2. Pierwsze Lekcje

22 2 6
                                    

Rozpoczęliśmy dzień od lekcji Solidarności o godzinie 6:10. Mamy szkołę po 14 godzin ale nie będę narzekać.
Wszyscy dostaliśmy kartki z zadaniami które robiliśmy przez szmat czasu, a potem kartkówka z tematu z poprzedniego roku. Trochę to niesprawiedliwe bo każdy z nas chodził do innej szkoły, ale gdy tylko ktoś poruszył ten temat, został proszony na korytarz na rozmowę z LINCOLNEM i wracał cały roztrzęsiony.
Stłumiłam chęć podjęcia ucieczki i skupiłam się na kartce przede mną.

- Psst Zizel co masz w zadaniu 145 - szepnął do mnie Itadori. Spojrzałam na niego oczekując że żartuje, lecz widząc gdzie jest straciłam nadzieję. Miałam zrobione tylko trzy zadania a typ był już na 30 stronie!! W takim tępie nigdy nie zdążę!

- Proszę nie gadać. - mruknął ABRAHAM LINCOLN a w klasie znowu zapadła grobowa cisza.
Słońce zaczęło powoli wschodzić i sięgać horyzontu, więc wyłączyli nam światła. Gówno wtedy widziałam, ale niech będzie. Zmrużyłam oczy, żeby dostrzec literki na szarym papierze i
nagle poczułam jak coś maca mnie po łopatce, obróciłam się by dostrzec Makłowicza.

- Zizel co masz w zadaniu dwa?

Spojrzałam na swoją kartkę ale nic nie widziałam bo wyłączyli nam światło. Wpadłam na genialny pomysł by wyjąć telefon, by sobie zaświecić ale został mi gwałtownie wyrwany z ręki. Nade mną stał wkurwiony ABRAHAM LINCOLN któremu było widać seksowny obojczyk. Nie potrafiłam jednak dostrzec jego miny.

- To nie tak proszę pana - Powiedziałam a on bez drgnięcia zgniótł mi telefon w dłoni.

- Zajmij się pracą - rzucił mi na ławkę skruszone pozostałości po moim telefonie. Spojrzałam na Itadoriego który z przerażeniem w oczach po kryjomu przysunął swoją kartkę w moją stronę żebym mogła spisać. Wiedział co się stanie z tymi, którzy nie zdążą.

45 minut zleciało w odgłosach pisania i liczenia na kalkulatorach chociaż nie wiem w których zadaniach trzeba było go użyć.
Wszyscy wyszli na korytarz i zaczęli jeść śniadanie w półmroku i absolutnej ciszy. Którą przerwał znany mi z pewnej brutalnej serii głos.

- Ej Zizel skąd ty w ogóle jesteś? - dosiadła się do mnie Mikasa. Spojrzałam na nią zdziwiona, no bo skąd nagle te pytanie.

- Z zachodniopomorskiego. A co?

- Słyszałam, że tam są obowiązkowe nabory do wojska federacji rosyjskiej. Eren tam trafił - dodała cicho i wbiła wzrok w podłogę - Chciałam iść z nim ale zabrali mnie tutaj. Na budowlankę.

- Nie poszłaś tu z własnej woli?

Pokręciła głową na nie. W sumie ja też nie pamiętam żebym się tu zapisywała. Pewnego ranka dostałam sms'a od Makłowicza że załatwił mi Sinbada do Wrzeszcza. Brat miał jechać z nami, nie ma mowy żeby go wzięli do wojska. Jest popierdolony. Ale został w Tychowie i pewnie już od piątej siedzi i gra z równie powalonymi znajomymi w genshina czy coś. W końcu wyszło te zasrane Sumeru, cokolwiek to jest.

Odkąd Rosja napadła na Polskę wszystko się zmieniło. Zburzyli naszą nowoczesną infrastrukturę i zostawili tylko te stare PRLowskie bloki, które swoją drogą służą również jako technika i licea.
Nie żeby mi to robiło jakąś różnice, mój stary sąsiad który pewnie pamięta jak ochrzcili (dawną) Polskę znał tylko język Rosyjski. Gdy chciał pożyczyć cukier to przychodził mi rano do okna i krzyczał "САХАР!".
Z moich myśli wyrwał mnie dzwonek na lekcję.

- Już koniec przerwy? - zdziwiłam się i weszłam z powrotem do sali 34.

Usiadłam na swoje miejsce, tuż obok Itadoriego. Wkrótce zauważyłam że w klasie jest jeszcze jedna osoba która się nie przywitała. Typ miał głowę czaszki i fioletowy strój. Nie wydaje mi się żeby był rozmowny.
Wyjęłam długopis i zeszyt na ławke. Reszta zrobiła to samo, teraz wszyscy czekaliśmy na nauczyciela.
Coś mi to przypomina, jakąś książkę, ale nie mogę sobie przypomnieć co.

W końcu LINCOLN wszedł do klasy i usiadł do swojego biurka.
Przez przerwę słońce zdążyło jeszcze trochę oświetlić niebo, więc nie było tak ciemno jak wcześniej.

- Puppytin nakazał zorganizowanie wycieczek dla klas licealnych, aby wzmocnić więź młodzieży z federacją rosyjską. - zaczął czytać z kartki.

- Pyppytin? - zapytał Venti - A nie przypadkiem Puti-

- Puppytin. - przerwał mu pan LINCOLN, następnie dodał - Jako że nikt nie będzie sprawdzał gdzie wyjdziemy a wycieczka musi być, daje wam wolną rękę by zadecydować gdzie chcecie się udać.

Nauczyciel położył kartkę na biurko i zajął się wypisywaniem czegoś do GPE, tymczasem klasa wdała się w dyskusję gdzie wyjść. Kilka najlepszych propozycji to były kolejno wyjazd to Gdańska, nocleg w jakimś randomowym lesie obok Kolbud i zwiedzanie muzeum Solidarności.
Ostatni podpunkt musiał być usunięty z listy bo "Puppytin" zrobił z muzeum bazę wojskową.
Trochę przykro. Nie że tam kiedyś byłam.

Po około 10 minutach klasa się uspokoiła. Pan LINCOLN spojrzał na nas znad komputera.

- Już zadecydowaliście?

- Nasz plan wygląda tak - wstał Makłowicz i odchrząknął przed kontynuowaniem - Wyjazd do yy Gdańska i zwiedzenie starówki, następnie spacer do Kolbud i nocleg w yy lesie-

- Spacer do Kolbud? - przerwał mu Venti - Ty wiesz jak daleko to jest?

- Zamknij yy pysk. W trakcie noclegu możemy zorganizować jakieś yy podchody czy coś. Taka ee wspólna integracja.

LINCOLN pokręcił głową z dezaprobatą.

- Nie ma mowy. Kiedyś jakaś uczennica się zgubiła i wpadła do dziury z dzikimi psami. Trzeba było wypisywać raporty.

- No dobrze - Makłowicz skreślił coś na swojej notatce - no to nie będzie podchodów. Po nocowaniu yy powrót do szkoły na obiad.

My mamy stołówkę? Kurde myślałam że ich nie stać.
Dyskusja ciągnęła się dobre dwadzieścia minut bo Rabusiowi się coś nie podobało. W tym czasie siedziałam zagapiona w okno. Byłoby mi łatwiej gdybym to ja siedziała bliżej, tak to musiałam się wychylać żeby widzieć coś innego niż Itadori śpiący na ławce.

Jacyś ludzie chodzili sobie chodnikiem. Babcie. Szły z kościoła na rynek. Tak późno? Nie czekaj, jest przecież po siódmej.
Dalej jakaś taksówka potrąciła rowerzystę. Taksówkarz go potem pobił. Ciekawe.
Jeszcze dalej jakaś grupa wagarowiczów wracająca z Aldi. Zobaczyli leżącego rowerzystę i przyłączyli się do bicia go.

- Zizel?

- Hm? - obróciłam się do Makłowicza.

- Ty idziesz na yy wycieczkę? Robimy listę.

W tej klasie jest osiem osób, naprawdę trzeba robić listę? Pokiwałam głową na tak i Makłowicz mnie zapisał. Potem rozbrzmiał dzwonek. Wszyscy wstali i udali się na sam dół szkoły.
Nie gadaj że teraz wf.

-
Zizel ma kondycje na minusie

Moja Wysmażona SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz