Spodziewał się podobnego układu. Za wszelką cenę musiał wkupić się w łaski Ligi, żeby mu zaufali, dopuścili do siebie i zdradzili swoje plany, żeby mógł przekazać wszystkie potrzebne informacje Komisji. W tym celu musiał jak najlepiej wykorzystać swoją pozycję.
Skoro był bohaterem, to naturalne, że widzieli i doceniali jego wartość. Pewnie od początku planowali wykorzystać go tak, żeby "szpiegował" dla nich bohaterów i dawał im jakieś informacje.
Komisja dała mu w tej kwestii zielone światło. Uznali, że sam doskonale poradzi sobie z sytuacją i oceni, co może zdradzić złoczyńcom, żeby wkupić się w ich łaski, a co powinienem zachować dla siebie. Innymi słowy, wszystko zwalili na niego.
Udało mu się jakoś przebrnąć przez to nadzwyczajne zebranie wymyślone przez Shigarakiego. Zdradził im jakieś banały o pracy bohatera, podbarwione jednocześnie w miarę sensownym i przekonującym kłamstwem (potrafił być naprawdę doskonałym kłamcą, gdy tego chciał). Męczyli go przez kilka godzin, w czasie których aż zgłodniał.
Kiedy powiedział, że to właściwie wszystko, co może na ten czas zdradzić i że więcej informacji "postara się" zdobyć później, Shigaraki jeszcze przez jakiś czas męczył go zadawaniem pytań. Pewnie tylko czekał, aż bohater potknie się, palnie jakąś głupotę, dzięki której złoczyńca będzie mógł dowieść, że blondyn kłamie.
On jednak nie dał się podejść. Nie pogubił się w swoich kłamstwach i wciąż powtarzał to samo, zachowywał się spokojnie i wszystko cały czas tak samo tłumaczył. Im dłużej Shigaraki go męczył, a on nie dawał się podejść, tym bardziej w oczach wszystkich rosła jego pozycja. Rosło także ich zaufanie do niego.
Wreszcie całe to zebranie ostatecznie dobiegło końca. Shigaraki skończył go męczyć, reszta również przestała zadawać mu pytania. W międzyczasie na jego telefon przyszła prośba o wsparcie od samego Endeavora. Od jakiegoś czasu zaufali mu na tyle, że mógł mieć przy sobie swój telefon podczas spotkań.
Oczywiście wiadomość wszystkich zainteresowała, wyjaśnił im zatem zasady współpracy miedzy bohaterami. W tej kwestii akurat nie musiał specjalnie dużo zatajać, nie była to jakaś wyjątkowa, sekretna wiedza, której zdradzenie mogło jakkolwiek zaszkodzić bohaterom. Cieszył się jednak, że to wszystko wreszcie dobiegło końca. Wszyscy skierowali się do wyjścia, a on uznał, że poczeka, aż każdy sobie pójdzie. On wyszedłby na końcu i wreszcie spokojnie się stąd wyniósł. Najlepiej prosto do KFC, na jakiegoś kurczaka, bo był już cholernie głodny.
Obserwował jak wszyscy wychodzą, aż nagle usłyszał stukanie butów. Kroki zbliżały się w jego stronę. Odwrócił się i zauważył, że stał przed nim sam Dabi. Ręce miał w kieszeniach i jakoś dziwnie się uśmiechał... Ten uśmiech sprawił, że przeszły go dreszcze. Nie było to nieprzyjemne uczucie, po prostu... nieznane. Poza tym ten uśmiech sprawiał, że Dabi robił wrażenie intrygującego, ale zarazem wzbudzał niepokój.
Poczuł, że serce mu przyspiesza, a ręce zaczynają się pocić. Nie stresował się, kiedy występował przed tłumami, tak samo nie stresował się, kiedy musiał kłamać przed całą zgrają niebezpiecznych, śledzących dokładnie każdy jego ruch i słowo, złoczyńców. Nie stresował się w żadnych z tych sytuacji, które pewnie dla sporej liczby osób byłyby ekstremalnie stresujące. Zamiast tego zaczynał się bać i stresować teraz, kiedy stał przed nim tylko jeden złoczyńcą, i nic jeszcze nie zrobił, tylko do niego podszedł i się uśmiechał. A on miał wrażenie, ze zaraz serce wyskoczy mi z klatki piersiowej.
- Myślałem, że nie doczekam się końca tego ględzenia - powiedział. Hawks postarał się opanować, żeby wypaść jak najbardziej naturalnie, i nie zdradzić się przez zrobienie czegoś głupiego.
CZYTASZ
Uskrzydlona miłość spala mnie od środka [Hawks x Dabi]
FanfictionDwie zranione dusze. Każdy z nich do tej pory dystansował się od innych ludzi, od świata. Wokół siebie wznieśli obronne mury i nikogo nie dopuszczali blisko. Jednak gdy ta dwójka się spotyka, burzą nawzajem swoje obronne mury. Zaczyna się dziać coś...