– Mogłabyś mi proszę podać chusteczki? – to był jeden z tych trudniejszych poniedziałków. Dzieci od rana były albo zbyt marudne, albo zbyt żywiołowe. Już trójkę wysłałyśmy do domu z chorobą, a teraz kolejne postanowiło mnie niemiło zaskoczyć i podczas karmienia, cofnęło mu się, a połkniete jedzenie wyleciało tą samą drogą, którą wleciało, ochlapując wszystko dookoła. W tym także i mnie.
– Proszę. – Anne podała mi paczkę, uśmiechając się ze współczuciem. – Zwariowany dzień, co? Za niedługo zostaniemy tylko my.
– Gorzej jak jutro nie zostanie już nikt – stwierdziłam, powstrzymując odruch wymiotny, gdy nieprzyjemny zapach dotarł w końcu do nosa. Od zawsze mogłam znieść wszystko, a nieprzyjemne kupy to chleb powszedni, ale gdy ktoś wymiotował, musiałam znaleźć się jak najdalej od takiego zdarzenia. Tutaj jednak często nie było takiej możliwości.
– Idź się przebierz, posprzątam tu – Najwyraźniej nie udało mi się ukryć brzydkiego grymasu tak dobrze, jak myślałam.
– Jesteś wybawieniem, kwiatuszku – Wyszczebiotałam, podnosząc się z ulgą. Nie czekając aż Anne zmieni zdanie, uciekłam z sali, udając się do naszej szatni. Całe szczęście, że w zeszły piątek przyniosłam trochę ubrań. Zawsze śmiałam się ze współpracownic, że chowały w szafkach różne rzeczy, ale teraz zdecydowanie mogłam przekonać się na własnej skórze, że w tej pracy trzeba spodziewać się wszystkiego.
Zmieniłam szybko koszulkę, z ulgą odkrywając, że spodnie miały więcej szczęścia. Gdy wyszłam na korytarz, zauważyłam Sophie z roczną Laurą w ramionach. Malutka usypiała, a smoczek w jej ustach wydawał głośny dźwięk. Podeszłam bliżej i wyciągnęłam dłonie, na co koleżanka uniosła brew w niemym pytaniu.
– Pewnie czekasz na jej tatę, ja się tym zajmę. Masz swoją grupę, a u nas poszło już tyle dzieci, że An poradzi sobie przez chwilę sama.
– Dzięki, Abi. U was też słyszałam, że za niedługo mają przyjść po Boba.
– Jego rodzice zawsze tak mówią, a później i tak przyjeżdżają przed zamknięciem.
– Nieodpowiedzialne buce. – rzekła, krzywiąc się. – No nic, idę. Widzimy się na przerwie.
– Powodzenia! – krzyknęłam za nią, ale zaraz zamarłam, gdy mała zaczęła wiercić się niebezpiecznie. Pobujałam ją mocniej, śpiewając cicho kołysankę. Chodziłam w tę i z powrotem, aż w końcu zadzwonił dzwonek. Otworzyłam drzwi, patrząc jednak na małą, która uchyliła lekko oczy. – Dzień dobry. Pewnie słyszał pan już, co się wydarzyło. Laura... – słowa wyleciały mi z głowy, gdy tylko zadarłam głowę do góry.
Zielone oczy uchyliły się szerzej, tak samo, jak i kształtne, różowe usta. Przez dłuższą chwilę tak tylko staliśmy, przyglądając się sobie czujnie. Nie mogłam, nie zauważyć kilku zmian w mężczyźnie. Zwłaszcza tego, że skrócił włosy, chociaż kilka kręconych kosmyków spadało mu cały czas na czoło. Garnitur opinał jego sylwetkę mocniej niż kiedyś, co dało mi do zrozumienia, że musiał odwiedzać często siłownię.
– Abigail... – Jego spokojny, ciepły głos wybił mnie z dziwnego zawieszenia. Wyprostowałam się i choć miałam ochotę wepchnąć mu małą w ramiona i uciec, postanowiłam być profesjonalistką.
– Laura źle się czuła, miała pięć rzadkich kupek i nie chciała nic jeść. Z tego, co wiem miała również lekko podwyższoną temperaturę. Panuje u nas jelitówka, więc radziłabym, by pan poszedł z nią do lekarza po odpowiednie lekarstwa, jeśli ich pan nie posiada i poobserwował ją przez kilka dni – Wytłumaczyłam fachowo, patrząc wszędzie, byleby nie na niego.
– Bardzo się zmieniłaś. Dawno wróciłaś? – spytał, jakby nie usłyszał nic z tego, co powiedziałam.
– To nie pana sprawa. Czy chce pan się o coś spytać odnośnie Laury?
– Nie, ale...
– W takim razie muszę wrócić do pracy. Proszę zabrać córkę i o nią zadbać – Wyciągnęłam ramiona i ignorując dreszcze, które przeszły mi po plecach, gdy tylko nasza skóra zetknęła się na moment, odwróciłam się na pięcie, postanawiając, że drzwi zamknie za nim ktoś inny.
– Siostrzenicę.
– Słucham? – wbrew zdrowemu rozsądkowi odwróciłam się z powrotem, napotykając ciepłe spojrzenie.
– To moja siostrzenica, a nie córka. Zajmuję się nią, ponieważ... – Urwał, wyglądając na zdziwionego i zranionego. Dlaczego?
A dlaczego cię to interesuje, wariatko? To, co się dzieje w jego życiu już dawno przestało być twoją sprawą. Pogódź się z tym. Teraz ma kogoś innego, kto powinien słuchać o jego problemach i pomagać mu je rozwiązywać.
– W takim razie proszę dobrze zająć się siostrzenicą. Do widzenia i życzę miłego dnia – Chociaż starałam się wymusić uśmiech na twarz, nie udało mi się to. Zamiast tego serce ścisnęło mi się żałośnie na wyobrażenie jego z inną u boku. Byłam naiwna wierząc, że wszystko, co czułam wyparowało. Wystarczyła jedna, krótka rozmowa, by wspomnienia zalały umysł, a nierozwiązane sprawy zaczęły ciążyć, materializując się jako ogromny kamień na klatce piersiowej.
Dlaczego ze wszystkich żłobków w mieście, jego siostra musiała wybrać akurat ten? I dlaczego on odebrał małą, nie jej rodzice?. Życie, ty głupia szmato, weź choć raz ułóż się po mojej myśli!
CZYTASZ
Mój kolega, idiota
RomanceAbigail wraca do miasta i zamieszkuje pięć domów dalej od Ezekiela. Ezekiela, który ma narzeczoną i zaczyna układać sobie życie. Kobieta nie chce mieć z nim nic wspólnego, wyleczyła się z niego, ale obecność Elisabeth utrudnia całą sytuację. Kiedy I...