XIV

174 26 1
                                    

Matko jak dawno tu nie było rozdziału! Ale tak jakoś się wszystko dziwnie układało...






Louis zerwał się, czując nagły ból na plecach. Nie miał pojęcia, co tutaj robił, bo ostatnie co pamiętał to to, że szedł do swojej walizki, a teraz leżał na kanapie na brzuchu i ktoś bezczelnie dotykał jego poranionej skóry. Wampir.

– Leż i daj mi skończyć – odezwał się Harry, widząc, jak szatyn zaczyna się podnosić i odruchowo przycisnął dłonią jego plecy. Znalazł go nieprzytomnego na środku salonu, kiedy wrócił z dworu. Po pierwsze nie miał do końca ochoty przebywać z Louisem w tym samym pomieszczeniu, kiedy ten był totalnie owładnięty jakąś manią prześladowczą, sto razy bardziej wolałby pogadać z nim na spokojnie, ale miał dziwne wrażenie, że tamten już ma swoje zdanie i raczej go nie zmieni. Cóż, byłoby miło, gdyby jednak porozmawiali. Wiedział, że Louis był na niego wściekły, w końcu to on postarał się o to, że stał się nieśmiertelny, ale on zmienił się przez te parę wieków i już miał trochę dość tej ich relacji. A po drugie musiał przynieść przecież drewno, żeby rozpalić w kominku. Pogoda się zmieniała i zapowiadało się, że kilka najbliższych dni będzie chłodnych. Pewnie niedługo zacznie lać deszcz.

– Co ty robisz? – warknął od razu szatyn, próbując odpędzić się od wampira, ale teraz naprawdę nie miał zbyt wiele siły.

– Przestaniesz? Muszę ci opatrzyć rany – odpowiedział wampir.

– Już to zrobiłeś – odezwał się Louis, nadal próbując w jakiś sposób odgonić Harry'ego.

– Muszę to robić codziennie, idioto.

Szatyn nabrał powietrza, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie jęknął protestująco i opadł na kanapę, na co Harry przewrócił oczami, bo naprawdę zaczynał tracić do niego cierpliwość, do tego zdziwił się, że Louis ustąpił tak szybko.

– To jakaś trucizna? – zapytał, na co tamten roześmiał się od razu i odruchowo pokręcił głową.

– Masz paranoję – stwierdził Harry.

– Po prostu ci nie ufam – powiedział Louis.

– Czyli masz paranoję. Poza tym już ci mówiłem, że gdybym miał zamiar cię zabić, to już bym to zrobił, no i jest jeszcze jedna kwestia, dobrze wiesz, że nie umrzesz, póki ja będę żył. Myślę, że przez tyle wieków już dobrze zdałeś sobie z tego sprawę.

Szatyn zacisnął zęby, czując, jak zaczyna się wściekać i znowu chciał się podnieść, jednak Harry i tym razem przycisnął go do kanapy.

– Leż – nakazał. – Swoją drogą nieźle cię poharatała.

To o dziwo zainteresowało Louisa. Zawsze martwił się o siebie i może wiedział, że tak naprawdę nic nie jest w stanie mu się stać, ale jakoś zawsze lubił być na bieżąco ze wszystkimi odniesionymi ranami.

– Mogę zobaczyć? – zapytał.

– Chcesz zobaczyć, jak cię poraniła? – odpowiedział pytaniem Harry.

– Co w tym dziwnego?

Wampir wzruszył ramionami, chociaż wiedział, że szatyn i tak nie był w stanie tego zobaczyć, ale to było ciekawe.

– Jeśli będziesz leżał grzecznie jeszcze przez kilka minut i pozwolisz mi opatrzeć wszystko dokładnie, to poszukam jakiegoś lusterka – odpowiedział po chwili, znowu wywołując tym prychnięcie Tomlinsona.

You're the hunter and I'm your preyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz