Mały na dzisiaj, ale postaram się w święta trochę nadrobić i może wykrzesać jakiś maraton, bo za nic nie mam teraz czasu przez te święta 🙄
Londyn, czerwiec 1613
Tym razem Louis nie grał zbyt wielkiej roli, dlatego już przebrany, po prostu obserwował krzątające się po teatrze osoby. William jak zwykle biegał dookoła, sprawdzając, czy aby wszystko jest na miejscu, ale on zawsze był przewrażliwiony na punkcie swoich sztuk. W pewnym momencie jego wzrok przykuła sylwetka Howarda, przemykającego między dekoracjami i odruchowo podążył za nim. Nie miał pojęcia, dlaczego to zrobił, ale czuł, że coś było na rzeczy. Zastał go przeglądającego rekwizyty, do tego wampir chyba go nie usłyszał, więc oparł się o ścianę i przez chwilę przyglądał uważnie, po czym postanowił się odezwać.
- Co knujesz tym razem? - zapytał, a brunet wyprostował się od razu jak struna i odwrócił do niego.
Patrzył przez moment, jakby go nie rozpoznawał.
- Louis - powiedział w końcu z wyraźną ulgą w głosie. - Przestraszyłeś mnie.
Szatyn prychnął od razu.
- Od kiedy to wampiry się boją?
- Od zawsze - odpowiedział mu Howard, po czym znowu odwrócił się i pochylił nad skrzynią z rekwizytami, zaczynając w niej szperać, a Louis jakoś nie mógł w tym momencie się powstrzymać. Podszedł bliżej i stanął obok niego, po czym sięgnął dłonią do szyi bruneta, przesuwając po niej swoje palce.
Howard zamarł natychmiast i odruchowo przełknął ślinę, żeby zaraz po tym strącić rękę Louisa i znowu na niego spojrzeć. Mierzyli się wzrokiem przez dłuższą chwilę, po czym szatyn znowu sięgnął do szyi wampira, lekko zaciskając na niej palce. A gdyby zacisnął je mocniej?
- Louis, przestań - odezwał się Howard, jednak szatyn nie miał zamiaru tego robić, jego palce przesunęły się w górę, sięgając ust bruneta i odchylając lekko jego wargi. - Louis - upomniał znowu tamten, ale i tym razem szatyn nie zareagował. Wpatrywał się intensywnie w twarz wampira, za to Howard nie miał pojęcia, w jakiej sytuacji właśnie się znalazł.
Mieli wrażenie, jakby czas zatrzymał się wokół nich i brunet był przekonany, że minęły już wieki i ktoś na pewno zaraz zacznie ich szukać, jednak nie był w stanie oderwać wzroku od tych hipnotyzująco błękitnych tęczówek szatyna. W końcu jednak zareagował i odepchnął jego rękę, po czym automatycznie ujął jego twarz w dłonie. Zanim Louis w ogóle zareagował, złożył na jego ustach mocny pocałunek, po czym uciekł, zostawiając szatyna samego. Nie miał pojęcia, co mu strzeliło do głowy, ale był święcie przekonany, że Louis znienawidzi go teraz jeszcze bardziej i o wiele więcej starań włoży w to, żeby go dopaść. Wbiegł na scenę, o mało nie zderzając się na niej z Williamem.
- Przyniosłeś? - zapytał mężczyzna, oczekując czegoś od niego i dopiero w tym momencie do bruneta dotarło, że ten wysłał go po broszę, którą chciał przypiąć Ofelii, a raczej Ernestowi, który ją grał.
- J-ja... - zająknął się Howard. - Nie znalazłem jej.
William westchnął ciężko.
- Sam jej poszukam - oznajmił i minął bruneta, wchodząc za kulisy, a ten tylko odprowadził go wzrokiem. Nie spodziewał się natrafić po drodze na Louisa opierającego się o dekoracje i przyglądającego mu się uważnie. Od razu odwrócił wzrok. Musiał jak najszybciej się stąd wynieść.
CZYTASZ
You're the hunter and I'm your prey
FanficLouis od lat tuła się po świecie, od kiedy znienawidzony przez niego wampir sprawił, że stał się nieśmiertelny. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie przysiągł zemścić się na tej istocie i w końcu jej dopaść. Harold, Howard, Henry, czy jakie imię teraz...