Dobra robota

281 22 0
                                    

Obudziłem się w jakimś domu, jak zwykle nie pamiętając, co mi się śniło (podejrzewałem, że po prostu nie miewam snów). Nie kołysało, czyli byliśmy na lądzie. To musiało oznaczać, żeśmy przybili do brzegu. To oznaczało też, że spałem tak mocno, że ktoś przeniósł mnie tu ze statku, a ja nadal spałem, lub nie pamiętam, że się obudziłem. Obie opcje były trochę dezorientujące.

Rozejrzałem się po pokoju. Na matach wokół mnie leżeli piraci. Wstałem z zamiarem wyjścia, żeby zorientować się, gdzie w ogóle jesteśmy, jednak, gdy podchodziłem do przesuwanych drzwi, ktoś pociągnął mnie za kostkę.

To był kapitan. Wcześniej go nie zauważyłem.

- Gdzie się wybierasz?

- Chciałem siku. Gdzie jesteśmy?

- W hotelu dla obcokrajowców. Musimy naprawić statek, a potem wyruszymy na zatokę.

Na prawej nodze Collinsa wystającej z podartej nogawki znajdował się bandaż. Zauważył, że się na niego patrzę.

- Ta bestia mnie dziabnęła. Nie dość, że zniszczyła mi spodnie, to moje buty są do wyrzucenia – wskazał na wysokie buty stojące przy drzwiach. Z jednego z nich zostały ledwie skórzane strzępy.

- Jeden jest nadal dobry – zauważyłem.

- Tak, od teraz będę nosił jeden but na przemian – spojrzał na mnie z ukosa i zamilkł na chwilę. – Nie wiedziałem, że potrafisz strzelać z muszkietu.

- Nie jestem w tym dobry. Zazwyczaj używam fuzji – odparłem.

Collins uniósł brwi.

- Rodzice zmuszają... zmuszali mnie do polowań i tylko dlatego to potrafię.

- Cóż, znowu mnie zaskoczyłeś – ziewnął. - Dobra robota – kopnął jakiegoś pirata i kazał mu pójść ze mną na stronę. 

Szczurzy TowarzyszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz