Westchnęła cicho, zamykając na chwilę oczy. Nie miała jeszcze czasu na zastanowienie się, co powinna zrobić, więc jedyne, co pozostało jej w tej sytuacji to pójście na żywioł. Bała się tylko, że da się ponieść emocjom, które w tym momencie starała się w sobie dusić.
- Nie. Przynajmniej nie ze mną. Nie, póki nie wyjaśnisz mi w końcu wszystkiego. - powiedziała, wyciągając spod pliku przeglądanych wcześniej dokumentów inne, te, które otrzymała poprzedniego dnia. - A wyjaśniania masz bardzo dużo. Tylko to, że mimo wszystko powinnam wysłuchać twoją wersję, powstrzymuje mnie od wyrzucenia cię stąd. - Powiedziała szczerze, z bólem w głosie.
Jednak dokumenty, które leżały teraz przed mężczyzna nie były wszystkim. Ten jeden plik, który odłożyła wcześniej na bok... To, co przeczytała w pozostałych, jeszcze byłaby w stanie jakoś przeżyć, co prawda jej zaufanie do prawnika ległoby w gruzach, ale to byłoby tyle. Jeśli jednak to, co zapisane jest na tych kilku kartkach, było prawdą... Nie chciała jednak na razie o tym myśleć.
Patrzył na pliki kartek umieszczone w teczkach. Cała prawda o nim. Może nie cała, bo całej odkryć się raczej nie da, ale to co chciał przed nią ukryć na pewno. A bardzo chciał, przy niej sam zapominał kim był. Chciał być po prostu lepszym człowiekiem.
- To... - Zaczął cicho, nie patrząc jej nawet w oczy. - To co jest w tych teczkach to prawda. - Podniósł się i podszedł do niej. - Ale ja nie jestem złym człowiekiem, Ivy. - Złapał ją za dłoń, a oczy, które zawsze wydawały się odbijać całą jego pewność siebie jakby przegrały z pokorą i strachem.
Kręcąc głową, zabrała dłoń z jego uścisku, może trochę zbyt gwałtownie, ale prawda, do której się przyznał, runęła na nią, jak grom z jasnego nieba. Nadzieja, że to wszystko to nieporozumienie, głupi żart, zniknęła w mgnieniu oka, a ona zdawała się patrzeć nie na ciepłego przyjacielskiego Teo, a na obcego człowieka, kogoś, o kim nie wiedziała nic, którego nawet mogła stwierdzić, że się bała. Drżącą dłonią sięgnęła po ostatni plik dokumentów, mając nadzieję, że chociaż to nie jest prawdą.
- A to? Powiedz mi, że chociaż to nie jest prawdą. - Powiedziała cicho, nie chcąc zdradzać łamiącego się głosu, gdy podsunęła przed niego papiery.
Spojrzał na teczkę i przygryzł usta tak mocno, że poczuł metaliczny smak krwi.
- Przepraszam... - Powiedział szeptem, bo wiedział, że jakby podniósł głos, to na pewno by mu się załamał. - Ja jestem nadal tym samym człowiekiem, którego znałaś. - Chciał się usprawiedliwić.
- Wiedziałeś. - Powiedziała w końcu głośniej, brzmiąc, jakby wszystkie siły ja opuściły. - Nie wiem, od kiedy, ale wiedziałeś. I nic mi nie powiedziałeś... Jak mam ci ufać? Wiedziałeś doskonale, jakie to dla mnie ważne, a mimo to ukrywałeś. Po co? Żeby ich bronić? Nie pomagasz sobie w tej sytuacji. Daj mi jeden powód, dla którego miałabym w ogóle z tobą jeszcze rozmawiać. - Sama nie zdawała sobie z tego z początku sprawy, ale z każdym kolejnym słowem ogarniało ją coraz większe rozczarowanie i gniew.
- Ja sam dowiedziałem się o tym niedawno. Wiedziałem, to prawda. Ale jak miałem ci powiedzieć? Tylko byś się pytała skąd wiem, kim jestem. Zanim mnie poznałaś! - Podniósł na końcu głos, a z jego oka wyleciała jedna łza.
- "Zanim cię poznałam"? - Zaśmiała się ponuro na te słowa. - Teraz mam wrażenie, że w ogóle cię nie znałam. - Pokręciła tylko głową. - Wyjdź. Chcę być teraz sama. Muszę przemyśleć sobie wszystko. Więc wyjdź, zanim stanie się coś, czego któreś z nas będzie żałować.
Nic już nie mówiąc, po prostu odwrócił się i wyszedł z biura, zamykając cicho za sobą drzwi. Zadawał sobie pytanie jak to się stało? Tak nagle? Przecież wszystko układało się dobrze.
Kobieta, która czekała na niego w samochodzie, wyszła z niego i patrząc w okno i upewniając się, że prawniczka to widzi, przytuliła mężczyznę. Ten odwzajemnił uścisk, po czym wsiedli do samochodu i odjechali.
Widząc, co działo się na zewnątrz, blondynka zaśmiała się tylko cicho, nim pozwoliła wstrzymywanym łzom spłynąć po jej policzkach. Dlaczego to wszystko bolało ją aż tak bardzo? Nie chciała o tym myśleć, przynajmniej choć przez chwilę.
Wiedząc, że nie skupi się już na pracy, nie żeby wcześniej była w stanie to zrobić, zamknęła kancelarię wcześniej, postanawiając dać sobie kilka dni wolnego, więc pozostawiła odpowiednią informację na drzwiach i stronie biura. Musiała odpocząć psychicznie od tego wszystkiego.
Prawnik wszedł do domu i od razu podszedł do komody, otwierając ją. Spod pudełek z zegarkami wyciągnął srebrne małe opakowanie z wygrawerowanymi jego inicjałami. Otworzył je przyciskiem, a przed jego oczami ukazały się papierosy. Miał rzucić już dawno. I rzucił, a przy Ivy nawet nie miał ochoty tracić chwili na zapalenie. Teraz dopiero sobie uświadomił, że każda z tych chwil była magiczna.
Zapalił jednego, trzymając go już w buzi i zaciągnął się głęboko, zanim polał sobie bursztynowy napój szczęścia dla nieszczęśliwych mężczyzn.
- Myślałam, że miałeś już nie palić. - Odezwała się kobieta, siadając obok niego.
- Bo nie miałem, ale dwóch rzeczy na raz nie da się stracić.
CZYTASZ
Lawyer
ActionPrawnicy - ludzie respektowani przez ogół, obrońcy uciśnionych, stróże sprawiedliwości. Jednak czy na pewno? Czasem opis ten jest całkowitą prawdą, innym razem, jedynie przykrywką. Co jednak jeśli te dwie skrajności będą musiały współpracować, gdy...