Granica

201 18 0
                                    

Miałem tak wiele pytań. Po pierwsze: co tu się u licha dzieje? Tymczasem to, które wypowiedziałem, było zupełnie inne.

- Dlaczego przestałeś?

Jego klatka piersiowa uniosła się. Poczułem jego dłoń na swoim karku. Ciepłą, szorstką, dużą dłoń o wąskich palcach. Znowu to zrobił i tym razem odwzajemniłem pocałunek. Lecz po chwili zorientowałem się, że nie mogę się ruszyć. Moje serce trzepotało się jak ptak w klatce. Jeśli to potrwa jeszcze przez sekundę, nie będę mógł oddychać. W tym momencie też naszło mnie uczucie – niespodziewane i czarne jak smoła poczucie rzeczywistości. Odskoczyłem w tył, zerwałem się na równe nogi i popędziłem przed siebie, byle gdzie, byle dalej od tego przeklętego pirata.

Teraz zbyt wiele rzeczy nabrało sensu. To całe spanie w jednym łóżku... To nie był akt dobrej woli.

Błądząc po ulicach miasta próbowałem się uspokoić. To, co się stało, to po prostu jakiś głupi błąd - tak próbowałem to sobie tłumaczyć. Każdy popełnia błędy.

Tylko że... teraz, gdy byłem sam pośród nieznanego miasta, sam - pierwszy raz od kilku dobrych miesięcy, zapragnąłem znaleźć się raz jeszcze z nim. To właśnie było najgorsze - że wcale nie czułem bym uczynił coś niewłaściwego, choć powinienem czuć.

"Sodomia" - zaświtało mi w głowie. Otrząsnąłem się.

Zastanawiałem się, czy kiedykolwiek wcześniej podobali mi się mężczyźni. Samo myślenie o tym sprawiało, że towarzyszyło mi uczucie zażenowania. Przed porwaniem widząc przystojnego mężczyznę... tak. Z pewnością, kiedyś już żywiłem do kogoś takie uczucia. Ale zawsze je ignorowałem, sądząc, że wszyscy tak czują. Teraz jednak wiele sobie uświadomiłem.

Zauważyłem, iż nie mam bladego pojęcia, gdzie jestem. Gdybym znalazł kogoś z załogi, może pomógłby mi znaleźć drogę powrotną do hotelu.

Ale prędzej spałbym u Burn niż u niego.

Wtem potknąłem się o czyjąś nogę.

- Mały!

To był Shaeir. Leżał pod ścianą jakiegoś budynku.

- Pomógłbyś mi?

Pociągnąłem go za rękę, lecz nie mógł ustać na nogach.

- Wiesz może, gdzie jest hotel? - spytałem.

Roześmiał się zachrypniętym głosem.

- Ja nie wiem w jakim kraju jesteśmy.

- Na Kajmanach.

- Ciekawe. Chcesz już iść do hotelu? Zabawa się dopiero zaczyna!

- Nie wystarczy ci już? - byłem zaniepokojony jego stanem upojenia.

- O czym ty mówisz? Nigdzie nie idziemy...

- Czyli nie wiesz, gdzie jest hotel?

- A skąd mam wiedzieć? - rozłożył ręce i natychmiast chwycił się ściany, aby zachować równowagę. - Poszukaj kogoś innego.

- No dobra. Uważaj na siebie - zostawiłem go, w lekkim strachu o to, czy dożyje rana.

Po jakimś czasie błąkania się odnalazłem Burn i Alessandriego. Siedzieli przy stoliku ustawionym na ulicy, należącym do jednej z karczm.

- Czy wie pani, którędy do hotelu?

- Och, słońce, to gdzieś tam! - machnęła ręką w jakimś kierunku. Chyba nie miała zamiaru pokazywać mi dokładnie. - Jesteśmy w trakcie rozgrywki. Parzyste!

- Nieparzyste! - krzyknął Alessandri.

- A mógłbym dzisiaj spać u pani?

- A co, pokłóciliście się? - spojrzała na mnie.

- ...Tak można powiedzieć.

- Jasne. Mój pokój jest na parterze, pierwszy od lewej.

Dopiero po godzinie odnalazłem drogę do hotelu. Jacyś złodzieje upatrzyli mnie sobie za cel, lecz nic przy sobie nie miałem, więc skończyło się niegroźnie.

Moje sny tej nocy nie były takie, jak chciałem.

Czasem jest tak, że granica między tym, co jest przyjemne, a tym, co obrzydza, jest nieprawdopodobnie niewyraźna. Albo nie istnieje. 

Szczurzy TowarzyszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz