Czułam gorąco bijące od Ezekiela, silne ramiona, które teraz nie pozwalały się odsunąć i chropowate dłonie, które jeździły po odkrytych plecach, a nawet przyjemne perfumy, które najwyraźniej nie zmienił w przeciągu pięciu lat. Jego usta były gorące, ciężkie, a język wślizgnął się do środka jamy ustnej, domagając mojej pełnej uwagi. W pierwszym instynkcie się temu poddałam, ale zaraz przyszło chwilowe opamiętanie.
– My nie możemy, Ezekiel. – Wargi mnie szczypały. Czułam, że lekko spuchły i z pewnością zaróżowiły się tak samo, jak i policzki oraz szyja. Serce dudniło w piersi, oddech musiałam gonić, jakbym przebiegła kilkanaście kilometrów.
– Nie dbam o to, Abi – Otworzyłam szeroko oczy, a on pochwycił moje dłonie. – Nazwij mnie pieprzonym egoistą, ale właśnie o tym myślałem już od momentu, gdy cię pierwszy raz ponownie zobaczyłem. Jeżeli chcesz bym poczuł wyrzuty sumienia, nie uda ci się to, ponieważ one zwyczajnie nie istnieją. Nie powiesz mi, że cała cząstka ciebie tego nie chce. Musi być jeszcze ziarenko, choćby najmniejsze, które walczy teraz w tobie, byś i ty pozwoliła sobie na zapomnienie.
– Tak jest, ale...
– Żadne ale nie sprawi, że zmienię zdanie. Abigail, proszę... – Nie byłam pewna czego dokładnie dotyczyło to błaganie, ale kiedy nachylił się, by złączyć nasze usta ponownie, posiadałam w sobie za mało samokontroli, by go powstrzymać. Pozwoliłam, by jego dłonie krążyły po ciele, sama wplotłam jedną swoją w jego włosy i mocno za nie ciągnęłam. Chciałam sprawić mu ból. Może po to, by uspokoić wnętrze, które wiedziało, że to, co tutaj się działo było jednym wielkim błędem. Ezekiel wyrażał swoją miłość do mnie w słowach wiele razy, ale teraz robił to również za pomocą tego jak mnie dotykał oraz całował i prawie wybuchłam płaczem. Drzwi balkonowe skrzypnęły, przepuszczając światło z sali, które oświetliło nasze twarze. Odsunęłam się od mężczyzny.
– Przepraszam, nie chciałam wam przeszkodzić. Potrzebuję się tylko przewietrzyć. – Starsza kobieta uśmiechnęła się szeroko. Ewidentnie miała zbyt wiele drinków, chwiała się lekko na nogach, a wzrok był mętny. – Ach, ta młodzieńcza miłość – dodała jeszcze, a do mnie sens jej słów dochodził jak zza wody. W głowie miałam papkę, a ciałem rządziły teraz hormony.
– Nic się nie stało. I tak mieliśmy już stąd iść – zapewnił brunet, dobrze wiedząc, że było to nieprawdą. Spróbował złapać moje spojrzenie, ale ja nie potrafiłam zrównać naszych oczu. Przepuścił mnie pierwszą i zanim ruszyliśmy w tłum, zatrzymał mnie jeszcze w miejscu, łapiąc za łokieć. – Abigail...
– Nie teraz, Ez. Porozmawiamy o tym jutro, dobrze? – Chciał zaprzeczyć. Dłuższą chwilę walczył ze sobą, ale w końcu zabrał dłoń, na co odetchnęłam z ulgą. Bliskość była teraz naszym wrogiem, zwłaszcza, gdy ciało domagało się dotyku, całusów, a nawet i pieszczot. Miałam ochotę wykąpać się w wodzie święconej, by chociaż odrobinę odpokutować. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że słowa Ezekiela okazały się być prawdą. Czułam wiele, ale wyrzuty sumienia nawet na sekundę nie opadły na duszy, nawet wtedy, gdy odnalazł mnie dziwnie zadowolony oraz zarumieniony Xaviery.
– Wszystko w porządku? – spytał, a ja byłam w stanie tylko kiwnąć głową. Normalnie zaczęłabym się zastanawiać, co robił z Sydney sam na sam. Czemu koszulę miał pomiętą, a na ustach lekko różową szminkę łudząco przypominającą tę blondynki, ale nie teraz. Chciało mi się śmiać. Ten wieczór miał wszystko wyjaśnić, a tymczasem namieszał jeszcze mocniej. Nasz czworokąt stawał się tylko coraz dziwniejszy i wiedziałam, że najwyższy czas było go rozłączyć. W jaki tylko sposób, by nie popełnić błędu i nie mieć znowu złamanego serca?
– Potrzebuję się napić – zakomunikowałam. Mężczyzna nie dopytywał, a po prostu zaprowadził do odpowiedniego stolika, gdzie skutecznie dolewał alkoholu. – Dlaczego my tacy jesteśmy?
– Jacy? – spytał wolno. Najwyraźniej i jemu procenty uderzyły do głowy. Oparłam się o niego, by nikt nie zauważył jak bardzo wcięta już byłam. Harris objął mnie mocno, chowając twarz we włosach. Po plecach przeszedł mi dreszcz.
– Oszukujemy innych, tak naprawdę w tym procesie raniąc najbardziej siebie. Dlaczego życie nie może być proste? Chciałabym po prostu móc być sobą, ale tak, by inni mnie przez to nie porzucali. – Miałam dość siebie. To był dosłownie najgorszy czas na użalanie się nad sobą, ale pijana dupa stwierdziła, że lepszego nie będzie. W oczach zebrały mi się łzy, które szybko zostały przegonione, gdy ludzie zaczęli krzyczeć, że zostało pół minuty do odliczania. Zbiornie ruszyliśmy na taras, by lepiej dostrzec fajerwerki.
Zawsze marzyłam, by o północy pocałować się z miłością swojego życia. I choć Xaviery stał tuż obok, przyłapałam się na tym, że wzrok szukał Ezekiela. Tak jak mówiłam blondynowi, choć oszukiwałam innych, że uczucie przeminęło, ciało wiedziało lepiej, że tak nie było. Dostrzegłam go w tłumie. Stał obejmując blondynkę. Ta mówiła coś do niego z zapałem, a on uśmiechał się szeroko, jedynie potakując. Coś w żołądku mnie ścisnęło.
– Dziesięć! Dziewięć! Osiem! – Zaczęło się odliczanie. Dokładnie przy pięciu wzrok mój i Cloud'a się spotkał. Nie mogłam mieć pewności, co siedziało mu w głowie, ale nawet z tej odległości dostrzegałam, że wolałby stać tuż obok. Uniosłam kąciki ust w cwanym uśmiechu i dokładnie wtedy w górę wystrzeliły różnorakie gamy kolorów.
– Szczęśliwego nowego roku – szepnął do ucha Xaviery, zanim złożył na ustach krótki pocałunek.
– Obyśmy w końcu zaczęli być prawdziwi i podążali za głosem serca – dodałam, czego mężczyzna już nie skomentował. Zapatrzyliśmy się w dal i choć myśleliśmy o innych osobach, zdecydowanie bardziej zbliżyć się do siebie byśmy już nie mogli.
CZYTASZ
Mój kolega, idiota
RomanceAbigail wraca do miasta i zamieszkuje pięć domów dalej od Ezekiela. Ezekiela, który ma narzeczoną i zaczyna układać sobie życie. Kobieta nie chce mieć z nim nic wspólnego, wyleczyła się z niego, ale obecność Elisabeth utrudnia całą sytuację. Kiedy I...