XXIV

224 17 99
                                    

_______________

|+-|

– Jejku, nie patrz tak. To krępujące, Levi.

Co on poradzi na to, że zjebany był bardziej niż sądził? Wyimaginowaną drzazgę w oku Jaegera widział, a belki w poprzek we własnym już nie. Wyjebał więc tą jebaną belkę i patrzył już bez żadnych przeszkód jak Eren starał się zjeść pierwszy posiłek od czwartku. Zignorował jednak słodką jak cukier prośbę i przeniósł swój wzrok na lekkie rumieńce, towarzyszące młodej twarzy odkąd wymówił magiczne słowo przepraszam. Po ogólnym wyciszeniu zaczął gotować dość szybko, chcąc już pokutować i się jeszcze bardziej nie zbłaźnić. Dawno nie czuł się tak winnym i zidiociałym.

– Nie wiedziałem – zapewnił.

– Mhm – przytaknął szybko Eren, przełykając brokuł z makaronem. – Mówiłeś już tysiąc razy.

Naprawdę?

Został jeszcze jeden głupi aspekt. Zjebany aspekt, który nie powinien się nigdy pojawić. Przez myśl mu to nie przeszło, chciał tylko go głupio postraszyć, skłonić w końcu do mówienia...

Tylko jak to ubrać zgrabnie w słowa?

– Nie wywaliłbym cię z domu nawet jakbyś miał anoreksję. To nie miało tak zabrzmieć.

W odpowiedzi otrzymał wdzięczny uśmiech i przymrużenie oczu. Czy to była kocia taktyka? Tak impulsywnie stwierdził, a w odpowiedzi otarł nogę o tą chłopaka.

Zaś Jaeger otarł swoją o jego.

– To bardziej niż miłe, wiesz?

Kiwnął głową na potwierdzenie, teraz już wiedząc. Spojrzał na korytarz, szukając powoli drogi ewakuacji. Zażenowany był sobą i nie powie, że w związku z tym nie cierpiał. Eren za to mu nie dokładał, wręcz dbał o jego komfort, zapewniając i uśmiechając się łagodnie. A nie powinien, w końcu to chłopak był tu pokrzywdzony.

Poczuł się jak toksyk.

– Jest okej – usłyszał znów miękki głos. – Nie jesteś nim i nie zamierzam was porównywać. Nie martw się.

Dużo by dał, aby z przekonaniem groźnie zaprzeczyć i powiedzieć, że tego nie robi.

Trzymał jednak język w gębie przytłoczony hipokryzją. Oskarżył Erena o kłamstwo, kiedy sam łgał jak pies. Przecież się w nic nie wpierdolił, tylko wyjebał głową szczebel. Miło i kojąco więc słyszeć, że ma się nie zamartwiać, ale nie był do końca pewny. Miło i kojąco było też być przytłoczonym przez szlachetną dobroć.

Nosił teraz ciężar bycia jedyną osobą, która mu została. Zaczął się gdzieś z tylu głowy zastanawiać co z rodzicami Erena? To jednak zdecydowanie zły moment na takie pytania. Prowokowało to też pytanie w stylu ,,a co z twoimi?". Nie miał się czym chwalić. Nie był chyba też gotowy na odpowiedź.

W zasadzie, dużo dość ukrywał.

– Czy w domu jest już wszystko zrobione? – spytał niewinnie.

Zastanowił się. Poszorowane, poodkurzane, zaimpregnowane. Poustawiane, poukładane, posegregowane. Pomyte, prócz jeden patelni, talerza i gara z gotującą się zupą. Stare meble już poszły w rozległy świat prócz małej komody, ale w razie czego znajdzie dla niej zastosowanie. Na jakieś narzędzia, chuj wie. Do garażu wolał się już w tym tygodniu za bardzo nie zbliżać, zbyt nostalgicznie tam było.

– Oi, tak – potwierdził. – Czemu?

– Chciałbym iść na klify z Tytanem, ale trochę się boję po ostatnim – odparł spokojnie. – Poszedłbyś z nami?

Cicatrices [Riren, Ereri, Levi x Eren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz