Można było odczuć wrażenie, że całe gwarne miasto się zatrzymało, kiedy Range Rover podjechał pod szklany zmodernizowany budynek. Ciężkie drzwi otworzyły się, a o brukową kostkę oparły się eleganckie buty, połyskujące światłem Detroit. Jakby w zwolnionym tempie można było usłyszeć uderzanie podeszwy, kiedy mężczyzna kierował się do budynku. Długi płaszcz falował za nim, chociaż nie było najmniejszego wiatru, a spod niego widniał elegancki garnitur szyty na miarę.
Wszedł przez szklane drzwi, witając się z recepcjonistką, która wstała, by się lekko przed nim ukłonić. Mężczyzna ruszył w stronę restauracji, która zajmowała większość parteru. Położył skórzaną teczkę obok krzesła, na którym zaraz usiadł, uprzednio zdejmując płaszcz, który zabrał jeden z pracowników. Rozpiął guzik garnituru i ruchem ręki zawołał kelnerkę, zamawiając podwójne espresso.
- Dzień dobry! - Rzucił szybko inny mężczyzna, cały zdyszany, pędząc w stronę stolika.
Brunet odłożył spokojnie espresso na talerzyk i wstał, zapinając guzik marynarki. Odwrócił się w jego stronę i ułożył malinowe usta w lekki, ale jakże miły uśmiech. Wyciągnął w jego stronę dłoń na przywitanie.
- Cześć, Mark. - Wskazał na krzesło naprzeciw niego, aby tamten mógł spocząć.
- Przepraszam za spóźnienie. - Usiadł zdyszany, czekając aż tamten zrobi to pierwszy.
- Nic się nie stało. - Machnął ręką i zawołał kelnerkę, a kiedy oboje zamówili dania zaczął rozmowę na nowo. - Jak się czuje Mary?
- Dobrze, dziękuje bardzo.
- Jeżeli będzie wam coś trzeba to mów śmiało. - Cały czas uśmiechał się do speszonego spóźnieniem mężczyzny.
- Dziękuję bardzo. Na pewno się odezwiemy. - Odpowiedział takim samym uśmiechem i wyjął zbindowane kartki z teczki, kładąc je na stole. - Na razie znalazłem tyle, ale jestem na dobrym tropie. Nie podobają mi się ich interesy.
- Mnie też nie. - Wziął kartki i zaczął robić szybki przegląd. - Dlatego cię o to poprosiłem.
W tym samym czasie, w innej części miasta drzwi budynku sądu zamknęły się za grupą rozczarowanych ludzi. Podniesione głosy niezadowolenia mieszały się ze sobą, przyprawiając idącą między nimi kobietę o jeszcze większy ból głowy. Ona sama jednak milczała, kierując się w stronę pobliskiego parkingu, stukając obcasami swoich czarnych, błyszczących szpilek.
- Hej, może w końcu coś powiesz? Mówiłaś, że sprawa jest pewna, że ją wygramy. I co teraz? - Jeden z mężczyzn znajdujących się w tłumie złapał ją za ramię, zatrzymując nie tylko kobietę, ale i całą grupę, która umilkła, wyczekując odpowiedzi.
Westchnęła cicho, ściągając z nosa okulary, by swobodnie ucisnąć nasadę nosa, w bezskutecznej próbie uśmierzenia bólu głowy, nim założyła je ponownie i rozejrzała się dokoła. Wśród grupy składającej się w dużej mierze ze zdecydowanie większych od niej mężczyzn, wyglądała jak licealistka, która udaje tylko dorosłą kobietę, nie pozwalała jednak, by to ją w jakikolwiek sposób onieśmielało. Delikatnym ruchem ściągnęła ciężką rękę ze swojego ramienia i poprawiła bordową marynarkę, zapinając jej guziki, kiedy poczuła chłodny powiew wiatru.
- Rozumiem waszą frustrację. - Zaczęła. - Sama jestem wściekła na to co się stało. Jednak musimy pamiętać, że oni mają coś, czego my nie mamy. Kasę. - To mówiąc, potarła palce w dobrze znanym wszystkim geście. - Wcześniej złożyłam wniosek o zmianę sędziego, jako że pan Brown jest znany w środowisku z łapówkarstwa, jeśli umie się połączyć pewne kropki, jednak został on odrzucony. Nie chciałam was tym martwić, może miałam drobną nadzieję, że ta sprawa będzie inna. Myliłam się. Przyznaję to. Jutro z samego rana możemy złożyć wniosek o apelację. Jeśli będziemy mieć szczęście, sprawą zajmie się inny sędzia. - Wyjaśniła, patrząc dookoła, by zorientować się w reakcji swoich klientów.
CZYTASZ
Lawyer
ActionPrawnicy - ludzie respektowani przez ogół, obrońcy uciśnionych, stróże sprawiedliwości. Jednak czy na pewno? Czasem opis ten jest całkowitą prawdą, innym razem, jedynie przykrywką. Co jednak jeśli te dwie skrajności będą musiały współpracować, gdy...