11.

3K 151 19
                                    

– O, hej. Coś się stało? – spytała miło Sydney, ale ja myślałam już tylko o tym, by fotel otworzył się, pochłaniając mnie całkowicie. Byłam zawiedziona. Sobą. Ezekielem. A nawet Elisabeth, że postanowiła zostawić nas samych. Ta jedna sytuacja uświadomiła mi, że kontynuowanie kontaktu z mężczyzną to błąd. Nie potrafiliśmy być tylko znajomymi. Zostaliśmy sami raptownie na dosłownie pięć minut, a już prawie dokonaliśmy zdrady na osobie, która na to kompletnie nie zasługiwała.

– Abi skręciła kostkę – rzucił luźno Ez, podnosząc się z klęczka.

– O nie, biedactwo. Potrzebujesz czegoś? Może zjesz z nami kolację i zostaniesz na noc? Szkoda jakbyś nadwyrężyła nogę i nie mogła chodzić w ogóle. – Wielki kamień osiadł na dnie brzucha i wątpiłam, że w najbliższej przyszłości miałby zniknąć. Wyrzuty sumienia mnie opanowały.

– Bardzo bym chciała, ale na pewno czeka już na mnie Edward. – Skłamałam gładko, uśmiechając się lekko. Spróbowałam się podnieść, ale Ezekiel od razu do mnie doskoczył, kładąc dłonie na moich ramionach. Nasz wzrok spotkał się na ułamek sekundy, ale opuściłam swój, starając się z całych sił, by zdradziecki rumieniec nie wszedł na policzki.

– Zaniosę cię.

– Nie musisz, mieszkam tylko kilka domów dalej.

– O kilka za dużo – wcięła się do rozmowy Syd. – Idźcie, ja w tym czasie przygotuję jakiś obiad i zajrzę do Eli.

– Okej. – Poddałam się w końcu, ponieważ miałam wrażenie, że jakikolwiek głębszy protest mógł wiązać się z podejrzeniami. Wskoczyłam z powrotem na plecy mężczyzny, tym razem trzymając się go odrobinę słabiej. Kiedy wychodziliśmy z domu, żadne z nas się nie odzywało. Dopiero za bramką usłyszałam jego spokojny, zdecydowanie kojący głos.

– Przepraszam, tamta sytuacja...

– Nie powinna się wydarzyć i nie popełnimy kolejny raz tego błędu. Jestem za tym, by przestać się widywać. Eli jest dużą dziewczynką, jeśli będzie chciała może do mnie przyjść sama.

– Nie przesadzasz czasami? – spytał poważnie i choć go nie widziałam, wiedziałam dokładnie jaką minę w tej chwili przyjął. Znałam go zbyt dobrze.

– Z czym? Nie możemy zostać sami nawet na sekundę. Nie powiesz mi w tej chwili, że gdyby nie nagłe wejście Sydney, nie pocałowalibyśmy się, ponieważ przyszłoby opamiętanie. Pięć lat to kupa czasu, ale chyba jeszcze niewystarczająco dla nas. Kochasz ją? – spodziewałam się automatycznej odpowiedzi, a tymczasem nastała cisza. Zbyt długa jak na kilkuletni związek. – Ez...

– Tak, kocham ją – powiedział w końcu, a ja odetchnęłam z ulgą.

– W takim razie moja propozycja jest prawidłowa i ty też o tym wiesz, tylko z jakiegoś powodu nie chcesz tego przyznać. – Mężczyzna otworzył bramkę, wchodząc tym samym na posesję. Odstawił mnie delikatnie przed drzwiami, a ja w końcu mogłam spojrzeć w jego zielone oczy. – Czujesz coś dalej do mnie? – nie powinnam była zadawać tego pytania, ale naprawdę nie mogłam się powstrzymać. Jego spojrzenie złagodniało.

– Nie wiem. – Uniosłam brew do góry, a Ezekiel podrapał się po tyle głowy. – Nie byliśmy ze sobą długo, ale chyba oboje możemy przyznać, że przeżyliśmy dużo i, gdyby nie pewne okoliczności, teraz bylibyśmy małżeństwem.

– Pewne okoliczności? – powtórzyłam za nim, ale zignorował to.

– Nie da się od tak pozbyć tego uczucia. Myślałem, że już mi przeszło, ale kiedy cię zobaczyłem... – Urwał, w porę się opanowując. Jego dłonie wyrwały się w moją stronę, ale zrobiłam krok do tyłu, kręcąc głową.

– Sydney to wspaniała kobieta i będziesz z nią naprawdę szczęśliwy. Kocha ciebie, Laurę i Elisabeth, nie możemy tego wszystkiego zepsuć przez jakieś stare nasze dzieje. Ruszyliśmy dalej Ezekiel, nie warto się teraz znowu cofać. Zresztą... I tak nie byliśmy dla siebie odpowiedni.

– Masz rację, Abi – przyznał w końcu, wzdychając ciężko. – Co nie zmienia faktu, że nie chcę cię stracić. Byliśmy parą, ale przede wszystkim przyjaciółmi. Spróbujmy znowu się nimi stać, dobrze?

– W porządku – powiedziałem, chociaż gdzieś z tyłu głowy wiedziałam, że to bardzo zły pomysł. Uśmiechnęłam się na przekór myślom. – A teraz wracaj do swojej narzeczonej i spędź z nią trochę czasu. Ja sobie już poradzę, jestem dużą dziewczynką.

– Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń. Laura nie może stracić tak dobrej opiekunki. – Kiwnęłam głową i odwróciłam się, by otworzyć drzwi. Zanim jednak przekroczyłam próg, odwróciłam się i uchyliłam usta, by jednak po chwili je zamknąć. Pomachałam do wciąż patrzącego Ezekiela i weszłam głębiej, opierając się o zamknięte już drzwi. Przez chwilę tak stałam, próbując opanować myślami wszystko, co się dzisiaj wydarzyło, ale w końcu musiałam się poddać.

Zazwyczaj na jakieś pomysły rozwiązania trudnej sytuacji wpadałam pod prysznicem lub chwilę przed zaśnięciem, więc i tym razem modliłam się, by stało się tak samo. Nie chciałam stracić Cloud'a, ale jednocześnie czułam, że nic dobrego z naszej przyjaźni nie mogło wyniknąć. Staliśmy na granicy i tylko sam Bóg mógł wiedzieć, w którą stronę mieliśmy spaść. Racjonalna część mnie kazała wziąć telefon w dłoń i napisać do niego, by zapomniał o wszystkim i się ode mnie odczepił, ale ta druga, marzycielka kazała czekać. I to niej postanowiło posłuchać się głupie serce.

Mój kolega, idiotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz