21.

2.1K 118 12
                                    

Święta, święta, święta. Właśnie nastał ten magiczny czas w roku, gdzie wszystkim się wszędzie spieszyło, ludzi w sklepach było, co niemiara, a ty byłaś w czarnej dupie jeżeli chodzi o kupno prezentów. Na dodatek jako że pracowałam w żłobku, wolne miałam dopiero od soboty, czyli od wigilii, w której już większość rzeczy powinna być zrobiona. Jedynym plusem ten sytuacji był fakt, że miałam idealną zmianę, kończącą się o piętnastej. Dlatego też właśnie w tych godzinach ruszałam na podbój okolicznych sklepów.

Dla Edwarda prezent był łatwym wyborem. Od roku trąbił mi o tym, że, gdy tylko skończy siedemnaście lat, co miało nastąpić w lutym, pójdzie na prawo jazdy, by stać się niezależnym. Na jego szczęście byłam bardzo dobrą siostrą i już go zapisałam, opłacając wszystko, co było konieczne. Na dodatek kupiłam mu już kilka książek, płyt DVD i wszyskiego, co tylko potrzebne mu będzie do zdania teorii. Co prawda młody nie będzie mógł jeździć po autostradach i z pewnością na początku będę mu towarzyszyć nawet w drodze do sklepu, ale później już sam będzie poruszać się do szkoły i bliżej mieszkających znajomych, a to powinno go szczerze zadowolić.

Caroline również nie stanowiła problemu. Wymarzyła jej się ogromna torba, w której będzie mogła pomieścić potrzebne na spacer rzeczy dziecka, więc taką dokładnie jej kupiłam. Oczywiście dodałam od siebie kolczyki i coś słodkiego, by nie było, że dbałam tylko o skarba tymczasowo zamieszkującego jej ciało. Dla Jamesa wybrałam zegarek. Zawsze się spóźniał i rzadko miał telefon pod ręką, więc wydawało mi się, że przyjmie aluzję, zaczynając się z tego śmiać.

Delilah, co może okazać się dziwne, trzymała w domu różnego rodzaju alkohole. Broń Boże ich nie piła, ba, rzadko wyciągała zza szkła i traktowała to jak swój najcenniejszy skarb, więc uznałam, że koniak Hennessy XO o przyjemnej butelce mieszczącej trzy litry będzie idealnym wyborem. Elisabeth nie chciała dużo, więc po dogadaniu się z jej ojcem, przyjęłam, że najlepszym wyborem będzie głowa lalki do czesania z potrzebnymi akcesoriami. Mała była w fazie, w której chciała zostać fryzjerką, więc, by nie uszkodzić innym włosów, mogła ćwiczyć na sztucznych.

Nawet dla Sydney kupiłam słodko pachnące perfumy, ponieważ od razu skojarzyły mi się z nią. Koleżanki z pracy miały dostać po świeczce, słodyczu i herbacie, ale co do cholery miałam wybrać dla Xaviera i Ezekiela?! Znałam ich, wiedziałam, co lubią, a czego nie, ale, gdy patrzyłam na te wszystkie rzeczy na półkach nie mogłam znaleźć żadnej, która okazałaby się wystarczająco dobra. Westchnęłam, okładając zestaw do golenia. Przecież oni od dawna używali elektronicznych maszynek.

– Abi?

Dlaczego to zawsze ja mam tak ogromnego pecha w życiu? Co ja ci zrobiłam tam na górze w poprzednim życiu, że teraz się tak na mnie mścisz?!

Cześć, Ez. – Uśmiechnęłam się, zaczesując nerwowo włosy za ucho. Ucieszyłam się, że wszystkie zakupy odniosłam do samochodu, by teraz lepiej mi się spacerowało, chociaż przecież nie było tam nic dla niego. A przynajmniej jeszcze nie i na to wychodziło, że dzisiaj mi się znaleźć już nic nie uda.

– Zakupy? Dla kogo zostało ci kupno prezentu?

Dla ciebie i...

– Xaviera, ale nie mam na razie pomysłu, więc tak chodzę bez sensu.

– Mam genialny pomysł – zapewnił, unosząc kąciki ust, ukazując tym samym dołeczki. Przez chwilę stałam tak patrząc na niego jak zaczarowana, ale w końcu uniosłam brew w niemym pytaniu. – Ty pomożesz wybrać prezent mojej narzeczonej, ja pomogę wybrać prezent dla twojego przyjaciela.

– Chłopaka – poprawiłam go miło.

– Wybacz, nie przyzwyczaiłem się jeszcze do tego, że kogoś masz. – Podrapał się po karku, na co kiwnęłam głową, nie komentując tego. Mi też dłuższą chwilę zajęło przyzwyczajenie się do obecnej sytuacji, więc kim byłabym teraz go za to opieprzając?

– W porządku i przystaję na twoją propozycję. Chyba mam w głowie nawet idealny prezent dla Sydney. Zauważyłam, że uwielbia biżuterię oraz kwiaty, więc może jakiś naszyjnik z wisorkiem w kształcie róży? To chyba jej ulubienice, co? Zawsze ma jakieś w wazonie, gdy was odwiedzam – zauważyłam błyskotliwie, zadowolona z siebie. Twarz mężczyzny rozluźniła się, a w oczach pojawiło się coś, co lepiej było zwyczajnie nie interpretować.

– Że też sam o tym nie pomyślałem! – pacnął się w czoło. – W takim razie zapraszam do jubilera – wyciągnął ramię, które z chęcią przyjęłam. Połowę drogi pokonaliśmy w ciszy, aż w końcu przypomniało mi się coś, co chciałam z nim poruszyć przy korzystnej sytuacji. A jaka byłaby lepsza niż obecna?

– Wiedziałeś, że Sydney i Xaviery znali się wcześniej?

– Tak, z tego co wiem to byli kiedyś parą.

– Wiem, mówiła mi... Czekaj, co?!

Nie wierzę, że to się dzieje.

Oczy prawie wyskoczyły mi z orbit. Spodziewałam się jakiejś zażyłości między nimi, ale w życiu, że łączyło ich coś romantycznego. Co prawda Sydney zachowywała się dziwnie, a Xavier zareagował niepokojąco zobaczywszy ją, ale... Oni chyba nie mogliby...?

– No tak. Znali się od dziecka, a w pewnym momencie zaczęło łączyć ich coś więcej niżeli przyjaźń. Byli ze sobą dobre pięć lat, zanim się rozstali.

– Wiesz dlaczego? – spytałam, chociaż tak naprawdę nie byłam pewna czy chciałam znać odpowiedź. W krótkim czasie wszystko stało się nagle nieźle pogmatwane. Ja byłam kiedyś z Ezekielem, który umawiał się z Sydney, która tworzyła parę z Xavierem, z którym teraz ja się umawiałam. Jeżeli nie brzmiało to jak telenowela, nie wiem jaką lepszą moglibyśmy stworzyć.

– Sydney musiała wyjechać, a Xaviery nie mógł, więc stwierdzili, że miłość na odległość nie miała sensu.

– I tobie nie wydaje się to wszystko zwyczajnie niekomfortowe? – dziwił mnie spokój, który przejawiał Ezekiel. Mnie zżerały nerwy, że cokolwiek mogłoby ich jeszcze łączyć. A to nie było takie znowu głupie, skoro nie przez wygaśnięcie uczuć postanowili pójść w swoje strony.

– Dlaczego by miało? To przeszłość. Nie chciałbym, by Sydney czuła się skrępowana ze względu na naszą przyjaźń, więc nie będę jej prawić kazań ze względu na stare związki. – Uchyliłam usta na szczerość oraz mądrość tych słów. Wiedziałam od zawsze, że Cloud był inteligentny, ale jakoś nigdy nie poraziło mnie tak jak dzisiaj to, że potrafił racjonalnie interpretować sytuację zamiast wymyślać od razu czarne scenariusze.

– Masz rację. Teraz czuję się głupio, że dałam pochłonąć się złudzeniom. – Spuściłam wzrok w dół, ale śmiech Ezekiela od razu sprawił, że na duszy zrobiło się lżej.

– Przestań. Mi też zajęło kilka godzin, by się z tym pogodzić. – Czułam, że kłamałam, ale w tym przypadku to doceniałam. Uśmiechnęłam się więc do niego, postanawiając skupić się na mile spędzonym czasie, jak zwykle pozostawiając poważniejsze rozważania na wieczorną kąpiel.

Mój kolega, idiotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz