- Cóż, dziękuje za tę... - odchrząknęłam, poprawiając niesforny kosmyk włosów, który wpadał mi do oka. - wycieczkę.
Nie wiedziałam, co innego mogłabym powiedzieć ani jak powinnam była w zasadzie się pożegnać. Może lepiej było wysiąść w ciszy? Niemal takiej samej jak podczas naszej podróży.
Po sytuacji w lesie nie odezwaliśmy się do siebie ani jednym słowem. I tak też wyglądała cała nasza droga powrotna. Chłopak nawet nie włączył radia. Mimo że takie warunki były dla mnie frustrujące, nie zdecydowałam się na ich zmianę. Będąc zmęczoną, z bałaganem w głowie po prostu podporządkowałam się atmosferze, którą narzucił Ethan.
- Cześć - dodałam, zamykając drzwi zielonego mercedesa.
Przegryzłam spierzchniętą wargę i odwróciłam się na pięcie. Nie wiedzieć czemu, poczułam niewinny zawód, którego nie chciałam dopuścić do swojej podświadomości. Czułam na swoich plecach wzrok Ethana, mimo to się nie odwróciłam. Odeszłam kilka kroków, nim zatrzymał mnie jego głos.
- Świeżyna?
Przystanęłam, dając mu jednocześnie do zrozumienia, że go usłyszałam.
- Ambar wróci za kilka dni. Dopilnuję tego.
Skinęłam głową, ruszając w stronę domu.
Dobrze, że mieli siebie. Dobrze, że Ambar miała kogoś takiego, jak Ethan. Tego trudnego do odczytania chłopaka, z ciemnymi jak noc oczami i sercem, które jak się okazało, również posiadał.
Spojrzałam na duży budynek przed sobą. Nie miałam zielonego pojęcia, która była godzina. Sądząc jednak po tym, że nie dostrzegłam przez okno żadnego zapalonego światła, miałam nadzieję, że wszyscy domownicy już śpią. Dzięki czemu mój późny powrót do domu rozejdzie się po kościach. Po cichu weszłam do środka, decydując się na to, aby nie zapalać światła. Jakie było moje zdziwienie, gdy zamykając drzwi na klucz, usłyszałam za swoimi plecami głośne odchrząknięcie.
- Od kiedy to dom traktujemy jak hotel droga panno?
Moja dłoń zatrzymała się na zimnej klamce. To, że bałam się odwrócić w stronę lodowatego głosu matki, było mało powiedziane.
- Słucham?! Co masz mi do powiedzenia? Zawsze taka wyszczekana jesteś, a dzisiaj co? Mowę ci odebrało? Może ci pomóc przypomnieć sobie, jak się do matki odzywa? - warknęła oschle.
- Przepraszam, rozładował mi się telefon.
Ze stale rosnącą gulą w gardle odwróciłam się w jej stronę. Na całe szczęście w pomieszczeniu panowała ciemność i nie musiałam widzieć jej wściekłej twarzy.
- Zawsze masz jakieś wymówki. Gdzie byłaś?
- Mówiłam ci, że idę do koleżanki.
Choć mój głos brzmiał pewnie, w środku cała drżałam. To był moment, w którym musiałam ważyć słowa, bo każde jedno nieprzemyślane mogło źle się dla mnie skończyć.
Kobieta zaśmiała się perliście, robiąc kilka kroków w moją stronę. Automatycznie pochyliłam się do tyłu, opierając się o drzwi. Nie miałam nawet jak uciec. Byłam na straconej pozycji.
- Za dużo sobie pozwalasz gówniaro! - warknęła, ściskając boleśnie moją rękę. -Zrobię z tobą w końcu porządek!
- Puść mnie!
Czułam, jak obolałe miejsce boleśnie mi pulsuje. Martha ponownie się zaśmiała, jeszcze mocniej zaciskając palce na mojej nagiej skórze.
- Co ty sobie myślisz, co? Jesteś pod MOIM dachem. Jak ci coś nie pasuje, zawsze możesz się stąd wynieść do swojego oj...
Tego było za wiele. Resztkami sił wyrwałam obolałą rękę, dbając tylko o to, aby znaleźć się jak najszybciej w swoim pokoju. Choć nie zrobiłam tego celowo, długimi paznokciami zahaczyłam o jej dłoń. W afekcie złości usłyszałam pod swoim adresem kilka siarczystych przekleństw. Kobieta znowu próbowała mnie dotknąć, jednak tym razem byłam znacznie szybsza. Sprintem ruszyłam w kierunku schodów, pokonując na oślep po kilka stopni naraz.
Tego typu sytuacje w nawet i gorszym wydaniu były u nas na porządku dziennym. Choć nadal były czymś, co wzbudzało we mnie niepokój i kolosalny strach. Nie tak powinny wyglądać nasze relacje. Żadna relacja, zwłaszcza matki z córką nie powinna być budowana na krzyku, ciągłych kłótniach i pretensjach o wszystko. Ale taka była rzeczywistość. Uderzała na każdym kroku, przypominając o tym, że do ideałów było nam daleko.
Choć można powiedzieć, że byliśmy idealni w graniu takich, jak chcielibyśmy zostać widziani w oczach innych. I dopóki każdy łykał łatkę wspaniałej rodzinki, nie było nawet cienia wątpliwości, że coś się w tym kierunku odmieni.
Bo przecież tak było wygodniej.
***
Czy każda forma ucieczki jest czymś złym? Czy w sytuacji, gdy uciekamy w pracę lub inne obowiązki, jesteśmy tchórzami? Czy ze względu na niesprzyjające okoliczności, dostajemy jawne przyzwolenie na to, aby zająć swoje myśli czymś innym? Choć to coś jest nieprzyjemne, to nadal będzie mniej bolesne niż stawienie czoła problemom, jakie niesie ze sobą rzeczywistość. I tak też postąpiłam.
Byłam tchórzem. Podjęłam wybór, który był dla mnie w tamtym momencie wygodniejszy. W pełni odcięłam się od otaczającej rzeczywistości, przesiadując całe dnie w bibliotece. Książki i nauka stały się moim jedynym zajęciem, przerywanym jedynie na chwilę snu, jedzenia czy załatwiania innych podstawowych potrzeb. Aby nie wzbudzać podejrzeń, zmuszałam się do tego, aby odpowiadać zdawkowo wszystkim, którzy czegoś ode mnie chcieli.
Matki unikałam jak ognia. Wychodziło mi to wręcz wyśmienicie, bo ona robiła dokładnie to samo. Udawała. W tym zawsze była najlepsza. Według niej przecież nic takiego się nie stało. A słowo przepraszam, nigdy nawet nie przeszło jej przez usta. Cały ten schemat moich i jej zachowań był nam obu doskonale znajomy. Praktykowany odkąd pamiętam. I nie zapowiadało się na to, że kiedykolwiek może się zmienić.
Tego środowego popołudnia zabrałam się w końcu za zrobienie projektu na angielski. Zajęłam jak zwykle to samo stanowisko w bibliotece, rozkładając wszystkie potrzebne notatki i materiały na blacie. Co prawda miałam go robić z Ambar, ale termin oddania zbliżał się wielkimi krokami. Żadnych nowych wieści co do jej stanu nie miałam, a w szkole nadal krążyły informacje, że dziewczyna jest ciężko chora i dlatego nie ma jej tak długi okres.
- No w końcu cię znalazłam! - uniosłam głowę, natrafiając wprost na roześmianą Ambar. - Przeszukałam całą szkołę, aby cię znaleźć. To było ostatnie miejsce, w jakim mogłabym się spodziewać, że będziesz. Dasz wiarę, że chodzę do tej szkoły tyle lat, a jestem tutaj pierwszy raz?
- Boże, kogo moje oczy widzą! - Wstałam z krzesła, przytulając się mocno do dziewczyny.
- Jaka ty silna, no proszę. Ale uważaj trochę, bo zaraz mnie zgnieciesz!
- Czemu nic mi nie powiedziałaś, że wracasz? - Zajęłam swoje miejsce, zabierając z krzesła obok swoją torebkę.
- Próbowałam ci powiedzieć. - Dziewczyna dosunęła wolne krzesło do stolika. Zajęła miejsce, po czym zaczęła przeglądać moje notatki. - Dzwoniłam wczoraj do ciebie. Nie było sygnału. Zepsuł ci się telefon?
- Powiedzmy - skłamałam. Tak naprawdę praktycznie wcale go nie używałam. Rozpraszał mnie, gdy próbowałam się uczyć, ale nie musiała o tym wiedzieć.
- Pokaż, co ty tutaj masz. O matko, całkowicie zapomniałam o tym, że miałyśmy zrobić to cholerstwo. Dużo ci tego zostało?
- Prawdę mówiąc już prawie skończyłam - Niczym dumny paw, pokazałam dziewczynie starannie wykonaną przeze mnie pracę.
- Kurczę, strasznie mi teraz głupio, że odwaliłaś kawał dobrej roboty za mnie. - zamyśliła się, rozglądając się po pomieszczeniu. – Chyba przypomniałam sobie, dlaczego nigdy wcześniej tu nie zawitałam. W tej bibliotece są sami dziwni ludzie. Co ty na to, aby wpaść do mnie? Zamówimy sobie pizzę i pod twoim czujnym dowodzeniem dokończę robić to ustrojstwo.
Niemal od razu wiedziałam, że nie pozostaje mi nic innego niż się zgodzić. Przez ostatnie dni przesiadywałam w tym miejscu do samego zamknięcia, aby następnie jak najdłużej włóczyć się po mieście. Tego dnia również nie miałam zamiaru wracać zbyt szybko do „domu".
- Mogę się zgodzić pod warunkiem, że nie zamówimy hawajskiej.
***
- Nareszcie koniec! - wykrzyczała zadowolona Ambar, kładąc się na stosie porozrzucanych wokół nas papierów. - Jestem wykończona!
Większą część naszej pracy zrobiłam sama i poszło mi to znacznie szybciej niż jej. A wszystko dlatego, że nie mogłyśmy się nagadać. Okazało się, że przez te kilka dni rozłąki nazbierało się kilka nowych tematów. Mimo że ja raczej pozostawałam w roli słuchacza, to czerpałam dużą przyjemność z przebywania w innym towarzystwie, niż podręczniki szkolne.
Dowiedziałam się między innymi tego, że udało się raz na zawsze przegonić jej psychiczną byłą. Cieszyłam się, że chociaż u Ambar wszystko wróciło do normy.
- No co ty nie powiesz? Jeszcze wrzesień się nie skończył, a mamy tyle tego wszystkiego na głowie. Aż strach pomyśleć co będzie za miesiąc czy chociażby przed samymi egzaminami - burknęłam, nakładając sos czosnkowy na trzymany w dłoniach kawałek pizzy.
Choć nauka była mi w tym momencie na rękę, to nie zmieniało faktu, że również czułam, jak mój mózg się powoli przegrzewał przez jej nadmiar.
- Nie wiem, co im się stało. Przysięgam ci, że w poprzednich latach nie było aż tak źle. I może właśnie dlatego teraz starają się je nadrobić.
- Wiesz co, muszę pójść do łazienki - odłożyłam niedojedzony kawałek pizzy do pudełka, podnosząc się na równe nogi.
- W mojej zepsuła się spłuczka i jeszcze nie przyszli jej naprawić, więc musisz pójść do tej na końcu korytarza, drzwi po lewej - poinstruowała, wkładając do buzi swoją porcję pizzy.
- Yes sir - Zamknęłam za sobą drzwi od jej pokoju i ruszyłam w głąb długiego korytarza.
Dom Ambar, prawdę mówiąc, był dokładnie taki, jak go sobie wyobrażałam. Wyglądał, jakby został zaprojektowany przez niejednego, a sztab doświadczonych architektów czy projektantów. Wszystko było bardzo schludne, przemyślane, utrzymane w czerni i bieli.
Z uwagą obserwowałam czarnobiałe płótna, zawieszone na ścianach po obu stronach długiego korytarza. Przedstawiały portrety, jak domniemałam członków jej rodziny. Szczególnie wpadł mi w oko ten, który przedstawiał uśmiechniętą kobietę w długiej sukni i welonie, a także mężczyznę o poważnym spojrzeniu, odzianego w garnitur. Patrząc na tę młodą parę nowożeńców, dostrzegłam to, jak bardzo Ambar i Eathan są do nich podobni. Domyśliłam się, że na obrazie, przed którym stałam, byli ich rodzice za młodu. Ich dzieci zdecydowanie odziedziczyły po nich te same rysy twarzy czy też zacięte spojrzenie.
Zrobiłam następny krok, przenosząc swój wzrok na kolejne dzieło wiszące tuż obok. Przedstawiało małą dziewczynkę, bawiącą się w piasku, która szeroko się uśmiecha, ukazując przy tym szereg swoich krzywych zębów. Momentalnie rozpoznałam w niej Ambar, która mimo upływu lat i aparatu ortodontycznego, nadal uśmiechała się w bardzo podobny sposób, uwydatniając swoje urocze dołeczki.
Kolejny obraz przedstawiał małego chłopca ubranego w białą koszulę. Jego bujna grzywka opadała na czoło, nieznacznie przysłaniając oczy. Patrząc na niego, nie widziałam dziecka, które jest ciekawe świata i wybucha głośnym śmiechem na słowo "kupa". Zamiast tego widziałam kogoś smutnego, ponurego, kompletnie zmęczonego życiem. Wyglądał trochę jak starzec, zaklęty w ciele małego chłopca. Nie wiedzieć czemu, zrobiło mi się go trochę żal. Mimo, że to był tylko zwykły obraz namalowany na płótnie.
Otrząsnęłam się od głupich myśli, odszukując wzrokiem drzwi. Niewiele myśląc, chwyciłam za klamkę, wchodząc do pomieszczenia, które ku mojemu zaskoczeniu absolutnie nie miało nic wspólnego z łazienką.
Znalazłam się w bardzo schludnej, niemal na błysk posprzątanej sypialni. Mimo wielkiego łóżka, plazmy na szerokość ściany, czy kilku innych mebli i sprzętów elektronicznych, wnętrze było pozbawione jakiegokolwiek wyrazu. Nie dostrzegłam żadnych zdjęć, pamiątek czy plakatów. Niczego, co dałoby pomieszczeniu jakikolwiek charakter.
Nie chciałam naruszać prywatności komukolwiek, kto mieszkał w tym pokoju, więc odwróciłam się w stronę drzwi, ponownie chwytając za czarną klamkę. Wtem usłyszałam za swoimi plecami czyjeś kroki. Poczułam się przyłapana na swojej pomyłce.
- No nareszcie jesteś kochanie. Już myślałam, że się nie do.... - Piskliwy kobiecy głos urwał się w połowie.
CZYTASZ
Endless Goodbye
Novela JuvenilMoże to i tak niczego nie zmieni, kiedy złapiesz się na poczuciu braku, ale wiem, że teraz łatwiej nam będzie tęsknić, niż fizycznie być obok. Zrobiliśmy dla siebie przecież tak wiele, że żadne słowa nie są w stanie tego wyrazić. Powinniśmy już dawn...