17

22 4 0
                                    

- Lekkie zbicie panewki kości ramiennej. Nic poważnego, jedynie trochę boli. - Wsiadł do samochodu, zapinając pas, lewą zdrowszą ręką. - Dziewczynki są na szczęście całe, nie mają nawet zadrapania. - Trząsł się z zimna. W końcu był w samej, cienkiej koszuli, a szok, który z niego schodził robił swoje.

- Cieszę się. - Uśmiechnęła się lekko, mając na myśli, że wszystko jest relatywnie dobrze, zaraz ustawiając ogrzewanie na maksa. - Potrzebujesz czegoś ze sklepu? Zajedziemy po drodze. - Zapytała, kiedy ruszyli.

- Mam ochotę na wino, ale niestety nie mogę. - Leki przeciwbólowe i alkohol to samobójstwo dla wątroby. - Więc chyba wszystko mam w domu. Chociaż nie mam nic dla ciebie na śniadanie. Możemy wstąpić, to coś kupię.

- Nie ma takiej potrzeby, rano jestem umówiona, więc będę musiała wcześnie iść. - Odparła, kierując się prosto do domu mężczyzny, skoro dodatkowe postoje nie były konieczne.

- Ah, rozumiem. Klienci? - Otworzył niezgrabnie drzwi i wyszedł na mróz, od razu kierując się do mieszkania. Otworzył drzwi i poczekał na kobietę, aby weszła pierwsza.

- Przyjaciel. - Pokręciła głową, wchodząc do środka. - To nasz zwyczaj, wspólne śniadania. - Przyznała. Nie miała w końcu czego ukrywać.

Zdjęła beżowy płaszcz z czarnymi guzikami i pasem, wieszając go przy wejściu, a po tym jak zdjęła buty, poszła zaparzyć im obojgu herbaty, dobrze orientując się w mieszkaniu.

- Czuj się jak u siebie. - Powiedział, rozpinając koszulę. - Chyba do wyrzucenia, co? - Pokazał jej przypalone dziury i rozdarcia. - Pierwszy raz ją miałem na sobie. - Zrobił z ust podkówkę.

- No raczej już nic z niej nie będzie. - Przytaknęła, stawiając na stole kubek z gorącą herbatą. - Wypij, zanim pójdziesz spać.

- Nie wiem czy dziś zasnę. - Przyznał szczerze, biorąc kubek w dłonie. - Będę spał na kanapie, tak jak wtedy, a ty się połóż u mnie w łóżku.

- Nie mam mowy! Jesteś ranny. Poza tym, jak będę rano wychodzić, to nawet lepiej będzie mi spać w salonie. - Fuknęła, nie zamierzając zmieniać zdania.

- O na pewno ci nie pozwolę spać na kanapie! Poza tym jestem taki ranny, że nie ranny. Wypraszam sobie. - Fuknął, udając obrażonego, ale fakt faktem wiedział, że ramię będzie mu w nocy doskwierać.

- Nie obchodzi mnie to. Albo będzie po mojemu, albo wracam do domu. - Zagroziła, nie mając ochoty na takie kłótnie.

Uniósł jedną rękę w górę, poddając się, gdyż drugiej nie był w stanie i tak jak mówiła, poszedł grzecznie do sypialni. Położył się na łóżku, rozmyślając. Musiał złapać tego kogoś. Przecież on mógł zabić niewinnych ludzi, dzieci.

Podniósł się koło pierwszej w nocy. Tak jak przypuszczał, spanie tej nocy było prawie niemożliwe, i ruszył po cichu do salonu. Patrzył przez chwilę na dziewczynę, której przez sen troszkę śliny uzbierało się w kąciku ust. Z uśmiechem okrył ją porządnie i odgarnął kosmyk włosów, który zasłaniał jej twarz.

Rano obudziła się, przeciągając, nim zdała sobie sprawę, gdzie jest. Podniosła się do siadu, rozglądając zdezorientowana. Odruchowo zaczęła macać pod poduszką w poszukiwaniu telefonu, jednak nie mogła go znaleźć. Dopiero wtedy zorientowała się, że zostawiła go w samochodzie.

Wstała z kanapy, ponownie się przeciągając, nim jej wzrok padł na wiszący na ścianie zegar. Była spóźniona na śniadanie z Jamesem, mocno spóźniona.

Niewiele myśląc, chwyciła pierwszą lepszą znalezioną w mieszkaniu kartkę i długopis, zostawiając krótką wiadomość, że musiała już iść, nim opuściła mieszkanie, biegnąc do samochodu, by móc skontaktować się Jamesem.

LawyerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz