XV

149 18 36
                                    

_____________

.

?

.

|--|

Kot zrobił obrót, pokazują mu puchaty brzuszek. Uśmiechnął się, wymęczony dzisiejszym dniem do granic.

Szło do przodu!

Zdał wejściówkę co go niezwykle ucieszyło. Kolejny krwotok z nosa nie pojawił się od ostatniego razu, a minęło aż dziesięć dni! Wyżarł tabletki i witaminy, kupił kolejne. Lekki katarek też mu przeszedł, ogólnie czuł się zdrowiej.

Westchnął, wpatrzony w pływającego w morzu Levia.

Ten człowiek jest cudowny.

Tak po prostu, pod każdym względem. Nawet nie mógł zebrać dobrze myśli by sobie to uporządkować i wskazać konkretne powody. Nie znał go przecież jakoś wybitnie długo i dobrze, częstotliwość ich rozmów nie wzrosła, wręcz miał wrażenie, że spadła. Mieszkał i żył z nim, poznawał jego obyczaje, dziwactwa i rutynę.

Poznawali swoje.

Zawdzięczał mu wszystko, każdy pozytywny moment odkąd jego stopy dotknęły ziemi Paradis. Dużo negatywnych również, nie mógł ich od tak pominąć, nie zwrócić uwagi.

Miał te negatywy jednak i tak gdzieś.

Po dzisiaj był pewny, że jego durne i skrzywdzone serce odważyło się w Levim zakochać.

Zmartwił go za to internet i historie innych. Co prawda sam o nic dokładnie nigdzie nie pytał, ale zrozumiał, że prawdopodobnie się uzależnił, powtarzał schemat.

Coś na ten wzór.

Uwolnił się od jednej patologicznej relacji i panicznie przywarł do pierwszej wyciągniętej do niego ręki. Miał szansę chwycić drugą – wyciągniętą przez Erwina – ale przy każdej okazji stanowczo ją odrzucał, wręcz z agresywnym zacięciem.

W sumie Janek też chyba próbował do niego dotrzeć.

Bezskutecznie.

Zmrużył oczy, nie dając się do końca przekonać tej teorii. On Levia nie złapał panicznie, był gotowy się wyprowadzić, szukał w końcu na gwałt innego mieszkania, nie chcąc nadwyrężać jego cierpliwości, nawet nie śniąc o tym co dostał. Bardziej mu zależało na niepasożytowaniu niż próbie panicznego pozostawienia.

Oni sobie zaufali, obaj.
Chociaż to Levi dał mu większy kredyt zaufania.

W końcu wciąż nic od czarnowłosego nie oczekiwał. Nie miał żadnych wymagań, żadnych potrzeb. Nie śmiał ich mieć, a sam doskonale wiedział, że na początku balansował na ostrzu noża. To on był zabłąkanym gówniarzem z masą problemów, został przygarnięty przez kogoś obcego, który był pewnie ostatnią osobą na świecie co zechciałaby się nad nim zlitować.

Ostatnią, a przy tym jedyną.

O bardzo silnym charakterze i swoich granicach.

Zaczął też częściej rozmawiać z Jeanem i Historią, co w sumie miało swoje pozytywy i negatywy.

Z jednej strony przyjemnie było znowu mieć jakiś znajomych, jakąś odmianę i kontakt z kimś z zewnątrz. Nie sądził na początku – podczas pierwszych dni w murach uczelni –  żeby umiał się odnaleźć, ale ta dwójka była taka dzika i pojebana, że jego problemy nie wydawały się im odstraszające. To nie tak, że im powiedział cokolwiek, ale oni też wydawali się widzieć. Może nie jak Levi, ale chociaż w połowie.

Cicatrices [Riren, Ereri, Levi x Eren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz