16.

2.5K 135 14
                                    

Ezekiel

W klubie było głośno. Wszyscy piszczeli, krzyczeli i śpiewali, uniemożliwiając zrozumienie czegokolwiek. Tym bardziej nie wierzyłem, że to naprawdę będzie Abigail, gdy usłyszałem pisk tak bardzo podobny do tego jej i odwróciłem się w jego stronę. A jednak tam stała. Wielkimi, przerażonymi oczami patrząc w moją stronę, trzymając się z innym za dłonie. Coś we wnętrzu się ścisnęło.

Nie myśląc długo, wstałem, ale wtedy Abi uniosła się na palcach i szepnęła coś nieznajomemu na ucho. Przez dłuższą chwilę stali tak, patrząc tylko na siebie. Cokolwiek jednak mu powiedziała chyba podziałało, ponieważ pozwolił pociągnąć się w stronę szatni. Niewiele myśląc ruszyłem za nimi, ale zatrzymał mnie James.

– Gdzie niby myślisz, że idziesz? Dopiero co przyszliśmy. Kasa za bilet się zmarnuje.

– Jesteś lekarzem, chyba twój skromny budżet to przeżyje co? – przewróciłem oczami. – Widziałem Abigail.

– Jest ciemno i tłocznie, skąd pewność, że to ona? – uniósł brew do góry.

– Jeśli ona tu jest, to również Delilah i Caroline. Nie chcesz się upewnić co robi twoja szalona, seksowna żonka? – to był cios poniżej pasa i doskonale o tym wiedziałem. Jamesowi od zawsze przeszkadzało to jak bardzo Caro lubiła flirtować z innymi. Kłócili się o to przed i po małżeństwie, ale w końcu przyjął do wiadomości, że go kochała i po prostu taka była. Czasami nachodziły go wątpliwości, które zawsze rozwiewał em. Do dzisiaj.

– Idziemy. – James poderwał się, nie komentując moich słów, co było dobrym znakiem. Dosłownie w dwie minuty byliśmy już na korytarzu, odebraliśmy kurtki i wyszliśmy na zewnątrz. Kobiety stały niedaleko, tupiąc nogami i rozglądając się nerwowo.

– Przeszkadzamy? – spytałem, zakładając ramiona na klatce piersiowej. Delilah i Caroline podskoczyły, a Abigail jedynie się skrzywiła. Facet z klubu nie trzymał jej za dłoń, ale obejmował w pasie, co chyba jej nie przeszkadzało, zważając na to, że go nie odpychała.

– Nie. – Skłamała blondynka, drżącym głosem. - Co tu robicie? Mieliście siedzieć w domu.

– Zmieniliśmy zdanie. – Wytłumaczył tylko krótko James, od razu przyciągając żonę bliżej siebie. Nie mogłem być pewien, ale większość mężczyzn w odległości stu metrów westchnęło ciężko, uświadamiając sobie, że nie będą w stanie jej poderwać.

– Możemy porozmawiać? – skorzystałem z okazji i przystąpiłem do ataku. Abigail zagryzła wargę, co oznaczało nerwowość. Kilka sekund rozmyślała nad moimi słowami, ale w końcu kiwnęła głową.

– Za chwilę wrócę.

Albo nie.

Wolałem nie wypowiadać tych myśli na głos, by nie wszczynać awantury, ale widok jej w ramionach innego mnie przytłoczył. To nie była czysta zazdrość, po prostu chyba do pewnych spraw musiałem się wciąż przyzwyczaić. Było to niesprawiedliwe. Ona nie miała innego wyboru, jak widzieć mnie z Sydney. Czy była na to gotowa, czy nie. Pochwyciłem brunetkę pod ramię, tłumacząc się tym, że była pijana i nie chciałem, by się przewróciła. Odeszliśmy kawałek, chowając się w jednej z ciemniejszych uliczek.

Gdzieś w oddali słyszałem innych i tylko mogłem domyślać się, co tam robili, ale w tej chwili mi to nie przeszkadzało. Najważniejsza była Abigail. Jej lekko rozczochrane włosy, rumiane policzki i zsuwające się z nosa okulary. Była piękniejsza niż zapamiętałem i zdecydowanie dojrzalsza. Bez głębszego zastanowienia poprawiłem jej okulary, zgarniając przy okazji kilka przeszkadzających pasemek za uszy.

– Ezekiel... – wyszeptała, ostrzegawczo. Uniosłem wzrok i zdziwiłem się jak blisko siebie byliśmy. Nieświadomie musiałem się nachylić. Wycofałem się, zawstydzony swoją osobą.

– Przepraszam, zapomniałem się.

– Oby ci się to więcej nie zdarzyło. Masz narzeczoną, bardzo przyjazną i miłą, nie możesz jej robić takich świństw. Nie zasłużyła na to i ja też nie.

– Wiem i naprawdę jest mi przykro. – Po moich słowach zapadła cisza. Abigail wzięła kilka głębokich wdechów. Czy po to by się uspokoić i nie wybuchnąć, czy po to by uspokoić szalejące serce, nie wiedziałem.

– O czym chciałeś porozmawiać? – w głowie panował mi chaos i naprawdę miałem potrzebę, by odejść, wszystko jeszcze raz sobie przemyślając. Nie mogłem jednak tego zrobić. Czułem, że jeśli teraz bym ją zostawił, drugiej takiej szansy bym nie dostał.

– Ten mężczyzna... Znasz go?

– Nie, ale chyba na tym polega imprezowanie, nie? Poznajesz ludzi, bawisz się z nimi, może zaprzyjaźniasz lub kończysz w toalecie, różnie bywa, zależy od ilości alkoholu we krwi. – Uśmiechnęła się szeroko, a ja miałem nadzieję, że tylko żartowała. Wyobraźnię miałem ogromną, ale nie byłem w stanie wyobrazić sobie jej w łóżku z innym. A może zwyczajnie nie chciałem?

– A co z Xavierym?

– Co z nim? – spytała zirytowana, dawne rozbawienie poszło w zapomnienie, gdy zmrużyła oczy, krzywiąc się. – Wie, że tu jestem i mu to nie przeszkadza. Nie jesteśmy razem, a nawet jeśli w niedalekiej przyszłości będziemy, mam nadzieję, że zbudujemy wzajemne zaufanie, bez obawy, że jedna strona zdradzi drugą, gdy tylko spuści się ją z oka. Ty tak masz? Boisz się odejść od swojej narzeczonej na długo?

– Nie, ale...

– Chyba jednak tak skoro o tym wspominasz. – Wcięła mi się ostro w słowo. Złość coraz bardziej zaczęła ukazywać się na jej twarzy, a ja coraz bardziej gubiłem się w tym jak z normalnej, miłej rozmowy przeszliśmy do kłótni. – Pilnuj Sydney, Ezekiel, a nie wtrącasz się w moje życie. My jesteśmy tylko przyjaciółmi, więc co najwyżej możesz mnie wspierać, a nie oceniać. A teraz pozwolisz, że wrócę do reszty, by dokończyć nasz prowizoryczny plan.

Nie zdążyłem wydobyć z siebie ani jednego słowa, gdy odwróciła się na pięcie i zniknęła za zakrętem. Stałem tak w miejscu, patrząc w punkt, gdzie jeszcze niedawno znajdowała się kobieta. Wiedziałem, że nie miałem dobrego wyczucia, ale czy naprawdę powiedziałem coś aż tak strasznego, że musiała w ten sposób zareagować? Ruszyłem za nią, mając nadzieję, że znajdzie się okazja, by z nią ponownie porozmawiać, ale tym razem w celu przeprosin.

Mój kolega, idiotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz