4. Wagary są niebezpieczne

20 2 10
                                    

Uznałam, że skoro i tak nie mogę pojechać do domu bo Makłowicz ma jedyne klucze (i nie wiem jak tam dojechać) to przejdę się po mieście. Mikasa i Itadori postanowili iść ze mną a Ains... w sumie nawet kolesia nie znam. Pewnie odjechał sam do domu czy coś. Wszyscy uznali ze to dobry pomysł, więc obecnie jesteśmy tylko w trójkę.
Na początku poszliśmy do Макдоналдс bo Itadori powiedział coś że ma jakiegoś diabła w sobie czy coś i on chciał shake'a koniecznie truskawkowego. Obsłużyli nas dość szybko zważywszy że było rano. Gdy chłopak już skończył pić poszliśmy dalej. Zahaczyliśmy o jakieś sklepy z pamiątkami, ale wszystko było w chuj drogie. Nie wiedziałam że te miasto tak bardzo się ceni.

- Zizel - odwróciłam się w stronę Mikasy która wskazała na jakiś sklep po drugiej stronie ulicy - tu jest Lombard. Możesz kupić sobie nowy telefon.

Faktycznie. Zapomniałam że ABRAHAM LINCOLN zgniótł mi go gdy chciałam zrobić zadanie. Nie wiem gdzie on pracował że miał taki silny chwyt.
Cała nasza trójka przebiegła przez ulicę i weszła do ciepłego lombardu.
Przepocony facet za niezręcznie wąską ladą schował krzyżówkę i spojrzał na nas.

- Помочь с чем-нибудь? - zapytał ochrypłym głosem. Spojrzałam się na Mikasę a ona na mnie. Czyli nikt z nas nie umie po rosyjsku. Nie wiem czy uda nam się dogadać.

- Ищем телефоны - powiedział Itadori. Obie spojrzałyśmy na niego ze zdumieniem.

Mężczyzna sięgnął po jakiś koszyczek spod lady w którym leżały stare telefony komórkowe. Wyjęłam wszystkie i zaczęłam w nich grzebać by znaleźć jakiś nowszy. Jedyne co znalazłam to coś na wzór kalkulatora z większym wyświetlaczem.
Widząc moje skrzywienie facet się wkurzył i zabrał koszyczek z moich rąk.

- Гребаная шлюха. - mruknął i ręką wskazał nam drzwi. Itadori się oburzył na jego słowa i pogonił nas do wyjścia. Powietrze na zewnątrz było zdecydowanie zimniejsze niż w środku, ale chociaż nie jechało tak potem tego dziada.
Wyjęłam z kieszeni resztki mojego telefonu. Fakt, były zgniecione w pół ale można chyba to jakoś uratować nie?

- Jest tu jakiś salon do naprawy? - zapytałam znajomych. Mikasa powiedziała że najbliższy jest w centrum, a nie opyla sie nam jechać bo jeszcze zobaczy nas jakiś nauczyciel czy coś.
Kurwa zajebiście. Ten dzień nie może bardziej zejść na psy. Akurat gdy miałam schować coś co było kiedyś telefonem, zaczął dzwonić.

- To wciąż działa? - zapytał Itadori widząc w pół świecący się ekran i zmutowany dźwięk dzwonka.

Po kilku sekundach męki by odebrać ten szajs, usłyszałam głos Makłowicza po drugiej stronie.

- Ej Zizel bo ja yy ci nie dałem kluczy nie? - powiedział w pijanym tonie - Jak coś to yy okno mam otwarte yy do swojego pokoju nie? Możesz wejść tamtędy. - w tle było słychać głos tego rudego z przystanku oraz Panty która wydarła się do słuchawki "HEJ ZIZEL".

Gdy próbowałam odpowiedzieć to Makłowicz zdawał się nie słyszeć. Pewnie mikrofon się zjebał. Rozłączyłam się i spojrzałam na Mikase.

- Wiesz jak dojechać do Kolbud?

- Możemy iść z buta - powiedziała. Myślałam że musimy być niedaleko ale potem przypomniałam sobie figurę tej laski. Ona pewnie rano w formie rozgrzewki biegnie do Warszawy czy coś więc w tej kwestii nie będę jej ufać.

- Wolałabym pojechać autobusem. - przyznałam a brunetka mruknęła ciche "jak chcesz" i zaprowadziła nas na przystanek.

Mikasa powiedziała mi którym autobusem mogę pojechać podczas gdy Itadori rysował markerem po rozkładzie jazdy.

Czekaliśmy 50 minut (w męczarni) ale w końcu jakiś raczył się zjawić. Pożegnałam się z nowymi znajomymi których naglał czas i poczekałam na mój autobus. Czemu wszystko tu jeździ co godzine? Jesteśmy dosłownie w centrum.

Po kolejnych minutach czekania przyjechał jakiś stary wysprejowany na neonowo bus z cholernie brudnymi szybami. Były tak siwe że nie byłam w stanie ocenić ile ludzi jest w środku. Jak weszłam schodkami na górę okazało się że wcale nie tak dużo.
Chociaż tyle dobrego. Usiadłam gdzieś z tyłu żeby nikt się do mnie nie dosiadł ale przeceniłam swoje szczęście. W całym autobusie łącznie ze mną było z sześć osób a ktoś MUSIAŁ usiąść tuż obok mnie.
Przesunęłam się jeszcze bliżej szyby żeby uniknąć kontaktu z nieznajomym.
Śmierdział alkoholem i szczynami. Zaraz się zżygam.

Autobus ruszył z miejsca i jakaś starsza pani która nie zdążyła usiąść wywaliła się na podłogę. Zdziwiłam się że nikt jej nie pomógł, choć sama też nie mogłam nic zrobić bo ten żul siedział obok mnie.
Wyjęłam z kieszeni chusteczkę i udając że mam katar oddychałam przez nią bo ten facet tak cuchnął że jakbym siedziała bez ochrony to by mnie kurwa zabiło.

Na szczęście typ wysiadł dwa przystanki później, a mianowicie to go wyprowadzono bo jechał bez biletu. Ja w sumie też ale gdy kanar podszedł i zobaczył że jestem nieletnia to poprosił jedynie o mój numer i sobie poszedł.

W końcu dojechałam do Kolbud. Wyszłam z autobusu i poszłam szukać domu Makłowicza. Na szczęście nie był daleko. Weszłam na działkę przez płot i poszłam za budynek by znaleźć otwarte okno do jego pokoju.
Nie ma za bardzo jak wejść, chyba że wspięłabym się na dach garażu i podskoczyła.

I tak postanowiłam zrobić. Wspięłam się na metalowy dach i próbując nie zrobić zamieszania w sąsiedztwie, złapałam się za parapet obsrany wyschniętym ptasim gównem. Tego mi brakowało.
Odparłam się nogą i używając wszystkich moich sił podciągnęłam siebie ze swoim plecakiem. Jakby pan od wf'u to zobaczył to może by mi plusa dał...

Weszłam do usyfionego pokoju Makłowicza i omijając ten syf na podłodze udałam się do swojego pokoju. Miałam cały dzień dla siebie więc postanowiłam go spędzić oglądając netflixa i pisząc swoje codzienne rozboje na wattpadzie.
Godzina po godzinie mijały, a ja byłam coraz bardziej znudzona. Wstałam i poszłam do szafy z pudełkiem na kable i poszukałam jakiegoś nieużywanego telefonu. Bingo! Z klapką ale jest.
Znalazłam pasującą ładowarkę i podłączyłam go.

- Psst Zizel - usłyszałam głos za sobą.
Podskoczyłam z wrzaskiem i odwróciłam się tak szybko że mi w karku strzeliło.

Przede mną stał Robert Lewandowski. Japierdole. Mam dosyć.

- Robert Lewandowski?

- Dokładnie tak. - uśmiechnął się i poprawił swoją sportową bluzę - Chciałem tylko cię poinformować że widziałem jak się podciągasz na parapet. Zdumiewające. Wstawię ci plusa.

- Nie gadaj pan, akurat się zastanawiałam czy ktoś to zobaczy. - powiedziałam szczerze. Robert się zaśmiał, wyjął swój zeszyt ze swoim zdjęciem i napisał coś w nim - Uczy pan w Budowlance?

- Niestety tak. Nie chciałem, ale wolę to niż reprezentowanie Rosji. - westchnął. Szykowałam się na wzruszające backstory więc kazałam mu usiąść i przyniosłam mu wodę - Widzisz, jestem Polakiem. Urodziłem się w Polsce i rozmawiam po Polsku. Nie będę strzelał goli dla kogoś kto gwałci nam żony i dzieci.

- Rosji?

- Puppytina. - poprawił mnie - Ostatnio wszedł mi do domu i wyniósł z niej Annę, moją ukochaną. Od tamtej pory porozumiewamy się jedynie listami. Powiedziała żebym się przemógł i zaczął robić coś dla kraju. A nie ma nic bardziej fundamentalnego niż beton. Dlatego postanowiłem uczyć w Budowlance, Zizel.

Otarłam łzy rękawem i przytaknęłam.

- Piękna historia panie Lewandowski. Ale właśnie włamał mi się pan do domu. I skąd zna pan moje imię?

- Na mnie już czas! Widzimy się jutro o dziesiątej. Nie zapomnij stroju! - wybiegł szybko z domu prawie wyrywając drzwi z zawiasów.

Wf w środku lekcji? Będę musiała sobie pogadać z dyrektorem.

-

Uwaga przekleństwa pa

Moja Wysmażona SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz