Rozdział VI

11 5 17
                                    

Celine zabrała wcześniej Brielle na zakupy, przez co miała teraz swoje ciuchy, za które nawet nie zapłaciła.

Wytłumaczyła jej to dobrym gestem, bo „przemienienie przez ważnego wampira ma swoje korzyści finansowe".

Nie bardzo rozumiała, o co chodziło, bo była zajęta zachwycaniem się postępem świata. Do tej pory słyszała o wszystkim tylko z ust Victora, a teraz mogła to zobaczyć. Kilka razy nawet się wystraszyła, kiedy przejeżdżał obok nich samochód, ktoś na skuterze, albo autobus.

Śmieszyły ją światła dla pieszych i dziwne reklamy, które się ruszały na ekranach.

W każdym razie dzięki, zakupom mogła pójść z Williamem do Samuela w swoich własnych ciuchach.

Szedł tak szybko, że w niektórych momentach musiała podbiegać, przez co ludzie posyłali jej rozbawione spojrzenia. William jakby słysząc jej nieme błaganie, żeby zwolnił, właśnie to zrobił.

Zerknął na nią z ukosa, kiedy stanęli już przed znajomą mu kołatką.

— Nie zrobi mi krzywdy?

— Nie. — William zastukał w drzwi i westchnął długo. Brielle pomyślała, że wzdychanie jest dla niego tak codziennie, jak mycie zębów.

Chociaż i ono, odkąd uciekła z pałacu znacznie się zmieniło. Teraz wystarczyło wycisnąć pastę z tubki, co odkryła z wyraźną ulgą. Nigdy nie pochwalała płukania buzi samą wodą.

— Książę Levingstone, zapraszam. — Samuel otworzył szerzej drzwi, ale patrzył na Brielle. Speszona jego wzrokiem, odwróciła swój.

— Raport dotarł? — zapytał Will, kiwając głową przecząco, kiedy Samuel schylał się do jego dłoni w celu pocałowania pierścienia.

— Tak, tak. Jestem wdzięczny, bardzo. To uzupełnia moje wszelkie informacje na temat Moriattich. — uśmiechnął się i wskazał im fotele.

Brielle się wzdrygnęła na samą myśl o Victorze.

— Kogo tym razem przyprowadziłeś?

— Najpierw musisz złożyć przysięgę krwi. Nie mogę pozwolić, żeby to gdzieś wypłynęło, więc obiecaj, że nikomu nie zdradzisz jej tożsamości.

— W porządku. — był sceptycznie nastawiony, jednak zdecydował się po chwilo naciąć palec i złączyć z palcem Williama.

— Przeczytaj zaznaczone strony. — podał mu dziennik.

— Dobry Boże — podniósł wzrok na wampirzycę, zamknął dziennik i przycisnął go do brzucha, żeby zgiąć się w pół w głębokim pokłonił. — Wasza wysokość.

— Aj, nie! — zaczęła machać rękami, jakby odpędzała muchy. — Proszę mnie tak nie nazywać. Brielle, Brielle Anders.

— Nie mogę uwierzyć, że niedoszła królowa stoi pod moim dachem. — złapał się za brodę i zaczął kręcić głową.

— Tak, niecodzienna sytuacja, ale jesteśmy tutaj po konkrety — odchrząknął William. — Ta panna była zaręczona i nie ma pojęcia z kim. Czy posiadasz wiedzę na temat arystokratycznych wampirzych rodów, które miały jakiś związek z rodziną królewską?

— Wiem, kto był zapraszany do pałacu — bez słowa zniknął w drugim pomieszczeniu, by po chwili wrócić z jakąś teczką. — Proszę. — podał spis Brielle.

— Nic mi nie mówią te nazwiska. Nie poznałam go. — wzruszyła ramionami.

— Wiemy tylko, że miał urodę zbliżoną do mojej — wtrącił William nonszalancko. — Czarne włosy i to. — palcem dotknął swojej żuchwy i policzka.

Błękitna KrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz