Edward

113 9 0
                                    

Uzbrojeni we wszelką możliwą broń zeszliśmy do wody u wybrzeży Ameryki. Musieliśmy iść dość długo na południe, a potem na zachód.

Zdążyłem już zapomnieć, jak dziwnie jest być pod wodą.

Wokół panowała cisza. Załoga również niewiele się odzywała. Nasze kroki wzbudzały echo.

Po długim marszu z niebieskiej toni przed nami wyłonił się wrak statku.

Zemsta Królowej Anny.

Collins, który szedł na przedzie, odwrócił się do nas.

- Dotarliśmy na miejsce. Rozdzielimy się teraz na cztery grupy i obszukamy go.

Statek był całkowicie strzaskany, więc problemu nie stanowił dostęp do niego. Niebezpieczeństwo stanowiły natomiast luźne deski oraz belki. To po prostu groziło zawaleniem.

Trafiłem do grupy z Collinsem. Przeszukiwaliśmy okolice dziobu statku.

Błąkałem się tam aż znalazłem jedną skrzynię, gdzieś na dole. Była zamknięta. Wnioskując po jej ciężarze coś musiało być w środku.

- Kapitanie! - zawołałem. Zamiast niego przyszedł do mnie jakiś inny pirat i pomógł mi wynieść skrzynię.

- Gdzie jest reszta grupy? - spytałem go, gdyśmy zostawili ją w umówionym miejscu.

- Nie wiem. Pewnie szukają po drugiej stronie.

Tam jednak nikogo nie było. Rozglądaliśmy się ze zdezorientowaniem wokoło.

- Mam złe przeczucia - mruknąłem.

- No i całkiem słusznie.

Odwróciłem się. Tych słów nie wypowiedział pirat, który ze mną był.

Tylko półprzezroczysta postać mężczyzny ubranego w koszulę oraz kamizelkę. Na oku miał przepaskę, a zamiast jednej nogi – drewnianą protezę.

Obaj – ja i pirat z Betty - wydaliśmy okrzyk.

- Co to jest?!

- Może trochę uprzejmiej, co? - zjawa pirata podeszła do nas. Mój towarzysz drżącymi rękami wydobył z kolby pistolet i strzelił.

Kula oczywiście przeleciała na wylot.

- Nigdy nie widziałem ludzi oddychających bez problemu pod wodą. Przynajmniej takich, którzy nie byliby duchami, jak my. Ale to bardzo dobrze.

W tym momencie zdałem sobie sprawę, iż ta zjawa prawdopodobnie nie żywi wobec nas życzliwych zamiarów i rzuciłem się do ucieczki.

Zimna ręka, którą czułem nawet przez wysokie buty chwyciła mnie za kostkę i pociągnęła po piasku dna.

Zdążyłem jedynie zarejestrować ból rozchodzący się z okolic potylicy. Potem chyba zemdlałem.


- Honoré. Honoré!

Poczułem ukłucie w żebra i ocknąłem się, gdyż mnie zabolały.

- Co?

To był Collins. Dźgał mnie w bok palcem.

Zorientowałem się, że ma związane na plecach ręce i dlatego mógł dosięgnąć tylko do moich żeber. Ja też byłem związany. I wszyscy z załogi, siedzący pod jedną ze zmurszałych burt wraku.

- Co się stało? - spytałem. W tym momencie bardziej od klatki piersiowej bolała mnie głowa.

Kapitan nie zdążył odpowiedzieć, bo przed nami pojawiły się zjawy, wszystkie podobne do tej, którą zobaczyłem wcześniej.

Szczurzy TowarzyszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz