16. look at yourself

218 25 5
                                    


-Myślałem, że mnie tam zabije.- oznajmił Calum, śliniąc językiem wierzch białej bibułki, po czym skończone zawiniątko podał siedzącej obok siostrze. Dziewczyna przyjęła je z wdzięcznym uśmiechem na twarzy, w kieszeni spodni poszukując zapalniczki. 

Zmierzch zapadł niespodziewanie, okrywając ulice, fasady domów i ogródki liliową poświatą. Przyniósł chłodny, zdradziecki niemal, powiew wiatru i dreszcze na odkrytych skrawkach skóry. Na koniuszkach źdźbeł trawy, najpierw delikatnie, a następnie z coraz to większym ciężarem poczęły osiadać pierwsze smugi wieczornej mgły, tak bardzo charakterystycznej dla tutejszej pogody. Na ulicach zelżał już ruch i ogólny nastrój spokoju oraz odpoczynku opanował miasto w pobliskich rejonach. Dwójka rodzeństwa siedząca na dachu niskiego domku jednorodzinnego, okryła się właśnie jednym, puchatym kocem. Ich twarze skąpane w błękitnym, męsistym dymie nie wyrażały prawie żadnych emocji poza obopólnym skupieniem. 

- Pewnie by to zrobił. 

- Myślisz, że chciałby iść przeze mnie do pierdla?- Calum przeniósł wzrok na Mali, unosząc lekko brwi. Na samo wspomnienie tego zdarzenia, po skórze przechodziły mu dreszcze, a twarz, jakby kierowana jakimś samoinstynktem wykrzywiała się w grymasie. 

- Jego rodzice na pewno za wszelką cenę by go z tego pierdla wyciągnęli, najprawdopodobniej zaraz na drugi dzień...

Calum chciał przerwać niezręczny moment ciszy między nimi, lecz jedyne co zdołał z siebie wykrztusić to nieeleganckie chrząknięcie skomentowane przez Mali pobłażliwym uśmiechem i wzrokiem, jakby niewerbalnie chciała mu przekazać, że wie co czuje. 

- Jak jeszcze byliśmy mali, to faktycznie lubiłam łapać się na myśleniu, że całkiem fajnie jest mieć starszego brata. No wiesz... takiego, który by się mną opiekował, miał przystojnych kolegów i takie tam bzdety.- dziewczyna sprzedała Calumowi kuksańca w bok, ukazując rządek swoich białych zębów. Wokół jej oczu pojawiło sie kilka niewielkich zmarszczek co w jakimś stopniu na pewno podkreśliło specyficzną urodę Mali. Brunet był dumny z tego, jaką uroczą i musiał to przyznać, bystrą dziewczyną stała się jego młodsza siostrzyczka.- Tymczasem spójrz na siebie. Cały jesteś poobijany. I nawet kolegów nie masz fajnych. 

Chłopak pokręcił jedynie głową z uśmiechem dezaprobaty, niezaprzeczając jednak jej słowom. W głębi duszy się z nimi zgadzał, dlatego bez słowa wciągnął ciężki dym głębiej do płuc. Znajdował się w sytuacji beznadziejnej, a odpowiedzi szukał w żarzącej się między jego dwoma palcami nikotynie. Uznał ją za truciznę lepszą i być może mniej szkodliwą, niźli dręczące go myśli. 

- Mama wraca za cztery dni. Lepiej żeby do tego czasu zeszły Ci te sińce. Szczególnie ten jeden.- Mali dotknęła z największą uwagą fioletowej plamy tuż nad kością policzkową brata.- On wygląda najgorzej. 

- I tak pewnie jej ktoś o tym doniesie. Zna z pół Sydney. 

- Co ty sobie myślałeś, Cal?- zarzuciła mu siostra, patrząc na chłopaka z konsternacją w dwóch czarnych jak heban tęczówkach. 

- W pewnym momencie stwierdziłem, że chyba zwariowałem, a potem, że koniec końców nie mam nic do stracenia. 

- Słyszałam, że tylko wariaci są na tym świecie czegoś warci.- stwierdziła dziewczyna, parafrazując ich wspólną, ulubioną książkę jeszcze za czasów, gdy żadne z nich nie było w stanie dosięgnąć do szafki nad blatem, gdzie, jak na złość, ich mama zawsze chowała słodkości. 

  Brunetka zaśmiała się cicho, powolnie wstając. Zwinnie odrzuciła nakrycie, którym z kolei mocniej owinął się jej brat. Zacisnął opuszki na miękkim materiale koca, nie dopuszczając do siebie ani skrawka zimnego wiatru. Chłopak nie drżał, lecz chłodny wieczór coraz mocniej dawał się mu we znaki.   

-Mali? 

- Hmm?- jej twarz jeszcze na chwilę pojawiła się w oknie, służącym jako jedyna droga na dach domu. Z jej lekko rozchylonych, kształtnych warg wydostała się maleńka strużka pary, która sekundy później bezpowrotnie rozpłynęła się na tle liliowego niemal nieba. 

- Mamy dziś czwartek, prawda?

- Zgadza się. Nie spieprz tym razem. 

Calum usłyszał jedynie ciche kroki siostry skierowane w głąb domu. On sam nadal pozostawał w bezruchu, jakby zdolny był jedynie do bezdennego wpatrywania się przed siebie. Jakby funkcjonował gdzieś na uboczu tego świata, wyłącznie mu się przyglądając, bez mocy działania. Jego skostniałe od ciągłego skurczu dłonie puściły w końcu koc, który delikatnie zsunął się po jego spiętych ramionach. Włosie syntetycznej bawełny otarło czule każdy z tatuaży chłopaka, aby ostatecznie wywołać na jego skórze maleńkie wypustki. Tymczasem w głowie bruneta toczyła się wojna między sercem a rozumem i sam nie wiedział, która ze stron wysuwa się obecnie na prowadzenie. 

Wzdrygnął się, gdy usłyszał nieprzyjemny dźwięk dzwonka do drzwi. Dokuczliwy, przez chwilę nieustepliwy hałas wwiercał mu się niemal pod czaszkę, co poskutkowało grymasem niezadowolenia na twarzy chłopaka. Czuł, jak hałas odbija się mu echem od krawędzi czaszki, co czyniło go jeszcze bardziej spotęgowanym. Chłodne dłonie prawie natychmiast powędrowały do pulsujących skroni, aby przynosząc namiastkę ukojenia, masować je kolistymi ruchami. 

Jednak nagle wszystko zdało się ustąpić w momencie, gdy usłyszał swoje imię, wypowiedziane jej głosem. 

Głosem, który chciałby uczynić melodią swojego życia. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 26, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

thursdays /c.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz