XXIV

127 26 3
                                    

Jak ja nie lubię tych wszystkich świąt, wtedy zawsze mój harmonogram nawala, bo staram się nadrabiać wszystko w domu... o wiele lepiej czuję się w normalnych tygodniach pracy i przynajmniej ogarniam jaki jest wtedy dzień 🤷‍♀️








Louis wpatrywał się w gotującego Harry'ego i to było naprawdę dziwne zjawisko. Gotujący wampir, co za ironia losu. Zbyt dużo myśli krążyło po jego głowie, ale coś w końcu w niej zaskoczyło. Uśmiechnął się lekko, naprawdę sporo czasu mu to zajęło, chociaż z drugiej strony nie był do końca pewien, ale wszystko na to wskazywało. Teraz musiał wybrać tylko odpowiedni moment, żeby zaatakować wampira. Słownie, bo słownie, ale zawsze coś w jego stanie. Po prostu patrzył, jak ten niezdarnie krząta się po kuchni, tracąc siły na nierówną walkę z risottem i gdyby nie to, że byli odwiecznymi wrogami, ta scena mogłaby być nawet urocza. Dziwnie było patrzeć na tę ludzką stronę wampira, której nigdy wcześniej nie znał i której istnienia w życiu by się nie spodziewał. Dla niego zawsze był tylko bestią i to, co dostrzegał od tych paru dni, całkowicie kłóciło się ze wszystkim, w co do tej pory wierzył. I może do tego wszystkiego jakoś byłby w stanie się kiedyś przyzwyczaić, ale najgorsze było odkrycie, którego dokonał przed chwilą. 

W końcu Harry przyniósł mu talerz, pytając przy okazji czy pomóc mu usiąść wygodniej, ale Louis tylko oznajmił mu, że sam da sobie radę. Nie był przecież umierający, tym bardziej nie potrzebował ciągle być na łasce wampira. Wziął od niego risotto, przyglądając mu się jeszcze przez chwilę, ale skoro wampir do teraz go nie otruł, to chyba już tego nie zrobi. Harry przyniósł mu jeszcze coś do picia i Louis bąknął jakieś podziękowanie, po czym zaczął jeść. Nie spojrzał na Harry'ego, kiedy ten usiadł w fotelu.

– Może włączę jakiś nowy film? – zaproponował, ale szatyn nie miał teraz najmniejszej ochoty rozmawiać o filmach.

– Od dawna to trwa? – zapytał, na co Harry automatycznie uniósł brwi. 

– Słucham? – odpowiedział pytaniem, nie mając pojęcia, o co może chodzić Tomlinsonowi.

– To ze mną – wyjaśnił szatyn, a raczej mówił tak, żeby to słowo nie przeszło mu przez gardło.

– Co z tobą? – dopytał Harry, nadal nie rozumiejąc. 

– To – odpowiedział Louis, przez co wampir tylko jeszcze wyżej uniósł brwi. – No to. To twoje jakieś zauroczenie. 

Harry na moment otworzył usta, nie wierząc w to, co właśnie usłyszał, ale wyglądało na to, że szatyn wreszcie zaczął łączyć kropki.

– Moje zauroczenie... – powtórzył. – Nie jestem tobą zauroczony, a raczej w tobie, myślę jednak, że mówiłem ci już, że cię lubię i to, że ganiamy się od stuleci, ale tak naprawdę się nie znamy. To miła rozrywka, chociaż ostatecznie wolałbym, żebyśmy w końcu wypracowali jakiś kompromis.

Louis odruchowo zacisnął zęby. Harry właśnie kłamał go w żywe oczy, a on zdecydowanie nie lubił, kiedy ktoś tak z nim pogrywał. Dobrze wiedział, że kłamał, bo przecież zrobił TO już dwa razy.

– W takim razie, dlaczego to zrobiłeś? – zapytał, starając się brzmieć spokojnie i przeprowadzić z wampirem normalną rozmowę. Musiał wiedzieć, dopiero po tym może się na niego rzucić. 

– Co zrobiłem? – odpowiedział pytaniem Harry.

– To – powiedział Louis, ale naprawdę to nie przechodziło mu przez gardło. Nie, kiedy zrobił to właśnie Harry. Nigdy nie miał większych problemów z mówieniem o swoich związkach, a raczej przelotnych romansach, tym bardziej nie miał ich, kiedy rozmawiał o seksie, ale to był cholerny wampir, którego nienawidził. Chyba, bo już sam się w tym gubił. Ale musiał go nienawidzić, prawda? Tak dla zasady.

You're the hunter and I'm your preyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz