Nie miałem pojęcia, co robić w sytuacjach takich jak ta, w której się znalazłem. Wiedziałem, jak postępować według etykiety, jak być życzliwym dla innych. Znałem dużo różnych modlitw i kilka wierszy na pamięć. Lecz nie znałem sposobu na poradzenie sobie z faktem, że mógłbym dla kogoś być obiektem pożądania. To wzbudzało we mnie wielki niepokój, przez który moje myśli nie mogły zaznać spokoju. Równocześnie jednak czułem nieprzemożoną ekscytację. Zdecydowałem, że z nim porozmawiam i byłem zdeterminowany to zrobić. Nie mogłem dłużej trzymać tego w sobie.
Odwaga opuściła mnie jednak, gdy go ujrzałem. Poczułem słodko-gorzki posmak i burzliwe uczucia znów rozszalały się we mnie.
Toteż usiadłem dwa krzesła dalej.
- Chcesz pogadać? – spytał po chwili nie patrząc w moją stronę.
- O czym? – owszem, chciałem.
- Wtedy powiedziałeś „dlaczego przestałeś". Myślałem, że...
- Tak powiedziałem? – ani chybi, tak właśnie było, ale we mnie narastała złość. Na niego, ale przede wszystkim na samego siebie.
- Honoré... jeśli tego nie chciałeś, mogłeś mi powiedzieć. Zamiast tego uciekłeś.
- Przestraszyłem się – odparłem szczerze.
- Czego? To było straszne?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo.
- A więc... wybacz.
- Czy to wszystko co zrobiłeś dla mnie to dlatego, że...
- Nie, nie, to nie tak.
- Od kiedy masz do mnie taki stosunek? Czy to zaczęło się – znów poczułem to okropne zażenowanie – od spotkania z Patrickson? Wówczas zaproponowałeś mi swoją kajutę.
- Nie. Wtedy nic... to raczej zaczęło się wtedy, kiedy próbowałem cię sprzedać w Indiach.
- Aha, czyli wtedy, kiedy pozwoliłeś mi ze sobą spać... - mruknąłem.
Collins przeniósł spojrzenie na sufit.
- Wtedy również nie myślałem o niczym zdrożnym na poważnie. Po prostu wcześniej nie miałem o tobie zbyt wysokiego mniemania, przyznaję. Lecz przez to, że mi się postawiłeś, odrobinę się to zmieniło.
Czułem, że atmosfera powoli się rozluźnia.
- Ja nadal nie myślę o tobie w dobrych kategoriach – odparłem.
Wzruszył ramionami.
W tym momencie otworzyły się drzwi do gospody. Kapitan podniósł się.
To była załoga Giovanny z jej pierwszym oficerem na czele. Zauważyłem także Pię, którą właściwie jako jedyną znałem z tej załogi.
- Wiemy, gdzie jest Betty! – poinformowała od razu kapitana. Rozpromienił się na moich oczach.
- Gdzie?!
Pia westchnęła.
- We Francji.
Entuzjazm kapitana opadł. W tej chwili załogę zauważyli pozostali i pobiegli się przywitać. Alessandri zaczął gadać ze swoim oficerem. Kagetaka również podszedł do nowo przybyłych, ale interesowała go głównie Pia.
Opowiedzieli nam, że ich, tak samo jak nas, wciągnęła wężowa kobieta, ale oni znaleźli się w Hiszpanii. Tam też wylądował ich statek, Giovanna. Z jakichś plotek dowiedzieli się, iż ktoś zgarnął Betty przed nami i teraz statek stoi w dokach jakiegoś markiza we Francji.
Po kilku dniach narad kapitanów wraz z oficerami ustalono plan.
- Zrobimy tak: nie wiemy, gdzie dokładnie znajduje się Betty. Lepiej dowiedzieć się z pierwszej ręki. Popłyniemy do Francji i ocenimy sytuację na miejscu. Całe szczęście, jest wśród nas osoba, która wie, jak się zachować w towarzystwie – Collins spojrzał na mnie z ukosa.
- Chwila, chwila. Nie pisałem się na to – zamachałem rękami. – Nie jestem złodziejem.
- Odbieramy tylko swą własność, a nie kradniemy – odrzekł Collins.
- Co, jeśli odmówię pomocy? - spytałem. Naprawdę nie chciałem brać w tym udziału.
- Możesz zawsze zostać przynętą planu.
Wzdrygnąłem się. Czyżby sytuacja powróciła do poprzedniego stanu? Stanu sprzed... incydentu? Czy po prostu mu podpadłem przez to, co o nim powiedziałem w gospodzie? O tym, że nie uważam go za wartościowego człowieka?
Burn westchnęła.
- Płyńmy zatem.
Z Kajmanów do Francji droga nie trwa krótko. Pojawił się problem mojego miejsca do spania. Ostatecznie postanowiłem spać na podłodze, nadal u kapitana. Wolałbym na łóżku, prawda, ale chciałem się od tego powstrzymać, przynajmniej na jakiś czas.
Ani on, ani ja, nie byliśmy przyzwyczajeni do utrzymywania porządku, więc trudno było znaleźć na podłodze miejsce. Nawet Burn często robiła uwagi o tym, że od razu widać, iż mieszkają tu dwaj faceci.
Okazjonalnie zatrzymywaliśmy się w różnych portach.
W końcu Collins pozwolił mi chodzić samemu (w sensie - z jednym członkiem załogi, ale byłem prawie sam). Nie omieszkałem kupić różnych niepotrzebnych rzeczy wydając całą (niewielką) sumę jaką dostałem.
- Co to jest? – spytał mnie Collins, gdy wróciłem z zakupów. Stał akurat przy kole sterowym.
- Kot – odparłem.
Spojrzał na mnie ponuro, lecz widziałem w jego twarzy cień uśmiechu.
- Po co nam kot?
- Na szczury. Wytresuję go, ale na razie jest jeszcze mały.
Będąc szczerym, kupiłem go jako pewnego rodzaju prezent dla niego. Zwierzę miało być pomostem między nami, czymś, co by nas łączyło. Teraz sam wyśmiewałem swój pomysł. Dlaczego kupowałem zwierzątka domowe piratom?
Kot miał szarą, wyblakłą sierść i był dość chudy.
- Nie trzeba go karmić mlekiem, czy czymś takim? Raczej nie będzie pił grogu – zauważył Collins.
Wzruszyłem ramionami. W domu miałem dwa psy myśliwskie, ale właściwie nie wiedziałem, czym karmi się zwierzęta. Zawsze ktoś inny się nimi zajmował. Poczułem nagłe zażenowanie z powodu mojej ignorancji.
- Proszę – podałem mu kota. Pewnie lepiej ode mnie wiedział co z nim teraz uczynić.
Collins, zaskoczony, przekazał ster Gulliaume i wziął kota. Zwierzę zaczęło ocierać się głową o jego szyję i mruczeć.
Kapitan pogłaskał je, a potem z rozbawioną miną popatrzył na mnie.
- Zżera cię zazdrość - zauważył.
- Co? Jaka zazdrość? – burknąłem.
Collins oddał mi kota, a ja prędko go zabrałem. Kot mógł go lubić, ale nie bardziej niż mnie.
- Jak go nazwiesz?
- Nie wiem. To chyba dziewczynka. Myślisz, że Ludwika Hipolita pasuje? To po mojej babci.
- Nazywasz kota... po swojej babce? - uniósł brew.
- Owszem. To dotychczas jedyna kobieta na naszym tronie. Sądzę, że trzeba ją uhonorować.
- Skoro uważasz, że pasuje... – Collins nie wyglądał na przekonanego.
Ostatecznie tak właśnie ją nazwaliśmy.
CZYTASZ
Szczurzy Towarzysze
Historical FictionNastępca tronu Monako zostaje porwany przez kapitana statku pirackiego. W zawiłych okolicznościach nie zostaje jednak sprzedany ani wymieniony na okup. Wygląda na to, iż zostanie tu na dłużej, związując swój los ze złodziejami i mordercami.