmniej poważnego uszkodzenia ich relacji. Nie potrafił zmusić się do uznania tego czynu za coś złego, a jedynie najbardziej potrzebnego w zaistniałej sytuacji.

Po szosie przed nimi przejechało kilka aut na zmianę z ogromnymi samochodami ciężarowymi, których zmęczeni całonocną jazdą kierowcy z całych sił starali się utrzymać wciąż opadające powieki szeroko otwarte. Stare radio, wcześniej włączone przez dziewczynę niewyraźnie brzęczało gdzieś w rogu, a znudzony do granic możliwości spiker właśnie zapowiedział kolejną piosenkę ze swoich lat młodości, uznając zapewne, że wysokie dźwięki melodii są zapewne wszystkim czego potrzebują jego słuchacze o tak wczesnej godzinie. Calum skrzywił się. Na jego twarz wpełzł grymas. Starał się ignorować mocne pulsowanie w czaszce, przez które miał poważne wrażenie, iż jego mózg lada chwila wypłynie mu przez uszy i rozleje się na posadzce. I chociaż przyjemne uczucie chłodu spowodowane przez mrożony jogurt opanowało jego przełyk, ból zdawał się wcale nie zmniejszać.

- Widzę, że już Ci lepiej.- przyznała Misty po dłuższej chwili ciszy.

- To ten jogurt.- odchrząknął, wyrywając się z zamyślenia. Spojrzał na dziewczynę kątem oka, podczas gdy ona całą swoją uwage poświęciła różowemu przysmakowi, powoli topiącemu sie na dnie jej kubeczka.- Muszę tu częściej zaglądać.

- Może lepiej nie w tym stanie, Cal.- stwierdziła, chichocząc pod nosem pomiędzy kolejnymi porcjami lodowego przysmaku.

Cal.

- Czy jeśli powiem, że cię znam dostanę darmową próbkę?- zapytał, odkładając pustą miseczkę na stolik. Skrzyżował ręce na piersi i odchylając ciężką głowę do tyłu mruknął z zadowoleniem.

- Wątpię, ale jeśli ładnie poprosisz, to może jeszcze dzisiaj uda ci się wskórać następną porcję.- powiedziała, wstając od stolika.

Napotkał jej roześmiany wzrok i dokładnie w tej chwili nie mógł nawet pojąć, jak bardzo szczęśliwy teraz był.
Dokładnie tutaj, w niewielkiej lodziarni, o piątej rano, kiedy słońce dopiero witało tę część świata. Nawet jeśli to nie miało trwać dłużej, niż kilka godzin, a odwlekany powrót do domu miał być definitywnym końcem.

- Co jest tam napisane?- wskazał na ozdobę na ręce Misty, kiedy srebrna bransoletka zaświeciła mu znów przed oczami. Dziewczyna przyjżała się jej wybita z rytmu, jakby sama nie pamiętała treści napisu znajdującego się na malutkiej plakietce w kształcie serca.

- To inicjały.

- Czyje?- zapytał, zanim zdążył się powstrzymać, za co miał ochotę uderzyć się po twarzy. Niewykluczone, że zrobi to kiedy tylko znajdzie się sam na sam w zaciszu własnych czterech ścian.

- Mojego chłopaka.- oznajmiła, obracając błyskotkę delikatnie wokół nadgarstka. Zmarszczyła brwi, a na jej czole pojawiły się niewielkie zmarczki.

- Mogę ją zobaczyć?- wyciągnął niepewnie rozprostowaną dłoń w stronę dziewczyny, aby po chwili trzymać w niej srebrny przedmiocik. Obejrzał go dokładnie, tak jak przed chwilą robiła to brunetka. Bransoletka nie wyglądała na specjalnie fikuśną, bo zwyczajnie skręczony łańcuszek z wygrawerowanym serduszkiem możnaby nazwać co najwyżej klasycznym. Jednakże w przeciwieństwie do Caluma, w oczach Misty wcale nie umiejszało to jej znaczenia dla dziewczyny.

Słońce niemalże wyszło zza horyzontu, ubarwiając niebo odcieniami różu, pomarańczu czy nawet fioletu pomieszanego z błękitem. Misty wstała i podbiegła do włączników światła. Lampy zgasły z głośnym szczękiem, ale lodziarni wcale nie spowiła nieprzenikniona cimność, zamiast niej wnętrze oświetlone zostało przez pierwsze, nieśmiałe promienie słońca. Różowo- pomarańczowe niebo rzucało kolorową poświatę, czyniąc je jedynie piękniejszym. Podłoga złożona z kilkudziesięciu mozaik odbijała od swojej powierzchni wkradające się promienie, tworząc na śnieżnobiałym suficie fantazyjne wzory. W tej chwili wszystko zdawało się błyszczeć, lub emanować swoją coraz to piękniejszą poświatą.

Misty usiadła bezszelestnie obok wpatrującego się w linię horyzontu Caluma, po czym przysunęła swoje krzesło odrobinę bliżej. Oddychała cicho przez usta, bojąc się, że jeśli będzie robiła to zbyt głośno może wyrwać chłopaka z transu, w jaki zdaje się popadł. Z lekko rozchylonymi wargami, podziwiał wschód słońca, zupełnie zapominając o mruganiu. Jego klatka piersiowa unosiła się miarowo, spokojnie, kompletnie inaczej niż niecałe dwie godziny temu, kiedy cały roztrzęsiony z wariackim oddechem opierał się o pień drzewa, usiłując utrzymać równowagę. Nie chciała przerywać tej chwili, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że z nastaniem nowego dnia to wszystko dobiegnie końca. Czas pędził, a ona nie mogła nic z tym zrobić i ku jej niezadowoleniu godzina, w której poranna zmiana rozpocznie swoją pracę zbliżała się wielkimi krokami.

-Calum.- ułożyła niepewnie dłoń na rozluźnionym ramieniu chłopaka, podczas gdy on sam starał się odpędzić sprzed swoich oczu obraz jej kształtnych ust wypowiadających jego imię.

-Hm?

- Musimy już iść. Niedługo pojawią się pierwsi pracownicy. Będą chcieli przygotować lokal.

Calum mruknął tylko ciche potwierdzenie pod nosem i powoli podniósł się z krzesła. Ból głowy powrócił z podwojoną siłą, co zapewne mogło oznaczać tylko jedno. Chłopak trzeźwiał i nastał czas, aby przywitać się ze starym przyjacielem, jakim w tej sytuacji mógł być wyłącznie bezwzględny kac.

thursdays /c.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz