Theodore bardzo szybko dochodził do siebie. Można było powiedzieć, że wszystkie rany leczyły się na nim jak na psie. Przez czas swojej rekonwalescencji, zdążył użyć swoich kontaktów do namierzenia paru osób z firmy, którzy pracowali tam już dłuższy czas i mogli wiedzieć coś więcej. Lub być kimś więcej.
Siedział teraz w kancelarii, z założonymi na siebie nogami, niczym Thomas Shelby i bawił się piórem w dłoni. Czytał ten sam raport kolejny raz, doszukując się czegokolwiek. Nie widział nic.
Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie, można nawet rzec, że zbyt gwałtownie, dlatego para prawników od razu na nie spojrzała. W progu stało dwóch policjantów.
- Theodore Weaver?
- Zależy o co chodzi. - Odpowiedział surowo.
- Pójdzie pan z nami.
- Ponawiam pytanie. - Podniósł się, zapinając guzik marynarki, lecz ledwo zdążył dokończyć tą czynność, a już został powalony na biurko, uderzając twarzą w notatki.
Ivy, choć wciąż była obrażona na bruneta i denerwowały ją jego sekrety, była na tyle dojrzała, by nie zachowywać się jak przedszkolak i oddzielić prywatne niesnaski od życia zawodowego. Dlatego, mimo że sama jego obecność ją irytowała, to w imię sprawy, nad którą pracowali, milczała. Zaczęła jednak tego żałować, gdy w jej małej kancelarii zjawili się niezapowiedziani goście. Aż podskoczyła lekko na krześle, gdy powalili Teo na biurko, w pewien sposób wystraszona i zszokowana tą sytuacją.
- Przepraszam bardzo, ale co ma znaczyć to wtargnięcie do mojego biura? - Zapytała, gdy w końcu odzyskała głos, podnosząc się z krzesła. Nie rozumiała też skąd ta agresja funkcjonariuszy, gdy mężczyzna zdawał się nie stawiać oporu.
- A pani to kto? - Podnieśli gwałtownie bruneta, aż włosy zasłoniły mu oczy, a twarz poczerwieniała od agresywnych ruchów.
Jeden z policjantów chciał wyprowadzić mężczyznę i dopiero teraz stawił on opór. Zapiął się nogami o podłogę i nie chciał ruszyć przed siebie.
- Czy mogę się dowiedzieć za co jestem zatrzymany? - Spytał spokojnie, mimo całej sytuacji.
- Za porwanie z pobiciem panie Weaver. Proszę nie stawiać oporu, albo będziemy zmuszeni użyć siły.
- Już to zrobiliście... - Mruknął pod nosem.
- Na ten moment z nim pracuję. - Wyjaśniła kobieta, kiwając głową w stronę mężczyzny. - I jestem właścicielką tego lokalu, więc chciałabym wiedzieć, o co dokładnie chodzi. - Powtórzyła wcześniejsze pytanie, choć usłyszane wcześniej zarzuty wobec Teo już pozostawiły po sobie nieprzyjemne uczucie, gdzieś tam, z tyłu głowy.
- Niestety nie możemy udzielić pani na ten moment takich informacji. Zapraszamy potem na komendę. - Złapali mężczyznę za ramię i wyprowadzili do radiowozu.
Kobieta westchnęła tylko, nie wiedząc, co dalej zrobić z tą sytuacją. Miała mieszane odczucia i nie była pewna, czy zjawi się na komendzie. Po dłuższym zastanowieniu jednak uznała, że nie może tego po prostu zignorować, zamknęła więc biuro wcześniej i ruszyła na posterunek, chcąc jedynie dowiedzieć się podstawowych informacji, żeby potem nie czuć się źle z samą sobą, że nawet nie sprawdziła, co się dzieje. Tylko tyle. Nic więcej nie była nikomu winna, patrząc na to z tej strony. Wzdychając znów, zaparkowała samochód i udała się do budynku, pytając na wejściu o mężczyznę.
- Pani Ivy Brook? - Podszedł do niej mężczyzna w mundurze policyjnym. - Posterunkowy Harry Goth, zapraszam za mną. - Odwrócił się i poszedł do swojego biura, wskazując na krzesło, na którym miała usiąść kobieta. - Dostaliśmy informacje o porwaniu z pobiciem i zastraszaniu przez pana Theodora Weavera. Czy jest coś pani o tym wiadomo?
CZYTASZ
Lawyer
ActionPrawnicy - ludzie respektowani przez ogół, obrońcy uciśnionych, stróże sprawiedliwości. Jednak czy na pewno? Czasem opis ten jest całkowitą prawdą, innym razem, jedynie przykrywką. Co jednak jeśli te dwie skrajności będą musiały współpracować, gdy...