2

57 19 0
                                    

Następnego dnia siedziała w swojej małej kancelarii, z gotowym szkicem, czekając tylko na ostateczną decyzję ludzi, którzy poszkodowani zostali przez jedną lokalnych firm budowlanych, która zapewniła im budynki, niezgodne z przepisami, zatajając każdy jeden szczegół.

Choć była to długa i męcząca sprawa, to już w tym momencie kobieta szukała kolejnej, którą mogłaby się zająć. W tym mieście były setki, tysiące, a może i więcej ludzi, którzy w taki czy inny sposób zostali oszukani lub poszkodowani, przez wielkie firmy, które upatrzyły sobie jakiś kawałek ziemi i nie przejmowały się niczym innym, nawet dobrem mieszkających tam ludzi. I choć wiedziała, że była to w dużej mierze walka z wiatrakami, to nie obchodziło jej to. Tak więc przeglądała najświeższe, lokalne wiadomości, w poszukiwaniu czegoś, czym warto byłoby się zainteresować.

Długo jednak szukać nie musiała, bo kolejna praca sama ją znalazła. Do drzwi jej małego biura zapukał starszy mężczyzna, któremu towarzyszyła dwójka innych. Rozejrzeli się po ciasnym, choć przytulnym wnętrzu, czekając na zaproszenie do zajęcia miejsca przed biurkiem kobiety. Gdy to zrobili, najstarszy z nich rozpoczął swoją opowieść, która sprawiła jedynie, że młoda prawniczka zagotowała się od środka. Nie musieli jej nawet pytać, czy zajmie się tą sprawą. Wystarczyło słowo "pobicie", a sama wyrwała się, mówiąc, że im pomoże.

Gdy po długiej rozmowie mężczyźni w końcu opuścili jej biuro, ona przejrzała sporządzone notatki, postanawiając zorientować się nieco, czy nie było jakiejś informacji na ten temat w lokalnych mediach. Może nie było to śledztwo najwyższych lotów, ale udało jej się znaleźć pewne informacje, na ten temat. Teraz musiała tylko dowiedzieć się coś więcej o tej firmie i zarządzającej nią osobie.

On miał kilka dni na przygotowanie papierów. Odręcznie napisał list z prośbą o spotkanie w wynajętej sali na za tydzień. Zrobił dwa tysiące pięćset kopii. Tyle ile było mieszkań, podpisując się pod każdym wiecznym piórem. Wiedział, że daje dobre warunki i wiedział, że będzie go to kosztować. Ale wiedział też ile zyska.

Jak nauczył go ojciec. Pieniądze są ważne, ale nie powinno się ich odbierać krwią ludzi, którzy nie zrobili nic złego, pamiętając że karma wraca.

Rozesłał listy po blokach, aby dostał je każdy z mieszkańców, nie wiedząc jaką wzbudzi burzę, a nawet ich strach. Mieszkańcy po wszystkich złych incydentach odebrali to niestety jako groźbę, kierując się do kancelarii znanej im prawniczki z listami w dłoniach.

Cmoknęła niezadowolona, kiedy w końcu udało jej się dokopać, do personaliów prezesa firmy, która widniała, na kopii jednego z dostarczonych je listów. Otrzymała je niedługo po pierwszej rozmowie z jej klientami i choć mężczyzna osobiście podpisał się na spodzie listu, postanowiła zweryfikować tę informację osobiście. Kolejny niezadowolony dźwięk wydała, gdy wyszukała zdjęcie delikwenta i rozpoznała w nim tego samego, denerwującego nieznajomego z parkingu.

- Czyli ogólnie cham i prostak. - Podsumowała swoją ocenę na jego temat, na podstawie własnych przeżyć i opowieści poszkodowanych.

Westchnęła ciężko, siadając do pisania jednej ze swoich licznych wiadomości o postępowaniu względem agresora, bo innego określenia nie chciała używać w takich przypadkach. Przynajmniej prywatnie. Oficjalnie musiała to wszystko ubrać w ładny, prawniczy bełkot, informując, że jeśli nie zaprzestaną tego typu zachowań i nie zrekompensują tego poszkodowanym mieszkańcom, sprawa zostanie skierowana na drogę sądową. Typowy pierwszy krok, który musiała wykonać, choć wiedziała, że marne szanse na to, że coś jej to da.

Gdy skończyła, wydrukowała dokument, podpisując się ręcznie i stawiając stempel kancelarii, by następnie zrobić skan.

Tradycyjnie wysyłała taki dokument drogą mailową i pocztową, zostawiając sobie jeszcze fizyczną kopię. I tym razem tak zrobiła, nim zebrała wszystkie rzeczy, kończąc pracę na ten dzień.

- Theodore Weaver, widzę, że spotkanie się, było nam pisane. Chamie. - Mruknęła pod nosem, kierując się do samochodu.

Siedział spokojnie, popijając to samo wino, lecz delektując się za każdym razem nie mniej. Oglądał live z giełdy, mając założoną nogę na nogę. W kieszeni satynowego szlafroku poczuł wibracje telefonu. Odstawił kieliszek na ławę i nacisnął w pośpiechu zieloną słuchawkę. Mark nie dzwonił nigdy o tej porze, chyba że działo się coś ważnego.

- Tak, Mark? - Przeszedł od razu do sedna, nie marnując czasu na przywitania. To samo zrobił rozmownik po drugiej stronie.

- Widział pan maila?

- Maila? Nie, nie wchodziłem jeszcze na pocztę.

- To proszę wejść.

Odpalił laptopa, od razu logując się na elektroniczną pocztę. Zobaczył maila z jakiejś kancelarii, której nie znał. Musiała więc być mała i biedna, ale nie należy lekceważyć żadnego wroga, nawet najmniejszy może zepsuć ci reputację u grona ludzi, których kiedyś będziesz mógł potrzebować.

Rozłączył się w mgnieniu oka, nawet się nie żegnając i przeczytał maila, nie rozumiejąc. Przecież nic złego nie zrobił, ale już wiedział, że z pozoru łatwa sprawa taka nie będzie. Pierwszy krok, to poznać wroga, wytłumaczyć i przekabacić na swoją stronę. Napisał więc maila, na ten sam adres od którego dostał swojego, prosząc o spotkanie w dniu następnym.


Przeglądając wieczorne wiadomości ze świata, otrzymała na telefon powiadomienie o nowym mailu na skrzynce. Uśmiechnęła się pod nosem, domyślając się, któż to taki mógł napisać. Przeczucie jej nie myliło, odpisała więc, podając adres kancelarii oraz godzinę, o której będzie wolna. Miała następnego dnia klientów, którzy podjęli decyzję o apelacji i chcieli się spotkać, więc spotkanie z adresatem wiadomości zaproponowała na popołudnie.

- No proszę, szybki jest. I zaskoczył mnie nieco, zazwyczaj nie chcę się spotkać tak szybko. Ale cóż, zapowiada się ciekawie. - Powiedziała do siebie, wychodząc z ciepłej i pachnącej wody w wannie, nim owinęła się w puchaty szlafrok.

Niewiele myśląc o tym co czeka ją następnego dnia, udała się do łóżka, gdzie jeszcze jakiś czas przeglądała internet, szukając czegoś ciekawego. Nie znalazłszy nic, po prostu poszła spać, zbierając siły na konfrontację następnego dnia.


Ułożył włosy, mając je lekko roztrzepane, jednak wszystko to było zaplanowane. Włożył białą niczym śnieg koszulę, zapinając ją, zostawiając przy tym ostatnie dwa guziki. Na górę ubrał granatową marynarkę z czerwoną nitką i spodnie od kompletu. Leżały idealnie, znów szyte na miarę.

Popsikał się trzy raz perfumem. Raz na szyi, drugi raz na nadgarstku, a trzeci na klatce. Przejrzał się ostatni raz w lustrze i zabrał swoją teczkę z przedpokoju, zamykając za sobą drzwi.

Ruszył windą do podziemnego parkingu, zaraz znowu będąc na świeżym powietrzu, tym razem w swoim samochodzie. Nigdy się nie spóźniał, więc był pod kancelarią 15 minut wcześniej, mając czas na kupno dwóch kaw. Nie wiedział jaką pije pani prawniczka, wziął dla siebie espresso, a dla niej flat white.

W końcu dotarł pod drzwi kancelarii, rozglądając się dokoła. Mała, ale zadbana, więc z uznaniem pokiwał głową, siadając na sofie i czekając na zaproszenie.

- Jesteście tego całkowicie pewni? - Zapytała raz jeszcze, a uzyskawszy potwierdzenie, westchnęła cicho. - W porządku. To wasza decyzja, jakkolwiek by nie było.

- Dziękujemy raz jeszcze za wszystko, ale naprawdę, chcemy już zamknąć ten rozdział za nami. - Odezwał się siedzący przed nią mężczyzna, nim wraz z towarzyszami wstali i ruszyli do wyjścia, żegnając prawniczkę.

Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, znów westchnęła cicho, kasując plik ze szkicem apelacji. Rozumiała ich punkt widzenia. W końcu nie stać ich było na kolejną batalię sądową i każdy chciał po prostu wrócić do normalnego życia. Musiała zaakceptować, że znów wielki koncern zamiótł wszystko pod dywan, nieważne jak ciężko było jej to przełknąć, nie mogła już nic zrobić.

Odetchnęła chwilę, nim spojrzała na zegarek. Widząc, że już dawno pora na jej spotkanie z Theodorem, wstała i poszła otworzyć drzwi, by zaprosić go do środka, poprawiając przy tym swój musztardowy żakiet i upewniając się, że na granatowych spodniach nie widnieje żadna plama.

- Zapraszam. - Powiedziała, dając znać mężczyźnie, by wszedł, jednocześnie starając się dyskretnie dostrzec jego reakcję

LawyerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz