Czy już czas?

151 15 0
                                    

Z wysp popłynęliśmy wprost do Kalifornii. Lecz zanim zdołaliśmy dokonać czegokolwiek, musieliśmy oczywiście zaliczyć kilka grubych imprez. W międzyczasie połączyliśmy się ponownie z załogą Giovanny.

Planowaliśmy razem wyprawę po skarb Czarnobrodego. Pomimo iż znajdował się podobno na dnie morza, nasza załoga została dotknięta klątwą starożytnego miecza Kusanagi, dlatego mogliśmy oddychać pod wodą.

Nie miałem zbytniej ochoty tam iść. Dno oceanu było przerażające. Lecz, bądź co bądź, ciekawie byłoby zobaczyć ten skarb, zanim coś się z nim stanie, tak, jak z poprzednim. Z początku myślałem, że to nie powinno być niebezpieczne, pod warunkiem, iż żadna duża ryba nie uznałaby nas za pożywienie. Moją opinię skorygowała jednak dyskusja w gospodzie, podczas której ustalaliśmy plan.

- ...I zejdziemy na dno...

- A co, jeśli będzie za ciemno? - wtrąciła Burn.

- Wrak Zemsty Królowej Anny znajduje się niedaleko brzegu. Nie powinno być aż tak źle. Legenda mówi o skrzyniach pełnych złota... - na twarzy Collinsa pojawił się delikatny, lecz charakterystyczny, rozmarzony wyraz. Ponieważ byłem protokolantem na tym zebraniu, nie omieszkałem zaprotokołować jego min rysując na marginesie krzywy okrąg z oczami oraz ustami. Później pisałem limeryki na odwrocie zeszytu.

- Mówi też o różnych niebezpieczeństwach, które ich strzegą - mruknął Alessandri. - Kraken, duchy, syreny...

- Nasze rzeczy również są objęte klątwą, więc broń będzie zdatna do użycia.

- Kule przeciw Krakenowi? - mruknął nieprzekonany Alessandri. Jednakowoż jego uwagi zostały zbagatelizowane.

Później dołączyliśmy do obydwu załóg, które spędzały miło czas w innej sali. Śpiewali i grali w karty. Pia zajęła się rozczesywaniem moich włosów.

Poprzyglądawszy się grze, spróbowałem uczesać Pię. Jej włosy były dłuższe i gęstsze od moich, dlatego stanowiło to pewne wyzwanie. Nie obchodziło mnie zbytnio, co sądzi o tym Kagetaka, choć spoglądał na mnie krzywo.

- Mały, co byś powiedział na pojedynek? - Shaeir szturchnął mnie.

- Jaki pojedynek?

- Słyszałem, że jesteś poetą.

- Nie, to nie tak. Nie jestem dobry - zaprotestowałem. - Już od dawna nic poważnego...

- No, tym ciekawsza będzie gra. Wszyscy tutaj chcą zobaczyć, jak rozcieram cię na proch.

- Yyy, nie, dziękuję.

- Nie ma z tobą żadnej zabawy - wręczył mi kubek. Wypiłem, cóż innego miałem zrobić.

- Shaeir, może przestałbyś go męczyć - odezwała się Burn.

- Ale to śmieszne. Co teraz śpiewamy?

- Shaeir - odezwała się Burn ciszej. - Zapomniałeś, co mi obiecałeś?

- Nic nie obiecywałem - syknął.

Zewsząd padły propozycje piosenek. Gdy w sali narastał hałas i krąg chcących przyłączyć się do wspólnego śpiewania zacieśnił się wokół mnie, wypiłem jeszcze jeden kubek.

Wciąż myślałem o umowie z wiedźmą. Bałem się. Czułem, że rzeczy wokoło mnie coraz bardziej się komplikują. Chciałem chwilkę odpocząć.

Koło mnie usiadł Collins, żywo dyskutując o czymś z Alessandrim. Raczej się kłócili, nie miałem jednak siły się im przysłuchiwać.

Położyłem głowę na ławie i zamknąłem oczy. Poczułem dźgnięcie w ramię.

- Nie śpij tutaj - usłyszałem głos Collinsa. - Idź do pokoju.

Szczurzy TowarzyszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz