XXIII

209 21 143
                                    

_______________

|+-|

– Fiu fiu – westchnął Mike, przecierając pot z czoła.

Jak dwie szmaty się dzisiaj urobili, nie zaprzeczy. Jaeger pewnie jak wróci to dozna szoku, ale zwali to na jesienną chandrę czy inne kurwa feng-shui. Nie będzie się w końcu tłumaczył, nie było nawet takiej opcji.

Stuknęli się z butelkami piwa z kumplem, a on przetarł czoło uważając, aby nie naruszyć tego rozjebanego o szczebel nieestetycznego krateru. Mike nawet nie wnikał prócz skwitowania "ale przyjebałeś" i był za to wewnętrznie wdzięczny. Obecnie miał tylko nadzieję, że nikt mu się nie zwali na chatę, a niezapowiedziana Petra i Hanji to zawsze w jego już kawalerskim życiu było nieustające ryzyko.

Choćby się zesrał to nie miał prawa samemu przenieść tych mebli i sprzętu, musiał wezwać kogoś na pomoc. Erwin się nie nadaje, a Hanji to Hanji. Hannes by się poskładał, podobnie jak Jaeger. Został mu marudzący Mike, który zawsze pierwszy był do remontów i innych takich spraw. A wbrew pozorom to nie koniec, tylko jebany początek.

Kuchnia była całkowicie zagruzowana w jego rzeczach i papierach. Oczywiście spakowanych i posegregowanych tak, aby tylko wsadzić na swoje nowe miejsce. Teoretycznie, przecież nie usiedzi i zrobi wszędzie remanent. Znał siebie i tą niemożność powstrzymanie chorobliwej pedantyczności.

– Ale bym sobie opierdolił steka, takiego twojego – zasugerował wąsacz.

– A myślisz, że co siedzi i się marynuje w lodówce? – odparł. – Za uścisk dłoni nie kazałbym ci robić.

Od zawsze miał tendencję do dokarmiania swoich kumpli. Może to kwestia rozumienia co to głód? Faktem było jednak, że Mike się narobił, a nie musiał. Należy się więc zupa jak psu buda.

Zacharias przytaknął, zerując butelkę.

– Ja się nigdy na tobie nie zawiodłem, Ackermann – stwierdził z patosem, przecierając usta. – Będę aż tak dobrym kolegą, że pójdę i wyciągnę grilla – dodał, od razu wstając.

– Oi, a rozpalisz? – mruknął sugestywnie.

– A rozpalę, rozpalę... Nawet krzesła zniosę na piasek, by kulturalnie było. Będzie romantycznie, ogarnij tylko obrusik i świeczki.

I z głowy najgorsza robota. Jedna i druga. Co prawda nie zdążył się wyrobić ze wszystkim w dwadzieścia cztery godziny, które sobie dał, ale było blisko, przynajmniej z gabarytami. No i dodatkowo urodziły mu się w głowie nowe meble. Nie tyle, że generalkę wystroju wnętrz chciał robić, ale kilka dodatków czy pierdół aby wszystko idealnie pasowało było wskazane...

Zwlókł się ze schodów, pogłaskał ciągle zdziwionego psa i poszedł się umyć postanawiając, że w tym tygodniu koniec roboty siłowej.


~

|<p|

Przyjechał na uniwersytet z dziwnym napięciem. Nie miał pojęcia co się wczoraj odpierdoliło, ale na jego oczach Eren dostał chyba jakiś zwidów, okrzyczał go, a zaraz potem prawie wpierdolił się pod samochód, doprowadzając go do stanu przedzawałowego! Z przerażeniem oglądał jak przebiegał przez na szczęście niezbyt ruchliwą o tej porze czteropasmówkę, a potem jak znikał w tle budynków.

Teraz zaś widział go w oddali w akompaniamencie Reiss i reszty naczelnych idiotek z romanistyki – opalonej Ymir, odrealnionej Pieck i jakże dostojnej Lary. Dziewczyny paliły, a Jaeger robił za podpórkę Historii i chyba główny temat rozmowy. Wczoraj już sam nasłuchał się masy pytań od randomów pokroju "co się stało?" lub stwierdzeń "ja wiedziałam, że z nim jest coś nie tak", czy innych "za cichy" wypowiedzianych z przekąsem. Na ile wyszedł z szoku to ukrócił te domysły i komentarze jak najbardziej mógł. Chciał przy tak zwanej samej dupie, ale ludzie i tak będą gadać, zwłaszcza po takiej akcji i widząc Jaegera w wianuszki wydziałowych div pierwszego sortu.

Cicatrices [Riren, Ereri, Levi x Eren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz