Rysunek

350 26 0
                                    

Byłem pewny, że po tym, co zaszło, wrócę do ładowni. Ku memu zdziwieniu jednak Collins stwierdził, że od teraz musi mnie bardziej pilnować.

Zaproponował mi swoje łóżko. Ja, choć niepomiernie zadziwiony, przyjąłem propozycję. Czemu nie? Wiedziałem, że mnie nie zabije ani nie skrzywdzi. W sumie uważałem, że należało mi się coś lepszego niż podłoga. Podejrzewałem, że kapitan też doszedł do takiego wniosku. Zgodziłem się też z tego powodu, że plecy zaczynały mnie boleć od twardej powierzchni. Moje nieprzystosowane ciało wprawiało mnie w złość. Miałem świadomość, że dla innych spanie na trochę twardszym podłożu jest codziennością.

Kapitan kazał mi pomagać na statku. Zawsze było na nim coś do roboty. Oprowadził mnie po pokładach, pokazując mi jakieś liny, maszty, żagle, sam nie wiem. Wymieniał dużo dziwnych nazw, żadnej nie zapamiętałem, nie żebym specjalnie się starał je zapamiętać.

Obraliśmy kurs na kraj pierwszego oficera - Japonię.

Poznałem już dużą część załogi, znaczy się, znałem ich imiona.

Na Giovannie, drugim statku "floty", kapitanem był ktoś inny. Nazywał się Vincenzo Alessandri. Mimo iż był starszy wiekiem, podlegał kapitanowi Collinsowi. Miał ciemne, lecz nie czarne włosy i dobrze wyglądającą opaleniznę. Podejrzewałem, że pochodził z Włoch. Zdecydowanie należał do tego rodzaju ludzi, którzy są świadomi tego, jak atrakcyjnie wyglądają i potrafią wykorzystać to na swoją korzyść. Mą uwagę przykuła również dziewczyna, którą też czasem widywałem na pokładzie statku Alessandriego. Tak jak on była opalona, lecz jej długie włosy miały czarny kolor. Nie widziałem jej z bliska, ale wydawało mi się, że ma piegi, co niesłychanie mi się podobało. Odznaczałaby się urodą wśród innych dziewcząt, a pośród piratów lśniła jak diament. Może Alessandri trzymał ją na statku jako kochankę? Zapytałem Collinsa o jej imię.

- Pia - odparł. - Zajmuje się naszym praniem.

Oni prali ubrania? Nie widziałem efektów.

- Podoba ci się? - spytał nagle kapitan.

- Nie, nie... - zamachałem rękami.

- Jasne. Chodź tu, pokażę ci dziennik.

Podszedłem do biurka.

Dziennik pokładowy był zeszytem w granatowej, skórzanej okładce. Często widywałem kapitana, gdy siedział z nim przy biurku albo stał na dziobie. Pożółkłe strony w połowie zostały zapisane zwykłym, choć nierównym pismem, a w połowie bazgrołami nie do odczytania.

- To pańskie "pismo"? - wskazałem na szlaczki. Nie kłamał mówiąc, iż nie można rozczytać tego, co pisze.

- Owszem - odwrócił wzrok. - Musisz nauczyć mnie pisać normalnie. Czasem sam mam trudności z odczytaniem swoich notatek.

Powiedzenie tego sprawiło mu widoczną trudność. Nie przywykł chyba do proszenia o pomoc. Chociaż nie nazwałbym tego proszeniem. Przystawiłem sobie krzesło.

- Niech pan pokaże, jak pan pisze.

Pokazał mi. Nie mogę powiedzieć, by mi zaimponował.

- Po pierwsze, źle trzyma pan pióro - wziąłem je od niego, aby zademonstrować. - Poza tym, co to w ogóle za pióro? Z gołębia? Atrament jest całkiem dobry, ale nawet najlepszy atrament nie uczyni z pana kaligrafa.

- Jakbym nie widział - mruknął i wziął ode mnie pióro. - Co dalej?

- Ma pan czerwony atrament?

Collins zmarszczył brwi.

- Po co?

- Ja uczyłem się tak, że drukowano mi słowa czerwonym atramentem, który musiałem poprawić czarnym. Zadziałało. Wiem, że tu nie mamy drukarni, ale mogę ja je napisać i zadziała tak samo.

- Nie mam czegoś takiego.

Wzruszyłem ramionami.

- Nie jest pan przygotowany, nie mogę nauczać.

Kapitan wciągnął powietrze zirytowany.

- Skąd miałem wiedzieć, że będzie mi potrzebny czerwony atrament? Naucz mnie innym sposobem.

- Nie potrafię - odwróciłem głowę. Nie chciałem go uczyć, miałem nadzieję, że odpuści.

- Jeśli nie będziesz mnie uczył, staniesz się bezużyteczny. A wiesz, co to oznacza?

Wiedziałem.

- Dobra - wziąłem znowu pióro i napisałem literę "A". - Niech pan powtórzy to dziesięć razy.

Od razu wziął się za robotę. Ze zdziwieniem zauważyłem, że jego odwzorowania są nadzwyczaj dokładne. Ale on nie pisał, mam na myśli - nie stawiał po prostu trzech kresek. Tylko rysował tę literę.

- Skoro umie pan odwzorowywać, czemu pańskie pismo jest takie brzydkie? - spytałem.

- W tym problem - odparł w skupieniu rysując kolejne "A". - Gdy próbuję nakreślić coś bardziej skomplikowanego, wszystko wygląda okropnie. Litery mi się mylą, na przykład d i p, g i p, l i ł...

Napisałem mu kolejne litery alfabetu. Gdy on zabrał się za poprawianie, ja odchyliłem się na krześle i obserwowałem, jak to robi. Przypomniało mi się, co zrobiłem na targu.

- Przepraszam.

- Za co?

- Że pana uderzyłem.

Przestał pisać i odwrócił się ze znudzonym wyrazem twarzy.

- Nie sądzisz chyba, że ja też cię przeproszę i będziemy żyć w zgodzie.

- Nawet o tym nie pomyślałem. Zwyczajnie, jak uczynię coś złego, to muszę przeprosić.

- Właśnie zrujnowałeś wrażanie, które wtedy na mnie wywarłeś - wrócił do kreślenia liter.

Zrobiłem na nim wrażenie? Wydawało mi się, że się zaczerwieniłem. Dobrze, iż siedział zwrócony w stronę biurka, ponieważ pewnie by ze mnie zadrwił.

- Za chwilę wrócę - Collins odsunął krzesło, wstał i wyszedł.

Wziąłem z biurka zeszyt i zacząłem go przeglądać. Było w nim zadziwiająco dużo rysunków. Większość stanowiły jakieś bazgroły oraz penisy, ale niektóre z nich przedstawiały naprawdę dobry poziom. Na ilustracjach rozpoznawałem niektórych członków załogi. Kilka razy pojawiała się Burn z jedną dłonią opartą na biodrze i drugą w powietrzu wskazując na kogoś, Kagetaka z rozeźlonym obliczem (jego brwi zostały przedłużone, jeszcze bardziej niż w rzeczywistości), Shaeir z butelką w jednej dłoni i jego instrumentem w drugiej. Te rysunki wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Był kucharz, Alessandri, Pia oraz jakiś starzec z kolczykiem w lewym uchu. Jeden z rysunków został w większości zakreskowany. Przedstawiał prawdopodobnie mężczyznę z długimi, prostymi włosami zebranymi z tyłu głowy.

Chciałem zamknąć dziennik pokładowy, lecz tylna okładka odchyliła się. Przestałem się uśmiechać.

Na ostatniej stronie widniałem ja.

Miałem zamknięte oczy. A zatem to ja podczas snu. Me włosy były rozsypane na poduszce, a moje usta lekko rozchylone. Byłem narysowany bardziej niechlujnie niż inni.

W mojej głowie z jakiegoś powodu pojawiła się myśl, że nie powinienem tego oglądać. Odłożyłem zeszyt na biurko.  

Szczurzy TowarzyszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz