Pierwszy wieczór spędziliśmy w hotelu, wbrew pozorom w całkiem rozluźnionej atmosferze. Chociaż sprawdzian był dojebany, bo aż po trzydzieści pytań - a laptop wziął tylko Kokichi - to jednak wszystkim udało się to napisać na czas.
Ulokowałam się blisko kaloryfera i w niecałą godzinę po wysłaniu mojego testu do pana Sandersa, leżałam już pod pościelą i czekałam aż mnie znuży. To było najlepsze uczucie od kilku miesięcy. Możliwość pójścia spać na miękkim łóżku, pod grubą pierzyną, gdzie nogi mi leżały jak zabite po tak długiej trasie.To była najlepsza noc w życiu.
A poranek był jeszcze lepszy. Obudził nas budzik Mikasy, która poszła biegać kółka wokół hotelu. Spojrzałam na godzinę, była 4:45. Idealna pora by w spokoju zjeść i przygotować się na dzisiejszy dzień.
Jedząc śniadanie na korytarzu (tylko tam było gniazdko, a musiałam podgrzać sobie ciepły kubek) uswiadomilam sobie, że w sumie to nie jest aż tak źle. Racja, może i straciło się kilku przyjaciół w te niezliczone dni w budowlance, ale zawsze mogło być o wiele gorzej. Taki spokój, cisza i poranne ciepło to wszystko wynagradzało. Z pokoju wgłąb korytarza wyszedł Rabuś. W łapie miał ładowarkę i widząc jak używam gniazdka do zagotowania wody, sapnął i wrócił do siebie z hukiem drzwi.
Oparłam się o ścianę i spojrzałam, czy mój kubek jest już gotowy. Jeszcze nie.- SPAT! - podskoczyłam z piskiem na krzyk tuż za mną. Odwróciłam się przestraszona. O ścianę na stojąco opierał się jeden z tych rusków z granicy, to był chyba Pyotr. Ten z ciemnymi włosami i bakalavą.
- Wtf pan nie ma pracować na granicy? - zapytałam wyłączając czajnik. Pyotr spojrzał się na Maciejowicza, którego dopiero dostrzegłam. Wrócił wzrokiem do mnie i zaczął tłumaczyć.
- Chestno govorya, wy nikogo niesmoli znalezc, poetomu stali vashimi provodnikami.
- Co?
- Provodniki - wskazał na siebie i faceta obok - vasi provodniki.
Z tego co udało mi się zrozumieć to nasza szkoła nie zdołała nikogo znaleźć, więc musieli zatrudnić tych ludzi z granicy jako naszych przewodników po Moskwie. Niespodziewając się niczego innego po budowlance przytaknęłam. Między nami nastała krótka cisza którą przerwał kolejny krzyk, tym razem Maciejowicza.
- SPAT! - jego gruby głos obił się o ściany długiego korytarzu.
- Co to znaczy?! - zapytałam już nieco zniecierpliwiona zalewając sobie kubek wrzątkiem.
- Spat. V krovat. Hhhhh mi mi mi. - Pyotr oparł twarz o dwie ręce imitując sen - Rasbudim vas o 6. A teper' spat.
Wzięłam kubek ze sobą i wróciłam do pokoju. Wyłączyłam światło, żeby mi nie narzekali, że nie śpię i zjadłam śniadanie w spokoju. Godzina minęła i usłyszałam jak zza ścian ruscy chodzą i po kolei pukają do każdych z drzwi, budząc naszą klasę. Wyszłam na korytarz już w pełni gotowa i najedzona z posmakiem chemicznej zupki instant na języku. Obok mnie zjawiła się Mikasa, która dopiero wróciła z treningu, cała czerwona i zadyszana.
- Co oni tu robią? - zapytała opierając ręce na kolanach, głową kiwając w stronę facetów.
- Oprowadzą nas po mieście. Naszej szkoły nie było stać na normalnych przewodników - odpowiedziałam już nie tylko jej a również kilku innym uczniom którzy zdążyli wyjść z pokoi.
Wszyscy tak samo nieprzytomni, po ich wzroku dało się wyczytać że żeby w pełni zregenerować siły musieliby przespać jeszcze co najmniej cztery dni. Niestety nie było na to szansy. W niecałą godzinę po zbiórkę staliśmy już ja zewnątrz, na głównym placu w centrum miasta. Było wcześnie, więc nie zastaliśmy wielu ludzi na miejscu.
CZYTASZ
Moja Wysmażona Szkoła
TerrorPierwszy dzień w nowej szkole w zaborze rosyjskim wydawać się może trudny, ale nie dzięki tak zajebistej klasie! Poznaj losy Zizel i przekonaj się, że edukacja w pomorskim nie jest aż tak fajna. (czysta satyra bez kontekstu)