XX

189 28 1
                                    

A taki mały myk🙈









Tak naprawdę szatyn nie za wiele skupiał się na filmie. W głowie analizował słowa wampira i może byłby skłonny mu uwierzyć, jednak było w tym coś, co nie dawało mu spokoju. Nie miał pojęcia co, ale pewnie kiedyś się dowie. Czuł jednak, że Harry może mieć trochę racji z tym, że za długo żył wszystkim, co wpajał mu Zakon i teraz bardzo ciężko będzie mu zmienić zdanie. Oczywiście wiedźmy i inne stworzenia, które wcześniej zabijał, a teraz tylko rejestrował, ostatecznie nie okazywały się takie złe, a przynajmniej w większości, i żyły sobie spokojnie wśród ludzi, jednak to nadal był wampir. Wampiry zawsze były niebezpieczne, chociażby z tego powodu, że do życia potrzebna im była krew.

– Możesz przestać się na mnie gapić? – zapytał w pewnym momencie Harry i Louis nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że faktycznie patrzył na niego, myśląc o tym wszystkim. – Jeśli masz jakieś pytania, chętnie odpowiem.

– Nie mam, zastanawiałem się tylko nad tym twoim nawróceniem – odpowiedział szatyn i Harry uniósł brwi zaskoczony.

– Myślałem, że mi nie wierzysz.

– Bo nie wierzę – powiedział tamten, przez co Harry tylko pokręcił głową. Nie miał na niego sił i nie miał aktualnie ochoty wałkować tego po raz kolejny. – Pokaż mi – dodał jeszcze Louis i tym razem Harry był jeszcze bardziej zbity z tropu.

– Co? – zapytał.

– Pokaż mi, jak cię poraniła.

– Och – odezwał się brunet. – Nic takiego, ty oberwałeś bardziej.

– Pokaż – odpowiedział Tomlinson tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Ja... – zaczął znowu wampir, jednak spojrzenie, które teraz rzucił mu Louis, sprawiło, że już nie miał ochoty się tłumaczyć, westchnął jedynie i po chwili złapał materiał koszulki, którą miał na sobie i pociągnął ją w górę, a kiedy ją zdjął, odwrócił się lekko bokiem, żeby Louis mógł zobaczyć kilka zadrapań. – Nic takiego, oberwałem pazurami nie pierwszy raz, poluję na nie.

– Wiesz, nie znam się na tym szczególnie, ale to nie wygląda na nic takiego – odpowiedział szatyn, widząc głębokie szramy ciągnące się od barku przez ramię wampira.

Brunet wzruszył ramionami, po czym ubrał koszulkę.

– To dlatego, że też jesteś ranny, już dawno nie byłoby śladu.

Louis skrzywił się od razu. Nie lubił tego połączenia między nimi. Wiele razy wściekał się, że nie mógł nic sobie zrobić, bo wampir żył. Jedynym wyjściem było jego zabicie i wtedy odzyskałby swoją śmiertelność, ale ten ciągle wymykał mu się z rąk.

– Jesteś pewien? – zapytał szatyn, chociaż nie wiedział, dlaczego w ogóle go to obchodziło, ale może dlatego, że im dłużej Harry chorował, tym dłużej i on będzie się męczył.

– Tak, jestem pewien, nic mi nie jest, poza tym, od kiedy tak się o mnie martwisz?

– Może martwię się dlatego, że nie będę miał kogo ganiać – powiedział Louis i Harry zaśmiał się cicho.

– To by wiele wyjaśniało – odpowiedział, po czym spojrzał na szatyna całkowicie poważnie. – Lubię cię, Louis. Naprawdę chciałbym, żebyśmy doszli do porozumienia.

– Jak możesz mnie lubić, skoro nawet tak naprawdę mnie nie znasz.

– Trochę znam, spotkaliśmy się już przecież kilka razy, poza tym zawsze możemy się poznać, jeśli w końcu pozbędziesz się swojej obsesji – oznajmił Harry. – Jestem już grzecznym wampirem, nikogo nie zabijam, a tamto to naprawdę był przypadek i może spróbujesz wyciągnąć z tego coś dobrego, na przykład to, że nie każdy ma tyle czasu na tym świecie i można go zagospodarować na różne sposoby.

You're the hunter and I'm your preyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz