- Jak tam? Żyjesz jeszcze, młoda?
Do sztucznie zaciemnionego pokoju Misty, ostrożnie wkroczył wysoki szatyn. Zatrzymał się na chwilę w przejśćiu, jakby zanim przekroczy próg chciał być pewny, iż w środku nie czeka go żadne niebezpieczeństwo. Brunetka niechętnie uchyliła powieki i mruknęła w odpowiedzi coś zupełnie niezrozumiałego. Podniosła się ociężale do pozycji siedzącej, przecierając zaplątaną w biały kabel od słuchawek dłonią oczy. Nie ruszała się z łóżka od niemalże tygodnia, wciąż kaszląc, smarkając, kichając i ogólnie rzecz biorąc ocierając się w jej mniemaniu o śmierć. Sama nie była już pewna ile razy przeklinała się za niedorzeczny pomysł dzikich wypraw na drugi koniec miasta w trakcie trwającej ulewy połączonej z zabójczym wiatrem, a za każdą wiązanką niecenzurowanych słów stała mocna obietnicą tego, że ta sytuacja już nigdy się nie powtórzy
- Mam coś dla Ciebie.- szatyn usiadł ostrożnie na skraju łóżka, jakby bał się reakcji przyjaciółki, która chora potrafiła stać się nieobliczalną osobą. Malutka blizna w kształcie półksiężyca na przedramieniu chłopaka nie wzięła się przecież z nikąd.- Zamówiłem trochę chińszczyzny. Gdzie Victoria?
- Wyszła na jedno z tych swoich cotygodniowych spotkań. Bedzie przed dziesiątą.- Stwierdziła Misty, mozolnie odkopując się ze wszystkich warstw pościeli, które po tygodniu niemalże złączyły sie z dziewczyną w jedną całość.
Sięgnęła po białe, tekturowe pudełeczko ze smakowitą, jeszcze parującą zawartością, trzymane w silnych dłoniach przyjaciela.
- Znów zaczęła tam chodzić? Już jej chyba lepiej, skoro się porywa na takie ekscesy.- zauważył Ashton z pełną buzią, przelotnie zerkając na Misty.- Gdzie dzisiaj?
- Bodajże koło starego Lotosu. Nie jestem pewna. Przełknij zanim coś powiesz, sieroto. Oglądanie przeżuwanych przez Ciebie resztek nie jest moim ulubionym zajęciem.- oznajmiła brunetka, zaglądając do środka swojego kartoniku z jedzeniem, po czym jęknęła zrezygnowana.- Sajgonki? Nie było nic bardziej zjadliwego?
- Ciesz się, że w ogóle coś dostałaś, bo jak tu widzę, to nie ma z czym poszaleć.- oburzony wskazał podbródkiem na mały talerzyk z zeschniętą połówką bułki posmarowaną zjełczałym już masłem, znajdujący się na etażerce blisko łóżka Misty.
- Nana uparła się i nie pozwoliła mi jeść nic innego, bo ubzdurała sobie, że to jakiś tropikalny wirus grypy żołądkowej. Przynajmniej tak powiedziały jej koleżanki z tego przeklętego klubu.
- Szalona kobieta.- skwitował Ashton, uśmiechając sie pod nosem, ponieważ doskonale ją znał i wiedział, że właśnie taka potrafi być Victoria.
A nawet gorsza.
- A propos tego Lotosu.
- Co z nim?- zaciekawiła się dziewczyna, skupiacjąc całą swoją uwagę na piwnych tęczówkach towarzysza.
- Gadałem z właścicielem, czy pozwoliłby nam tam zagrać.
- Słabo.
- Od czegoś trzeba zacząć.- splótł ręce na piersi, jednocześnie nadymając policzki jak małe dziecko, które nie dostało od rodziców najnowszej zabawki.
- Słabiutko. Już nikt tam nie chodzi.- dziewczyna po krótkiej chwili wpatrywania się w przyjaciela zerwała się z łóżka, nie zapominając aby przelotnie uszczypać go jeszcze w policzek, co spotkało się jego jeszcze większym niezadowoleniem.
Pospiesznie narzuciła na odkryte ramiona beżowy swetr, jednak jej pierwotny strój wcale nie uszedł uwadze szatyna.
- Nosisz jego koszulki?
Misty odsłoniła zasłony wpuszczając do pokoju niemal ostatnie promienie tego dnia. Zatrzymała wzrok na dłuższą chwilę na widoku z oknem, cieplej owijając się wełnianą tkaniną, która dawała jej tyle ciepła.
- Są przyjemne.
- Dam Ci jakąś moją, jeśli chcesz.
Szarzało, a nieprzestający padać deszcz kontynuował swoja niekończącą się misję zalania planety. Szło mu coraz gorzej, bo z dnia na dzień Greg Walters, prezenter z popularnej stacji pogodowej, jedynej, jaką odbierał malutki telewizorek w pokoju Victorii, skrupulatnie odnotowywał znaczną poprawę pogody.
___________________________
a/n nowy rozdział, a Potop jak leżał tak i leży..........
