Pierwszy dzień w nowej szkole w zaborze rosyjskim wydawać się może trudny, ale nie dzięki tak zajebistej klasie! Poznaj losy Zizel i przekonaj się, że edukacja w pomorskim nie jest aż tak fajna.
(czysta satyra bez kontekstu)
- Zizel! - zawołał mnie brat ze swojego pokoju. Westchnęłam i poszłam zobaczyć co się dzieje. Gdy otworzyłam drzwi, z pokoju wręcz buchło mi powietrze zupki chińskiej i potu. Zasłoniłam nos.
- Co? Szybko bo zaraz idę do szkoły.
- Zawishuj mi po Kokomi. - udostępnił mi myszkę. Z poirytowaniem kliknęłam to co mi kazał a na ekranie pojawiła się spadająca gwiazda która zamieniła się w tęczowe koło. Potem ukazała się jakaś postać z jego gry.
- To ta twoja Kokomi? - zapytałam.
- Kurwa to Dainsleif... ZNOWU. Dobra wyjebane. Idź do szkoły.
Prychnęłam i wyszłam z jego pokoju. Wyszłam przed zaganek i spojrzałam się za siebie na swój dom.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Po chwili patrzenia się na posiwiałe ściany poszłam w kierunku przystanku autobusowego. W nieba zaczął padać śnieg. Włożyłam ręce do kieszeni puchowej kurtki i czekałam aż przyjedzie mój autobus. Nie czekaj, to przystanek pociągowy. Na ziemii przy torach leżał długi żółty pas z kropkami.
Nagle poczułam jak ktoś obok mnie stoi, ale przez śnieżycę która momentalnie się zerwała ciężko było zobaczyć kto to.
- Zizel, guys. Już niedługo. Szykuj się...
Poznałam głos pani od redbulli. Była wyjątkowo poważna. Patrzałam tak na nią wyczekując dalszej części, gdy znad przeciwka oślepiły mnie trzy światła pociągu przedzierające się przez śnieg. Z daleka poznałam że to ten sam pociąg, który jedzie obok szkoły. Uśmiechnęłam się i pożegnałam z panią guys, która w odpowiedzi pomachała mi. Maszyna się zatrzymała a ja, gdy miałam już wejść do środka, poślizgnęłam się i z piskiem wpadłam w dziure między peronem a torami.
- ZIZEL KURWA YY WSTAWAJ! - gwałtownie wybudził mnie Makłowicz, już praktycznie ubrany jak do wyjścia. Podniosłam plecy z kanapy na której nocuję i patrząc się w kołdrę próbowałam się wybudzić z sennej beztroski. Makłowicz widząc jak się budzę głośno westchnął i wstał, dźwignąc ze sobą plecak wypełniony winem - Spóźniłabyś się. Znowu. Idź szybko, yy ostatni raz cię budzę.
Robert kopnął w moją stronę koc, który spadł z moich nóg gdy wstałam i poszedł w kierunku wyjścia. Zniknął za rogiem, a moment po tym usłyszałam przekluczenie drzwi. Leniwo przeciągnęłam się i wstałam z sofy. Podłoga była bardzo zimna, co musiało mi dać kopa w tyłek bo w niecałe dziesięć minut siedziałam już umyta przy stole i jadłam śniadanie. Otworzyłam wiadomości i przeczytałam najnowszego smsa.
Wzięłam gryz twardego, dwudniowego chleba posmarowanego skąpą warstwą masła, które Makłowicz trzymał w lodówce i odpisałam.
Zizel 6:57 Na którą mamy?
Ainz 6:57 Nie wiem stoje tu od wczoraj
Potraktowałam to jako znak że mam wyjechać od razu jak zjem. Wypiłam herbatę z wczoraj i poszłam umyć zęby. Lustra w łazience nie było bo Makłowicz nie lubi widzieć oznak starzenia. Po kilku minutach wyszłam z domu i w niecałą godzinę byłam już na dworcu. Przed płotem z folii i kratek w bezruchu stał Ains. Podeszłam bliżej i pomachałam.