19

10 3 0
                                    

Westchnęła cicho, zamykając na chwilę oczy. Nie miała jeszcze czasu na zastanowienie się, co powinna zrobić, więc jedyne, co pozostało jej w tej sytuacji to pójście na żywioł. Bała się tylko, że da się ponieść emocjom, które w tym momencie starała się w sobie dusić.

- Nie. Przynajmniej nie ze mną. Nie, póki nie wyjaśnisz mi w końcu wszystkiego. - powiedziała, wyciągając spod pliku przeglądanych wcześniej dokumentów inne, te, które otrzymała poprzedniego dnia. - A wyjaśniania masz bardzo dużo. Tylko to, że mimo wszystko powinnam wysłuchać twoją wersję, powstrzymuje mnie od wyrzucenia cię stąd. - Powiedziała szczerze, z bólem w głosie.

Jednak dokumenty, które leżały teraz przed mężczyzna nie były wszystkim. Ten jeden plik, który odłożyła wcześniej na bok... To, co przeczytała w pozostałych, jeszcze byłaby w stanie jakoś przeżyć, co prawda jej zaufanie do prawnika ległoby w gruzach, ale to byłoby tyle. Jeśli jednak to, co zapisane jest na tych kilku kartkach, było prawdą... Nie chciała jednak na razie o tym myśleć.

Patrzył na pliki kartek umieszczone w teczkach. Cała prawda o nim. Może nie cała, bo całej odkryć się raczej nie da, ale to co chciał przed nią ukryć na pewno. A bardzo chciał, przy niej sam zapominał kim był. Chciał być po prostu lepszym człowiekiem.

- To... - Zaczął cicho, nie patrząc jej nawet w oczy. - To co jest w tych teczkach to prawda. - Podniósł się i podszedł do niej. - Ale ja nie jestem złym człowiekiem, Ivy. - Złapał ją za dłoń, a oczy, które zawsze wydawały się odbijać całą jego pewność siebie jakby przegrały z pokorą i strachem.

Kręcąc głową, zabrała dłoń z jego uścisku, może trochę zbyt gwałtownie, ale prawda, do której się przyznał, runęła na nią, jak grom z jasnego nieba. Nadzieja, że to wszystko to nieporozumienie, głupi żart, zniknęła w mgnieniu oka, a ona zdawała się patrzeć nie na ciepłego przyjacielskiego Teo, a na obcego człowieka, kogoś, o kim nie wiedziała nic, którego nawet mogła stwierdzić, że się bała. Drżącą dłonią sięgnęła po ostatni plik dokumentów, mając nadzieję, że chociaż to nie jest prawdą.

- A to? Powiedz mi, że chociaż to nie jest prawdą. - Powiedziała cicho, nie chcąc zdradzać łamiącego się głosu, gdy podsunęła przed niego papiery.

Spojrzał na teczkę i przygryzł usta tak mocno, że poczuł metaliczny smak krwi.

- Przepraszam... - Powiedział szeptem, bo wiedział, że jakby podniósł głos, to na pewno by mu się załamał. - Ja jestem nadal tym samym człowiekiem, którego znałaś. - Chciał się usprawiedliwić.

- Wiedziałeś. - Powiedziała w końcu głośniej, brzmiąc, jakby wszystkie siły ja opuściły. - Nie wiem, od kiedy, ale wiedziałeś. I nic mi nie powiedziałeś... Jak mam ci ufać? Wiedziałeś doskonale, jakie to dla mnie ważne, a mimo to ukrywałeś. Po co? Żeby ich bronić? Nie pomagasz sobie w tej sytuacji. Daj mi jeden powód, dla którego miałabym w ogóle z tobą jeszcze rozmawiać. - Sama nie zdawała sobie z tego z początku sprawy, ale z każdym kolejnym słowem ogarniało ją coraz większe rozczarowanie i gniew.

- Ja sam dowiedziałem się o tym niedawno. Wiedziałem, to prawda. Ale jak miałem ci powiedzieć? Tylko byś się pytała skąd wiem, kim jestem. Zanim mnie poznałaś! - Podniósł na końcu głos, a z jego oka wyleciała jedna łza.

- "Zanim cię poznałam"? - Zaśmiała się ponuro na te słowa. - Teraz mam wrażenie, że w ogóle cię nie znałam. - Pokręciła tylko głową. - Wyjdź. Chcę być teraz sama. Muszę przemyśleć sobie wszystko. Więc wyjdź, zanim stanie się coś, czego któreś z nas będzie żałować.

Nic już nie mówiąc, po prostu odwrócił się i wyszedł z biura, zamykając cicho za sobą drzwi. Zadawał sobie pytanie jak to się stało? Tak nagle? Przecież wszystko układało się dobrze.

Kobieta, która czekała na niego w samochodzie, wyszła z niego i patrząc w okno i upewniając się, że prawniczka to widzi, przytuliła mężczyznę. Ten odwzajemnił uścisk, po czym wsiedli do samochodu i odjechali.

Widząc, co działo się na zewnątrz, blondynka zaśmiała się tylko cicho, nim pozwoliła wstrzymywanym łzom spłynąć po jej policzkach. Dlaczego to wszystko bolało ją aż tak bardzo? Nie chciała o tym myśleć, przynajmniej choć przez chwilę.

Wiedząc, że nie skupi się już na pracy, nie żeby wcześniej była w stanie to zrobić, zamknęła kancelarię wcześniej, postanawiając dać sobie kilka dni wolnego, więc pozostawiła odpowiednią informację na drzwiach i stronie biura. Musiała odpocząć psychicznie od tego wszystkiego.

Prawnik wszedł do domu i od razu podszedł do komody, otwierając ją. Spod pudełek z zegarkami wyciągnął srebrne małe opakowanie z wygrawerowanymi jego inicjałami. Otworzył je przyciskiem, a przed jego oczami ukazały się papierosy. Miał rzucić już dawno. I rzucił, a przy Ivy nawet nie miał ochoty tracić chwili na zapalenie. Teraz dopiero sobie uświadomił, że każda z tych chwil była magiczna.

Zapalił jednego, trzymając go już w buzi i zaciągnął się głęboko, zanim polał sobie bursztynowy napój szczęścia dla nieszczęśliwych mężczyzn.

- Myślałam, że miałeś już nie palić. - Odezwała się kobieta, siadając obok niego.

- Bo nie miałem, ale dwóch rzeczy na raz nie da się stracić. 

LawyerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz