Wypuściłem figurkę z ręki. Gdy tak trwaliśmy, bez najmniejszego poruszenia, poczułem, że to ja powinienem ją obejmować, a nie ona mnie.
- Przykro mi.
Zimna złość, która zatruwała jej myśli od śmierci przyjaciela chyba ją opuściła, przynajmniej tak mi się zdawało. Burn, tak samo jak Collins, kierowała się logiką i rozsądkiem, jednak pomiędzy nimi istniało kilka różnic, które czyniły ich tak odmiennymi od siebie. Najważniejszą z nich było serce pani bosman. Serce, które nie potrafiło trzymać w sobie urazy ani zawiści.
- Ja... - zacząłem po chwili. Wiedziałem, że nie powinienem w tym momencie mówić o sobie, lecz akurat byliśmy na osobności. Miałem nadzieję, że to pomoże jej zaprzątnąć myśli czymś mniej ponurym. Przynajmniej dla niej. - Kagetaka powiedział mi, że wszyscy wiecie o tym, co łączy mnie i kapitana.
Wiedziałem, że tylko jej mogę się zwierzyć. I jedynie od niej zasięgnąć rady.
- Wiemy.
- Jak? Czy on coś mówił?
- Nie - zamyśliła się. - Takie rzeczy się po prostu wie.
- Czy... masz w takich sprawach duże doświadczenie?
- Hmm. To zależy. Chodzi ci o seks?
Bałem się tego słowa.
- Mhm. Zawsze mam po nim okropne myśli. I... I źle się czuję. Czy tak jest normalnie?
Spojrzała na mnie uważnie i pokręciła głową.
- Bo - robiłem się coraz bardziej zażenowany - zastanawia mnie... martwię się o to, że mężczyzna z mężczyzną... tak nie powinno być – tak naprawdę chciałem powiedzieć o czymś innym, lecz nie wiedziałem, jak się wyrazić, więc wybrałem mniej ważny problem. Stchórzyłem.
- Dlaczego?
- N-nie wiem. To grzech... sodomia... Tak nie powinno być... - gubiłem się w swoich myślach.
- Jeśli nikt tutaj nikogo nie zmusza - zerknęła na mnie podejrzliwie, ale wiedziałem, że nie mnie ma na myśli - to wszystko jest w porządku.
- Gdyby mnie zmuszał, nie martwiłbym się o to, że zawiniłem...
Twarz Burn wypogodziła się.
- To naprawdę nie ma takiego wielkiego znaczenia. Ja na przykład - uśmiechnęła się lekko - nie lubię mężczyzn w ten sposób, co ty. O wiele bardziej wolę kobiety. Ale, ostatecznie, czy to coś zmienia?
Popatrzyłem na nią zdziwiony. Pomyślałem chwilę, po czym wzruszyłem ramionami.
Uśmiechnęła się szerzej.
- Więc jeśli tylko to cię martwiło, to teraz już nic cię nie martwi - pochyliła się ku mnie.
Problem w tym, że to akurat było moje najmniejsze zmartwienie.
- Więc... Shaeir był tylko przyjacielem...
Burn uniosła brew.
- Słońce, nawet, gdyby mężczyźni mi się podobali, to raczej ci powyżej półtora metra wzrostu.
- Miał więcej niż...
Zmarszczyła brwi.
- Pozwól mi zapamiętać go jako półtorametrowego ogóra.
- Jasne. Jak... się poznaliście?
Odchyliła się do tyłu.
- To było tak dawno, że nie pamiętam... Ach, nie – wiem! Był grajkiem tu już wcześniej, przed tym, jak John przejął dowództwo. Musiałam mieć z dwadzieścia lat... a on w takim razie... Był dzieckiem. Młodszym niż ty - westchnęła.
- Któż teraz będzie grał?
- Ktoś zawsze się znajdzie. Pia potrafi nieźle śpiewać - jej czoło się zachmurzyło. - Ale to nie będzie to samo.
Złapałem ją za rękę. Chciałem dać jej jakieś słowa otuchy, ale nie wiedziałem, co mógłbym jeszcze powiedzieć. Ten gest jednak chyba jej wystarczył.
- Trzeba się zbierać.
CZYTASZ
Szczurzy Towarzysze
Historical FictionNastępca tronu Monako zostaje porwany przez kapitana statku pirackiego. W zawiłych okolicznościach nie zostaje jednak sprzedany ani wymieniony na okup. Wygląda na to, iż zostanie tu na dłużej, związując swój los ze złodziejami i mordercami.