26.

2K 140 23
                                    

Po pamiętnej imprezie sylwestrowej, którą choć chciałam zapomnieć, nie dałam radę, miałam ogromnego kaca. Nie tyle fizycznego, co tego moralnego. Bo choć podejrzewałam, że Xaviery również nie zachował wierności, ja powinnam się była powstrzymać. Nigdy nie chciałam być typem osoby, która zdradzała swojego partnera, choćby nie wiem jak wielkie przyciąganie miała z innym. Jeżeli już ktoś podobał mi się na tyle, że chciałam zaryzykować wszystko, najpierw kończyłam obecny związek. Ezekiel mącił mi w głowie, wyciągając ze mnie to, co najgorsze. A ja jak ta durna owieczka się temu poddawałam.

Byłam zła, zawiedziona i smutna. Głównie na siebie, ale również i na obu panów. Nie do końca wiedziałam jak chciałam rozstrzygnąć sprawę pomiędzy mną, a Harrisem. Związek wyszedłby z tego marny skoro i jego, i mnie ciągnęło do byłych partnerów, ale jednocześnie nie mogłam powiedzieć, że był mi tak do końca obojętny, w końcu z jakiegoś powodu się to wszystko między nami zaczęło dziać. Nie chciałam brać na swoje barki decyzji, więc czekałam tylko na dogodny moment, by z nim to przedyskutować i dojść do jak najlepszego rozwiązania dla obu stron.

– Przestań myśleć o niebieskich migdałach i weź się do pracy. Pampersy się same nie podpiszą – rzuciła Anna, trącając mnie barkiem. Omal nie wypuściłam z dłoni marketu.

– Chciałabym, by to były przyjemne sprawy.

– A co, masz jakieś problemy? Jeśli dręczą cię długi, daj znać, pomogę jak mogę. – Po sercu rozlało mi się ciepło na zmartwienie, które przejawiała kobieta. Była cudowną przyjaciółką, ale rozmawianie z nią na temat problemów z jej bratem byłoby co najmniej dziwne, więc postanowiłam przemilczeć temat.

– Nic się takiego nie dzieje.

– Jak znam życie wszystko dałoby się rozwiązać łatwo, tylko ty niepotrzebnie to komplikujesz. – Wzruszyłam ramionami, pisząc na kolejnym pampersie odpowiednie imię dziecka. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, aż przerwał ją mój telefon. Wyciągnęłam go na wierzch, ale nie rozpoznałam numeru. I choć zazwyczaj w takich przypadkach nie odbierałam, przeczucie podpowiadało mi bym tym razem postąpiła inaczej, więc nacisnęłam zieloną słuchawkę.

– Dzień dobry. Z tej strony wychowawczyni Elisabeth Cloud, Amelia Stan. Dzwonię, ponieważ doszło do pewnej przykrej sytuacji, w której pani córka lekko ucierpiała. Chciałabym, by przyjechała pani do szkoły na rozmowę z panią dyrektor. – Przez moment myślałam, że to zwykły żart. Z tego, co wiedziałam, zdecydowanie nie posiadałam żadnego dziecka, a już na pewno nie dziesięcioletniego. Miałam ochotę odmówić. Taką sprawą powinien zająć się jej ojciec, ale skoro mała z jakiegoś powodu podała numer do mnie, nie chciała mieszać w to Ezekiela.

– Dzień dobry. Postaram się przyjechać najszybciej jak się da – wymieniłyśmy jeszcze kilka zdań, zanim nacisnęłam czerwoną słuchawkę. – Wiesz czy szefowa jest u siebie?

– Z tego co wiem to tak. Kto dzwonił i czy to coś poważnego?

– Jeszcze się przekonam. Na razie idę i jakbym nie wróciła to do jutra. – Ucałowałam ją w policzek i pobiegłam do biura. Wytłumaczenie wszystkiego, samej nie wiedząc dokładnie, co się wydarzyło było trudne. Dla uwiarygodnienia sytuacji nie mówiłam, że chodzi o córkę byłego, a o Edwarda. Niechętnie bo niechętnie dostałam zgodę na szybsze wyjdzie, za co byłam chociaż raz szefowej wdzięczna. Od siebie z pracy do szkoły Elisabeth nie miałam daleko, ale i tak droga dłużyła się niemiłosiernie. Przed oczami miałam wszystko. Złamana noga, wybite zęby, połamane żebra czy jakieś krwotoki wewnętrzne. Rozum dobrze wiedział, że w takim wypadku dostałabym wezwanie do szpitala, ale jednocześnie nie powstrzymywał kolejnych tragicznych wizji.

– Abigail! – krzyknęła młoda, gdy tylko znalazłam się przed gabinetem dyrektorki. Na pierwszy rzut oka nic jej nie było, na co odetchnęłam z ulgą. Przytuliłam ją mocno do siebie, całując we włosy.

– Co się dzieje, Eli? Skąd to całe zamieszanie? – zasznurowała usta, spuszczając wzrok w dół.

– Pani Cloud? – Miło wyglądająca kobieta wyłoniła się zza drzwi i uśmiechnęła delikatnie. Była lekko po pięćdziesiątce i zdecydowanie farbowała włosy, ponieważ wątpiłam, że udałoby jej się naturalnie uzyskać taki kolor rudego.

– Tak, to moja mama – powiedziała młoda, zanim udało mi się wyjaśnić to nieporozumienie. Posłałam jej zdezorientowane spojrzenie, ale ona udała, że tego nie widziała.

– W takim razie zapraszam do środka. – Kiwnęła głową, samej wchodząc pierwszej.

– Poczekaj tu – rozkazałam, zamykając za sobą drzwi. Usiadłam na wygodnym krześle, w którym się wręcz zapadłam. Pomieszczenie było przytulne, chociaż minimalistyczne. Krajobrazy zachęcały mnie do tego, by wyjechać w ciepłe miejsce, gdy tylko nadejdzie urlop.

– Elisabeth od dłuższego czasu miała konflikt z jednym, z uczniów. Nie sądziliśmy, że to jest aż tak poważna sprawa do dzisiejszego dnia. Nikt nie chce powiedzieć o co poszło, ale Elisabeth uderzyła Jacoba w twarz, niefortunnie rozcinając mu wargę. Mama chłopca nie wniesie na całe szczęście oskarżenia, ale sama pani widzi, że trzeba porozmawiać z córką, spróbować wytłumaczyć, że przemoc do niczego nie prowadzi, a dziewczynki nie powinny zachowywać się w ten sposób.

– A to ostatnie, to co ma niby oznaczać? Dziewczynki mogą zachowywać się w każdy sposób i jeśli ktoś robi im krzywdę to się bronią. Może to z tym chłopcem trzeba porozmawiać, że jeżeli jest zainteresowany daną osobą, powinien prawić jej komplementy zamiast w chamski sposób zaczepiać? Sama przyznała pani, że nie wie o co poszło, więc dlaczego od razu zarzucać, że to wina Elisabeth? – Założyłam ramiona na klatce piersiowej. Kobieta wydawała się wybita z rytmu, jakby spodziewała się, że przyznam jej rację, nie komentując w żaden sposób słów.

– Tak, ale to ona podniosła rękę na niego, a nie odwrotnie, więc to z nią trzeba porozmawiać, że słowa są mocniejsze niżeli przemoc fizyczna.

– Z tym się zgadzam i zapewniam, że kiedy tylko stąd wyjdziemy, przeprowadzę z nią rozmowę. Proszę tylko nie mówić, że dziewczynki nie mają prawa się bronić, gdy ktoś robi im krzywdę, ponieważ w ten sposób wpaja im pani, że mają biernie przyjmować gnębienie, nie broniąc się – postawiłam przy swoim. Kobieta przez całą moją wypowiedź kiwała głową, żwawo się zgadzając.

– Przepraszam, użyłam złych słów. Już rozumiem skąd w Elisabeth ten ognisty temperament. Ma to po mamie. – Uśmiechnęła się z rozczuleniem.

– Właśnie, jeśli o to chodzi... – Drzwi otworzyły się, przerywając wypowiedź. Do środka wszedł Ezekiel i otworzył szeroko oczy, zauważając mnie w środku. Zamrugałam kilka razy, niedowierzając w swojego pecha.

– Dzień dobry, panie Cloud. Czyżby wychowawczyni wezwała również pana? Gdybym wiedziała, odwołałabym to, ponieważ pańska żona świetnie sobie radzi sama. – Zarumieniłam się pod czujnym spojrzeniem mężczyzny.

– Tak wiem, jest genialna – przyznał, unosząc kąciki ust. Zdziwiłam się, że postanowił kontynuować to drobne nieporozumienie, ale zdecydowałam się również w to brnąć. Skoro powiedziało się a, trzeba było i powiedzieć b.

Mój kolega, idiotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz