8. Mam u ciebie dług wdzięczności.

2.3K 74 7
                                    

Przez ostatnie lata w szczególności przywykłam do głęboko zakorzenionego przekonania, że mnie w życiu już w sumie nic nie może zaskoczyć. Zawsze uważałam, że mam oczy dookoła głowy i nic się przede mną nie ukryje. Stale trzymałam się tego, że widziałam i słyszałam już tak wiele, że z pozoru nienormalne rzeczy, absolutnie nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Mogłabym zobaczyć latającą świnię i śmiało powiedzieć, że już gdzieś to kiedyś widziałam.

Ale o ironio, ja naprawdę lubiłam niespodzianki. Ten chwilowy szok i niedowierzanie, które w momencie kulminacyjnym, obezwładnia całe ciało i umysł. Jest jednym z tych elementów barwnej palety emocji, który rzadko kiedy miałam okazję w pełni poczuć i nacieszyć się tym wykwintnym posmakiem, jakim bywało zaskoczenie.

Jednak czasami ten mój zawsze sprawnie działający szósty zmysł, potrafił mnie zawieść. Czy to były dobre momenty? Czy wydarzały się w odpowiednim czasie? Nie mi to oceniać. Sama na własnej skórze przekonałam się, że życie skrywa jeszcze wiele niespodzianek, na które mimo szczerych nadziei i chęci, nie byłam w stanie się przygotować.

A na tę, było to szczególnie niemożliwe.

Mijały kolejne sekundy, podczas których nie potrafiłam się wyrwać z pierwszego szoku. Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa, czy poruszyć się, chociażby o milimetr. Wszystko w tamtej chwili przestało mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Świat się na chwilę zatrzymał. Nie widziałam nic więcej, poza tymi cholernymi oczami. Oczami, które nie sposób było zapomnieć. Których głębia oddziaływała na mnie nawet przez te pieprzone okulary. To były te ciemne oczy, które kilka dni temu nawiedziły mnie we śnie. A razem z nimi ich właściciel, który stał przede mną, skanując na wylot moją zdezorientowaną twarz. To było jak najbardziej abstrakcyjny sen. Nierealny, a jednak prawdziwy.

Nie było możliwości się z niego wybudzić.

Nie wiedziałam, że realia tej wręcz niepojętej sytuacji, są nieco bardziej skomplikowane, niż mi się wydawało. W końcu rzeczą jeszcze bardziej abstrakcyjną od snów, okazała się rzeczywistość. Przeplatała sen i jawę. Zacierała granicę, która w tamten dzień została bezapelacyjnie przekroczona. Uderzyła niczym tafla głębokiego zbiornika, w którym miałam utonąć.

A może już utonęłam?

Łączyła w sobie dwa żywioły, które walczyły o dominację. Skazała nas w ramiona światłości, przed którą nie było już ucieczki. To ona ustalała zasady gry, w którą niczego nieświadomi zaczęliśmy grać.

Igrając z ogniem, obudziło się coś, co powinno pozostać uśpione.

- No wiesz, nie każdy superbohater nosi pelerynę.

Odezwał się w końcu neutralnym tonem, nawiązując do mojego niedokończonego wcześniej zdania o zachowaniu się bohatersko. Wyrwał mnie z szoku i niedowierzania, w którym byłam pogrążona. Jego postawa i pusty wzrok świadczyły tylko o tym, jak bardzo obojętny w tamtej chwili był. I absolutnie, nie powinno mnie to wcale dziwić.

W końcu on nie wiedział.

Chciałam, chociaż w małym stopniu wziąć z niego przykład. Ale nie potrafiłam. We mnie wszystko aż krzyczało. Czułam się, jakbym momentalnie została opętana przez jakieś dziwne siły, które drwiły ze mnie, mojej reakcji i z całego mojego życia. A wszystko to zadziało się przecież tak nagle.

- Nie każdy potrafi być tym superbohaterem - odezwałam się w końcu, kompletnie nie panując nad tym, co mówiłam i co chciałam powiedzieć. - Po prostu wiedz, że jestem wdzięczna. - Nie potrafiłam na niego spojrzeć, więc swój wzrok ulokowałam w jakimś punkcie za nim. I tak nie mógłby tego dostrzec, bo cały czas miałam na nosie okulary przeciwsłoneczne. - Jeżeli będę mogła się jakoś odwdzięczyć, to daj znać. A teraz pozwól, że zabiorę swoją zgubę i będę spadać, bo zaraz mam autobus - wyznałam zgodnie z prawdą, unosząc w podzięce kącik ust. To było tylko tyle i aż tyle, na ile było mnie w tamtym momencie stać.

Czułam, jak ta rozmowa jakoś niekorzystnie wpływała na mój organizm. Był wykończony do tego stopnia, że naprawdę nie miałam nawet siły, by udawać twardą. Mówiłam łamiącym się głosem, wyglądając przy tym, jak ofiara losu, którą o ironio byłam. A chłopak wyjęty z mojego snu, wcale nie polepszał mojego skołowania i rozdrażnienia. Chciałam już wrócić do domu, pójść spać i później sobie wszystko na spokojnie przemyśleć. Zresztą, cały czas miałam z tyłu głowy konfrontacje z moją matką, a do tego zdecydowanie powinnam była zebrać myśli i przede wszystkim siły.

- Mogę cię podrzucić, bo i tak jadę w tamtą okolicę.

Przełknęłam tworzącą się gulę w gardle. Było mi słabo. Nawet nie wiedziałam, dlaczego aż tak bardzo na niego reaguję. Okej, przyśnił mi się, a teraz stał naprzeciwko mnie. Jednak to był tylko sen. Nie powinnam była go aż tak bardzo przeżywać. Może kiedyś gdzieś się minęliśmy, a moja podświadomość zapisała sobie jego twarz w pamięci. W końcu twarze, które widujemy w snach, musiały się skądś w nich znaleźć. Tylko, dlaczego ten sen był aż tak bardzo realistyczny i nierealistyczny w jednym?

- Dzięki, ale ja... - zaczęłam.

- Nie ratowałbym cię po to, aby później gdzieś cię sam wykończyć w jakiś krzakach. Jeżeli brałaś to w ogóle pod uwagę - przerwał mi.

Endless GoodbyeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz